ZWOLNIĆ czy NIE ZWOLNIĆ PRACOWNIKA?
Szanowni Drodzy Forumowicze,
Halewicz ma dylemat i prosi o opinię.
Otóż muszę do jutra podjąć ostateczną decyzję w zakresie wypowiedzenia pracy mojej sekretarce.
Straciłem do Niej zaufanie, pracuje nierzetelnie, kombinuje, przez półtora roku nie zdarzyło się, aby przepracowała jeden miesiąc w całości. Wiecznie jakieś "kataklizmy", zwolnienia "na dziecko" i inne wymówki. Chaos w sekretariacie, chaos w dokumentach...ale serca nie miałem, żeby ją zwolnić. Samotnie wychowuje dwoje dzieci, nie ma własnego mieszkania, więc wynajmuje lokum, bez wyższego wykształcenia, umożliwiłem jej (zapłaciłem) ukończenie kursu kadr i płac i paru innych, zorganizowałem leczenie w prywatnej przychodni (miała problemy zdrowotne).
Zatrudniłem ją, gdyż wydawało mi się, że każdemu trzeba dać szansę, skoro inni dać jej nie chcą. Pomimo braku doświadczenia, uznałem że może ma potencjał, a człowiekowi czasem potrzeba przysłowiowego "kopa w górę".
Cóż, kto ma miękkie serce musi mieć twardy zad...dzisiaj kolejny raz przekonałem się o indolencji tej kobiety - o mały włos, przez jej niedopatrzenie stracilibyśmy dobre parę tysięcy złotych. Uznałem, że mam dość. Tak jak napisałem powyżej, straciłem KOMPLETNIE do Niej zaufanie, nie tylko jako do pracownika i to najbliżej pracującego ze mną ale również jako do człowieka - nic nie można jej powierzyć, nie bojąc się, że znowu czegoś nie schrzani.
Na przełomie ostatnich miesięcy rozmawiałem z Nią poważnie kilkanaście razy i były to rozmowy dyscyplinujące - bez rezultatu. Dzisiaj również z Nią rozmawiałem poważnie - na moje pytanie czemu kolejny raz popełniła niedopatrzenie, odpowiedziała "jakoś mi umknęło". o_O
A teraz, w szczególności Wy Pracownicy (zdanie pracodawców znam pre factum:) powiedzcie/napiszcie mi - zwolnić czy nie zwolnić?
Halewicz ma dylemat i prosi o opinię.
Otóż muszę do jutra podjąć ostateczną decyzję w zakresie wypowiedzenia pracy mojej sekretarce.
Straciłem do Niej zaufanie, pracuje nierzetelnie, kombinuje, przez półtora roku nie zdarzyło się, aby przepracowała jeden miesiąc w całości. Wiecznie jakieś "kataklizmy", zwolnienia "na dziecko" i inne wymówki. Chaos w sekretariacie, chaos w dokumentach...ale serca nie miałem, żeby ją zwolnić. Samotnie wychowuje dwoje dzieci, nie ma własnego mieszkania, więc wynajmuje lokum, bez wyższego wykształcenia, umożliwiłem jej (zapłaciłem) ukończenie kursu kadr i płac i paru innych, zorganizowałem leczenie w prywatnej przychodni (miała problemy zdrowotne).
Zatrudniłem ją, gdyż wydawało mi się, że każdemu trzeba dać szansę, skoro inni dać jej nie chcą. Pomimo braku doświadczenia, uznałem że może ma potencjał, a człowiekowi czasem potrzeba przysłowiowego "kopa w górę".
Cóż, kto ma miękkie serce musi mieć twardy zad...dzisiaj kolejny raz przekonałem się o indolencji tej kobiety - o mały włos, przez jej niedopatrzenie stracilibyśmy dobre parę tysięcy złotych. Uznałem, że mam dość. Tak jak napisałem powyżej, straciłem KOMPLETNIE do Niej zaufanie, nie tylko jako do pracownika i to najbliżej pracującego ze mną ale również jako do człowieka - nic nie można jej powierzyć, nie bojąc się, że znowu czegoś nie schrzani.
Na przełomie ostatnich miesięcy rozmawiałem z Nią poważnie kilkanaście razy i były to rozmowy dyscyplinujące - bez rezultatu. Dzisiaj również z Nią rozmawiałem poważnie - na moje pytanie czemu kolejny raz popełniła niedopatrzenie, odpowiedziała "jakoś mi umknęło". o_O
A teraz, w szczególności Wy Pracownicy (zdanie pracodawców znam pre factum:) powiedzcie/napiszcie mi - zwolnić czy nie zwolnić?