ZTM Gdańsk - bardzo negatywne doświadczenia
Jestem osobą, która na co dzień porusza się po Trójmieście za pomocą prywatnego samochodu. Z trójmiejskiej komunikacji korzystam sporadycznie, natomiast często robię to podczas wyjazdów, zwłaszcza zagranicznych. Postanowiłam podzielić się moimi doświadczeniami z korzystania z nowej linii tramwajowej, która powstała niedaleko mojego domu na Morenie, gdy musiałam udać się do Urzędu Miejskiego w Gdańsku w godzinach szczytu.
Pierwszy kontakt zakończył się tylko pewnym dyskomfortem przy wsiadaniu do tramwaju, który spisałam na konto mojego braku doświadczenia. Podczas wsiadania otwarte drzwi tramwaju nagle zatrzasnęły się i uwięziły moją stopę i prawą dłoń. Byłam nieco zdziwiona oburzeniem maszynistki i jej tłumaczeniem, że to ja jestem jedyną osobą odpowiedzialną za otwieranie i zamykanie drzwi pojazdu. (Niestety moja prawa ręka została uwięziona i nie mogłam zainterweniować, na szczęście z pomocą przyszli inni pasażerowie i wszystko dobrze się skończyło.) Poza tym drobnym incydentem pani maszynistka była bardzo miła i uśmiechnięta oraz, co dopiero później doceniłam, bez problemów sprzedała mi bilet na przejazd.
Natomiast kolejne doświadczenie z przejazdem na trasie Morena-Nowe Ogrody wprawiło mnie w kompletne osłupienie i tym razem całkowicie przerosło moje zdolności adaptacyjne. Jechałam z synem, który zapomniał wziąć ze sobą kartę miejską. Chcieliśmy kupić dla niego bilet w automacie, stojąc na przystanku Warneńska w dniu 20 września 2016 roku około godziny 14.50. Po dwukrotnej nieudanej próbie nadjechał tramwaj linii nr 10. Zawołałam syna i wsiedliśmy do pojazdu przednimi drzwiami na oczach kierowcy tramwaju, który jakąś chwilę obserwował zmagania mojego syna z automatem biletowym. Najpierw mój syn, później ja poprosiliśmy kierowcę o sprzedaż pojedynczego biletu za 1zł 90gr, kładąc w okienku 2 zł (jedną złotówkę + dwie pięćdziesięciogroszówki). Długo nie mogłam się zorientować dlaczego kierowca zwleka z wydaniem biletu. Okazało się że nie może wydać reszty, która wynosiła 10 gr. Uśmiechnęłam się i oświadczyłam, że może ją zatrzymać, lecz kierowca nadal nie chciał wydać biletu. Uznałam, że jest wyjątkowo złośliwy prawdopodobnie musiał na nas chwilę poczekać na przystanku, gdy mój syn walczył z automatem. Poprosiłam więc go o okazanie numeru 3172. Nie widząc innego wyjścia skasowałam dwa bilety normalne, które miałam wcześniej przygotowane dla siebie i usiadłam. Za przejazd syna zapłaciłam więc podwójnie (a nawet potrójnie licząc opłatę zawartą w karcie miejskiej). Za chwilę za moimi plecami pojawił się kontroler biletów i w tym momencie zachowanie kierowcy stało się dla mnie zrozumiałe, lecz w zupełnie nowym świetle. Byłam tak zbulwersowana, że nie potrafiłam ukryć swojego oburzenia.
Obserwowane przy okazji reakcje moich synów były dla mnie również ciekawym doświadczeniem. Młodszy syn z którym jechałam nie rozumiał mojego zbulwersowania, a nawet wstydził się mojej nerwowej reakcji. Sytuacja nie była dla niego nowa i ją akceptował. Natomiast wieczorem od mojego starszego syna i jego kolegów usłyszałam opowieści o gangach kontrolerów współpracujących z kierowcami pojazdów komunikacji miejskiej, którzy po wejściu kontrolerów całkowicie zawieszają sprzedaż biletów z powodu tzw. braku reszty, bądź w ogóle braku biletów. Młodzież i dzieci dojeżdżające do szkoły najczęściej są łatwymi ofiarami kontrolerów. Usłyszałam o karach pobieranych za brak podpisu na legitymacji szkolnej, uchylaniu się kontrolerów przed pobieraniem niższych opłat za mandat na miejscu i wypisywaniu kilkukrotnie droższych mandatów, o łapankach z okazji rozpoczęcia roku szkolnego, zmiany miesiąca itp. Jako nauczyciel akademicki nie mogę pozostać obojętna wobec demoralizującego zachowania pracowników służb komunalnych w miejscach publicznych. Moja mama często skarży się, że obładowana zakupami ostatnia wchodzi do tramwaju czy autobusu, za nastolatkami i że coraz mniej młodych ludzi ustępuje jej miejsca. Czy należy się im dziwić, skoro nie dostarcza się im odpowiednich wzorców zachowania, które uwzględniają podstawowe interesy i potrzeby drugiego człowieka?
Postanowiłam poświęcić swój czas na opisanie tych zdarzeń, gdyż wiem, że duża grupa osób podobnie jak ja nie akceptuje tak nieuczciwego, bezwzględnego i często okrutnego traktowania pasażerów przez obsługę. Nie chciałabym dopuścić, aby przedstawione sytuacje w przyszłości nie były już w stanie nikogo poruszyć, czy choćby zdziwić.
Mam wątpliwości czy regulaminy korzystania z komunikacji miejskiej uwzględniają podstawowe interesy klienta i czy nie dochodzi do nadinterpretacji bądź błędnej interpretacji prawa. (Obsługa transportu jest przekonana, że działa zgodnie z literą prawą.) Być może przy okazji kontroli biletów pasażerów, odpowiednie służby powinny skontrolować również możliwości i poziom obsługi pasażerów przez kierowcę pojazdu. Jeśli istnieje obawa przed nadmiarem wpływów ze sprzedaży biletów w autobusach można przeznaczyć je na jakiś szlachetny cel.
Osobiście zamierzam unikać kontaktów z transportem miejskim. Mimo, że dojazd samochodem wiąże się ze staniem w korkach, a nie rzadko koniecznością akceptacji cwaniactwa i chamstwa niektórych kierowców, bardziej razi mnie bulwersująca postawa pracowników służb publicznych demonstrowana w majestacie postawa. Muszę dodać, że nie zdarzyło mi się dotychczas zetknąć z podobnym traktowaniem pasażerów komunikacji publicznej będąc za granicą, czy nawet w innych miastach w Polsce.
Pierwszy kontakt zakończył się tylko pewnym dyskomfortem przy wsiadaniu do tramwaju, który spisałam na konto mojego braku doświadczenia. Podczas wsiadania otwarte drzwi tramwaju nagle zatrzasnęły się i uwięziły moją stopę i prawą dłoń. Byłam nieco zdziwiona oburzeniem maszynistki i jej tłumaczeniem, że to ja jestem jedyną osobą odpowiedzialną za otwieranie i zamykanie drzwi pojazdu. (Niestety moja prawa ręka została uwięziona i nie mogłam zainterweniować, na szczęście z pomocą przyszli inni pasażerowie i wszystko dobrze się skończyło.) Poza tym drobnym incydentem pani maszynistka była bardzo miła i uśmiechnięta oraz, co dopiero później doceniłam, bez problemów sprzedała mi bilet na przejazd.
Natomiast kolejne doświadczenie z przejazdem na trasie Morena-Nowe Ogrody wprawiło mnie w kompletne osłupienie i tym razem całkowicie przerosło moje zdolności adaptacyjne. Jechałam z synem, który zapomniał wziąć ze sobą kartę miejską. Chcieliśmy kupić dla niego bilet w automacie, stojąc na przystanku Warneńska w dniu 20 września 2016 roku około godziny 14.50. Po dwukrotnej nieudanej próbie nadjechał tramwaj linii nr 10. Zawołałam syna i wsiedliśmy do pojazdu przednimi drzwiami na oczach kierowcy tramwaju, który jakąś chwilę obserwował zmagania mojego syna z automatem biletowym. Najpierw mój syn, później ja poprosiliśmy kierowcę o sprzedaż pojedynczego biletu za 1zł 90gr, kładąc w okienku 2 zł (jedną złotówkę + dwie pięćdziesięciogroszówki). Długo nie mogłam się zorientować dlaczego kierowca zwleka z wydaniem biletu. Okazało się że nie może wydać reszty, która wynosiła 10 gr. Uśmiechnęłam się i oświadczyłam, że może ją zatrzymać, lecz kierowca nadal nie chciał wydać biletu. Uznałam, że jest wyjątkowo złośliwy prawdopodobnie musiał na nas chwilę poczekać na przystanku, gdy mój syn walczył z automatem. Poprosiłam więc go o okazanie numeru 3172. Nie widząc innego wyjścia skasowałam dwa bilety normalne, które miałam wcześniej przygotowane dla siebie i usiadłam. Za przejazd syna zapłaciłam więc podwójnie (a nawet potrójnie licząc opłatę zawartą w karcie miejskiej). Za chwilę za moimi plecami pojawił się kontroler biletów i w tym momencie zachowanie kierowcy stało się dla mnie zrozumiałe, lecz w zupełnie nowym świetle. Byłam tak zbulwersowana, że nie potrafiłam ukryć swojego oburzenia.
Obserwowane przy okazji reakcje moich synów były dla mnie również ciekawym doświadczeniem. Młodszy syn z którym jechałam nie rozumiał mojego zbulwersowania, a nawet wstydził się mojej nerwowej reakcji. Sytuacja nie była dla niego nowa i ją akceptował. Natomiast wieczorem od mojego starszego syna i jego kolegów usłyszałam opowieści o gangach kontrolerów współpracujących z kierowcami pojazdów komunikacji miejskiej, którzy po wejściu kontrolerów całkowicie zawieszają sprzedaż biletów z powodu tzw. braku reszty, bądź w ogóle braku biletów. Młodzież i dzieci dojeżdżające do szkoły najczęściej są łatwymi ofiarami kontrolerów. Usłyszałam o karach pobieranych za brak podpisu na legitymacji szkolnej, uchylaniu się kontrolerów przed pobieraniem niższych opłat za mandat na miejscu i wypisywaniu kilkukrotnie droższych mandatów, o łapankach z okazji rozpoczęcia roku szkolnego, zmiany miesiąca itp. Jako nauczyciel akademicki nie mogę pozostać obojętna wobec demoralizującego zachowania pracowników służb komunalnych w miejscach publicznych. Moja mama często skarży się, że obładowana zakupami ostatnia wchodzi do tramwaju czy autobusu, za nastolatkami i że coraz mniej młodych ludzi ustępuje jej miejsca. Czy należy się im dziwić, skoro nie dostarcza się im odpowiednich wzorców zachowania, które uwzględniają podstawowe interesy i potrzeby drugiego człowieka?
Postanowiłam poświęcić swój czas na opisanie tych zdarzeń, gdyż wiem, że duża grupa osób podobnie jak ja nie akceptuje tak nieuczciwego, bezwzględnego i często okrutnego traktowania pasażerów przez obsługę. Nie chciałabym dopuścić, aby przedstawione sytuacje w przyszłości nie były już w stanie nikogo poruszyć, czy choćby zdziwić.
Mam wątpliwości czy regulaminy korzystania z komunikacji miejskiej uwzględniają podstawowe interesy klienta i czy nie dochodzi do nadinterpretacji bądź błędnej interpretacji prawa. (Obsługa transportu jest przekonana, że działa zgodnie z literą prawą.) Być może przy okazji kontroli biletów pasażerów, odpowiednie służby powinny skontrolować również możliwości i poziom obsługi pasażerów przez kierowcę pojazdu. Jeśli istnieje obawa przed nadmiarem wpływów ze sprzedaży biletów w autobusach można przeznaczyć je na jakiś szlachetny cel.
Osobiście zamierzam unikać kontaktów z transportem miejskim. Mimo, że dojazd samochodem wiąże się ze staniem w korkach, a nie rzadko koniecznością akceptacji cwaniactwa i chamstwa niektórych kierowców, bardziej razi mnie bulwersująca postawa pracowników służb publicznych demonstrowana w majestacie postawa. Muszę dodać, że nie zdarzyło mi się dotychczas zetknąć z podobnym traktowaniem pasażerów komunikacji publicznej będąc za granicą, czy nawet w innych miastach w Polsce.