Uważajcie na zwodzicieli
Wczoraj, nie to już przedwczoraj, wieczorem byłem świadkiem symbolicznego zdarzenia, które omal nie zakonczyło się tragicznie.
Zmierzchało się, a ja własnie przechodziłem przez ruchliwe skrzyzowanie na Alejach Havla. Akurat było czerwone światło, ale rozejrzawszy się uważnie, czy coś nie nadjeżdżą, przeszedłem pierwszą jezdnię i zatrzymałem się na wysepce przed wejściem na drugą. Taką mam strategię: kieruję się w pierwszym rzędzie oceną sytuacji, a nie kolorami świateł, choć tej strategii innym nie polecam, bo wymaga uwagi. Popatrzyłem na prawo, skąd w odległości ok. 150 metrów było widać światła kolejnej fali samochodów a za nimi słychać było narastające wycie syreny albo radiowożu albo karetki.
Stałem więć tam i czekałem. W pewnym momencie zapaliło się zielono światło i widzę, że jakaś dziewczyna naprzeciwko wchodzi na jezdnię nie zważając na to, co się dzieje. Samochody coraz bliżej, syrena wyje coraz bliżej i głośniej, więc macham do niej, a ona nic, idzie dalej, jakby niczego nie widziała ani nie słyszała. W ostatniej jednak chwili coś do niej dotarło, przyspieszyła i cudem umknęła spod kół rozpędzonego pojazdu.
Co się przydarzyło tej dziewczynie ?
Padła ofiarą dość powszechnego złudzenia, błędu poznawczego, którego ja staram się unikać.
Czerwone światło to nie zagrożenie, to tylko ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem, które może wystąpić, ale niekoniecznie. Zielone światło z kolei, to nie jest absolutna gwarancja bezpieczeństwa, lecz tylko obietnica. Zagrożenie bądź bezpieczeństwo wynikają nie z kolorów, lecz z realnej sytuacji. Ludziom jednak te dwa aspekty zlewają się w jedno, co może mieć niekiedy tragiczne skutki.
Ponadto w życiu społecznym takie pomieszanie znaku z sytuacją prowadzi to do tego, że ostrzeżenie czy przestroga przed błędem traktowane bywa przez ludzi jako zagrożenie, grożba czy coś w rodzaju "mowy nienawiści".
Ludzie ignorują fakt, że czerwone światło to tylko komunikat o możliwym zagrożeniu, a nie realne zagrożenie, a zielone światło to z kolei nie jest absolutna gwarancja bezpieczeństwa. O wszystkim decyduje relana sytuacja.
Komunikat może być prawdziwy albo fałszywy, więc trzeba brać pod uwagę przede wszystkim realną sytuację, czyli kontekst sytuacyjny. Trzeba zatem kierować się oceną realnej sytuacji, bo jest mnóstwo chetnych do manipulowania komunikatami i wprowadzania ludzi w błąd.
W przypadku opisywanej tu dziewczyny dała się ona zwieść złudzeniu, czeli fałszywemu w tej konkretnej sytacji komunikatowi, co omal nie skończyło się tragicznie.
Jaki jest z tego morał ?
Morał nie dotyczy tylko kwestii ruchu ulicznego lecz wszystkich kwestii społecznych i brzmi: uważajcie na zwodzicieli.
A ja miałem przy okazji powierdzenie wielu moich tez.
Wczoraj, nie to już przedwczoraj, wieczorem byłem świadkiem symbolicznego zdarzenia, które omal nie zakonczyło się tragicznie.
Zmierzchało się, a ja własnie przechodziłem przez ruchliwe skrzyzowanie na Alejach Havla. Akurat było czerwone światło, ale rozejrzawszy się uważnie, czy coś nie nadjeżdżą, przeszedłem pierwszą jezdnię i zatrzymałem się na wysepce przed wejściem na drugą. Taką mam strategię: kieruję się w pierwszym rzędzie oceną sytuacji, a nie kolorami świateł, choć tej strategii innym nie polecam, bo wymaga uwagi. Popatrzyłem na prawo, skąd w odległości ok. 150 metrów było widać światła kolejnej fali samochodów a za nimi słychać było narastające wycie syreny albo radiowożu albo karetki.
Stałem więć tam i czekałem. W pewnym momencie zapaliło się zielono światło i widzę, że jakaś dziewczyna naprzeciwko wchodzi na jezdnię nie zważając na to, co się dzieje. Samochody coraz bliżej, syrena wyje coraz bliżej i głośniej, więc macham do niej, a ona nic, idzie dalej, jakby niczego nie widziała ani nie słyszała. W ostatniej jednak chwili coś do niej dotarło, przyspieszyła i cudem umknęła spod kół rozpędzonego pojazdu.
Co się przydarzyło tej dziewczynie ?
Padła ofiarą dość powszechnego złudzenia, błędu poznawczego, którego ja staram się unikać.
Czerwone światło to nie zagrożenie, to tylko ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem, które może wystąpić, ale niekoniecznie. Zielone światło z kolei, to nie jest absolutna gwarancja bezpieczeństwa, lecz tylko obietnica. Zagrożenie bądź bezpieczeństwo wynikają nie z kolorów, lecz z realnej sytuacji. Ludziom jednak te dwa aspekty zlewają się w jedno, co może mieć niekiedy tragiczne skutki.
Ponadto w życiu społecznym takie pomieszanie znaku z sytuacją prowadzi to do tego, że ostrzeżenie czy przestroga przed błędem traktowane bywa przez ludzi jako zagrożenie, grożba czy coś w rodzaju "mowy nienawiści".
Ludzie ignorują fakt, że czerwone światło to tylko komunikat o możliwym zagrożeniu, a nie realne zagrożenie, a zielone światło to z kolei nie jest absolutna gwarancja bezpieczeństwa. O wszystkim decyduje relana sytuacja.
Komunikat może być prawdziwy albo fałszywy, więc trzeba brać pod uwagę przede wszystkim realną sytuację, czyli kontekst sytuacyjny. Trzeba zatem kierować się oceną realnej sytuacji, bo jest mnóstwo chetnych do manipulowania komunikatami i wprowadzania ludzi w błąd.
W przypadku opisywanej tu dziewczyny dała się ona zwieść złudzeniu, czeli fałszywemu w tej konkretnej sytacji komunikatowi, co omal nie skończyło się tragicznie.
Jaki jest z tego morał ?
Morał nie dotyczy tylko kwestii ruchu ulicznego lecz wszystkich kwestii społecznych i brzmi: uważajcie na zwodzicieli.
A ja miałem przy okazji powierdzenie wielu moich tez.
Zmierzchało się, a ja własnie przechodziłem przez ruchliwe skrzyzowanie na Alejach Havla. Akurat było czerwone światło, ale rozejrzawszy się uważnie, czy coś nie nadjeżdżą, przeszedłem pierwszą jezdnię i zatrzymałem się na wysepce przed wejściem na drugą. Taką mam strategię: kieruję się w pierwszym rzędzie oceną sytuacji, a nie kolorami świateł, choć tej strategii innym nie polecam, bo wymaga uwagi. Popatrzyłem na prawo, skąd w odległości ok. 150 metrów było widać światła kolejnej fali samochodów a za nimi słychać było narastające wycie syreny albo radiowożu albo karetki.
Stałem więć tam i czekałem. W pewnym momencie zapaliło się zielono światło i widzę, że jakaś dziewczyna naprzeciwko wchodzi na jezdnię nie zważając na to, co się dzieje. Samochody coraz bliżej, syrena wyje coraz bliżej i głośniej, więc macham do niej, a ona nic, idzie dalej, jakby niczego nie widziała ani nie słyszała. W ostatniej jednak chwili coś do niej dotarło, przyspieszyła i cudem umknęła spod kół rozpędzonego pojazdu.
Co się przydarzyło tej dziewczynie ?
Padła ofiarą dość powszechnego złudzenia, błędu poznawczego, którego ja staram się unikać.
Czerwone światło to nie zagrożenie, to tylko ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem, które może wystąpić, ale niekoniecznie. Zielone światło z kolei, to nie jest absolutna gwarancja bezpieczeństwa, lecz tylko obietnica. Zagrożenie bądź bezpieczeństwo wynikają nie z kolorów, lecz z realnej sytuacji. Ludziom jednak te dwa aspekty zlewają się w jedno, co może mieć niekiedy tragiczne skutki.
Ponadto w życiu społecznym takie pomieszanie znaku z sytuacją prowadzi to do tego, że ostrzeżenie czy przestroga przed błędem traktowane bywa przez ludzi jako zagrożenie, grożba czy coś w rodzaju "mowy nienawiści".
Ludzie ignorują fakt, że czerwone światło to tylko komunikat o możliwym zagrożeniu, a nie realne zagrożenie, a zielone światło to z kolei nie jest absolutna gwarancja bezpieczeństwa. O wszystkim decyduje relana sytuacja.
Komunikat może być prawdziwy albo fałszywy, więc trzeba brać pod uwagę przede wszystkim realną sytuację, czyli kontekst sytuacyjny. Trzeba zatem kierować się oceną realnej sytuacji, bo jest mnóstwo chetnych do manipulowania komunikatami i wprowadzania ludzi w błąd.
W przypadku opisywanej tu dziewczyny dała się ona zwieść złudzeniu, czeli fałszywemu w tej konkretnej sytacji komunikatowi, co omal nie skończyło się tragicznie.
Jaki jest z tego morał ?
Morał nie dotyczy tylko kwestii ruchu ulicznego lecz wszystkich kwestii społecznych i brzmi: uważajcie na zwodzicieli.
A ja miałem przy okazji powierdzenie wielu moich tez.
Wczoraj, nie to już przedwczoraj, wieczorem byłem świadkiem symbolicznego zdarzenia, które omal nie zakonczyło się tragicznie.
Zmierzchało się, a ja własnie przechodziłem przez ruchliwe skrzyzowanie na Alejach Havla. Akurat było czerwone światło, ale rozejrzawszy się uważnie, czy coś nie nadjeżdżą, przeszedłem pierwszą jezdnię i zatrzymałem się na wysepce przed wejściem na drugą. Taką mam strategię: kieruję się w pierwszym rzędzie oceną sytuacji, a nie kolorami świateł, choć tej strategii innym nie polecam, bo wymaga uwagi. Popatrzyłem na prawo, skąd w odległości ok. 150 metrów było widać światła kolejnej fali samochodów a za nimi słychać było narastające wycie syreny albo radiowożu albo karetki.
Stałem więć tam i czekałem. W pewnym momencie zapaliło się zielono światło i widzę, że jakaś dziewczyna naprzeciwko wchodzi na jezdnię nie zważając na to, co się dzieje. Samochody coraz bliżej, syrena wyje coraz bliżej i głośniej, więc macham do niej, a ona nic, idzie dalej, jakby niczego nie widziała ani nie słyszała. W ostatniej jednak chwili coś do niej dotarło, przyspieszyła i cudem umknęła spod kół rozpędzonego pojazdu.
Co się przydarzyło tej dziewczynie ?
Padła ofiarą dość powszechnego złudzenia, błędu poznawczego, którego ja staram się unikać.
Czerwone światło to nie zagrożenie, to tylko ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem, które może wystąpić, ale niekoniecznie. Zielone światło z kolei, to nie jest absolutna gwarancja bezpieczeństwa, lecz tylko obietnica. Zagrożenie bądź bezpieczeństwo wynikają nie z kolorów, lecz z realnej sytuacji. Ludziom jednak te dwa aspekty zlewają się w jedno, co może mieć niekiedy tragiczne skutki.
Ponadto w życiu społecznym takie pomieszanie znaku z sytuacją prowadzi to do tego, że ostrzeżenie czy przestroga przed błędem traktowane bywa przez ludzi jako zagrożenie, grożba czy coś w rodzaju "mowy nienawiści".
Ludzie ignorują fakt, że czerwone światło to tylko komunikat o możliwym zagrożeniu, a nie realne zagrożenie, a zielone światło to z kolei nie jest absolutna gwarancja bezpieczeństwa. O wszystkim decyduje relana sytuacja.
Komunikat może być prawdziwy albo fałszywy, więc trzeba brać pod uwagę przede wszystkim realną sytuację, czyli kontekst sytuacyjny. Trzeba zatem kierować się oceną realnej sytuacji, bo jest mnóstwo chetnych do manipulowania komunikatami i wprowadzania ludzi w błąd.
W przypadku opisywanej tu dziewczyny dała się ona zwieść złudzeniu, czeli fałszywemu w tej konkretnej sytacji komunikatowi, co omal nie skończyło się tragicznie.
Jaki jest z tego morał ?
Morał nie dotyczy tylko kwestii ruchu ulicznego lecz wszystkich kwestii społecznych i brzmi: uważajcie na zwodzicieli.
A ja miałem przy okazji powierdzenie wielu moich tez.