Widzę, że wiele komentarzy pokrywa się z tym co sam chciałem opisać. Jak żyję nie spotkałem się nigdy z taką sytuacją. Najpierw przyszedłem z wirusowym zapaleniem gardła, na które dostałem 3 dni zwolnienia (pon - sr). W czwartek choć czułem się lepiej nadal wg mnie byłem chory. Lekarz stwierdził, że "choć nie jest Pan w pełni zdrowy nie widzę podstaw do przedłużenia L4" (sic! logika). Na pytanie czy nie zarażę współpracowników, usłyszałem: "pan kieruje to pytanie do mnie jako osoby prywatnej a ja muszę się usprawiedliwiać przed ZUSem, który nie jest instytucją charytatywną i nie obchodzą go takie kwestie społeczne" (ponownie logika - jesli zarażam to więcej ludzi na L4?).

Postanowiłem uzyskać drugą opinię. Badający mnie lekarz po oględzinach stwierdził, że na wirusa nałożyła się bakteria i gardło wg niego wygląda bardzo słabo. Dostałem antybiotyk i zalecenie niewychodzenia z łóżka do konca tygodnia - groteska i fuszerka to mało powiedziane. Podsumowując - omijać szerokim łukiem, choć intrygująca jest ta niechęć wystawiania zwolnień za wszelką cenę (cenę zdrowia pacjenta panie Hipokratesie).