Na kolację do Latającego Holendra trafiłam niechcący, bowiem było późno i niestety wtedy w Gdańsku mało restauracji jest otwartych, to jest jedyny plus chyba Latającego Holendra. Na początku zamówiłam pólwytrwane wino było ewidentnie słodkie. Jako przystawkę zamówiłam carpacio, które było conajwyżej przeciętne, a w dodatku niedokładnie odmrożone. Mój chłopak zamówił sałatkę cesarska z kurczakiem, niestety była to zwykła sałatka z kurczakiem i warzywami. Następnie domówiłam krewetki w pietruszcze, czosnku i białym winie. Kelner podał mi na słodko w migdałach i z owocami. Kiedy mu powiedziałam, że ja zamawiałam inne, był wyraźnie niezadowolony. Z lekko obrażoną miną poszedł w stronę kuchni. Po 10 minutach dostałam nowe, wedle wcześniejszego zamówienia i conajgorsze wyczuwałam w nich migdały;/ żeby było mało, ceny bardzo wygórowane w porównaniu do innych restauracji w Gdańsku.
Byłam niemile rozczarowana i już tam nie wrócę.