Moja mama była pacjentką w okresie kwietnia i maja. Najpierw była na oddziale kardiologicznym. Było bardzo dobrze. Potem skierowano ją na oddział
pulmunologiczny i nie wiem czy kiedylokwiek wybaczę sobie, że ją tam
zawiozłam. Mama lat 87 została potraktowana jak worek kartofli. Szczególnie niższy personel jest pozbawiony jakiejkolwiek empatii. Szarpanie przy przebieraniu, ostra jazda
wózkiem po korytarzach. Zgubiono jej dolną protezę szczęki, więc nie mogła
jeść. W drodze na rtg została uderzona
stalowymi drzwiami w goleń, co spowodowało krwotok i ranę, która
nigdy się nie zagoiła. Pomimo moich
protestów zainstalowano cewnik, uniemożliwiajac jej chodzenie. Cewnik spowodował zakażenie dróg moczowych, które rozszerzyło się na
nerki. Podano antybiotyk dożylny.
Podawali mamie leki oszałamiające, po których majaczyła na jawie i była w innym świecie. Zrealizowali procedurę
pulmunologiczną, jednocześnie wykańczając mamę kompletnie. Do szpitala poszła o własnych siłach przy chodziku, ubierała się sama, jadła przy stole samodzielnie. Po trzech tygodniach oddano nam ją zawiniętą w kołdrę, chudą jak z obozu, bez kontaktu. Starsi ludzie nie mają żadnych szans w polskim szpitalu.