maria V - X
~wielbicielka moderatora
(18 lat temu)
V
Do późnej nocy w zamku zgiełk i tętent trwały;
Do późnej nocy trąby i wiwaty grzmiały:
Jeszcze stuk chodu słychać - lub ciężkie westchnienia,
W przerwanym tępotaniu, wracają sklepienia.
Nicht tam nie zawołany wnijść się nie poważy -
Dawny wrócił obyczaj, wspaniała ochota,
Długie się stoły śklniły od srebra i złota;
I loch pański jak serce zdawał się otwarty -
A stary węgrzyn płodził nie bez duszy żarty;
I godząc huczne tony z wesołym hałasem,
Muzyka z swą melodią przebiła się czasem.
Do późnej nocy twarze - ostre - malowane -
Przodków, w długim szeregu zebranych na ścianę,
Zdały się iskrzyć nieraz martwymi oczami
I śmiać się do pijących, i ruszać wąsami.
VI
W ustach mieszka wesołość - w oczach myśl zgadnienia -
W głębi to, w głębi serca, robak przewinienia;
A gdy jaka uciecha razem ludzi zbierze,
I Pycha, i Pochlebstwo śmieją się - nieszczerze.
Może tak w dawnym zamku, bo w rznięte podwoje
Już Noc zaprowadziła ciemne rządy swoje;
Już ucichli surmacze , Sen Szczęście osłania
I puszczyk z wieży zaczął grobowe wołania;
A jeszcze - w bocznym skrzydle obszernej budowy,
Gdzie dzielny Wojewoda wzrok orli, surowy
Pomarszczoną powieką w ustroniu przyciska,
Jak w jaszczur kryją kamień , którym duma błyska -
Tam jego myśl ukryta samotnie się żarzy -
Tam może brnąć już w rozpacz, w niezwykłej niemocy,
Depce burzliwym krokiem po ciemnościach nocy,
Jak by w jej czarnym tchnieniu chciał gdzieś znaleźć rękę
Krwawej, zgubnej przyjaźni - lub zgasić swą mękę!
I gdy z gorących oczu Sen trwożny odlata,
I gdy mu duszną była wysoka komnata,
Otworzył wąskie okno - patrzał czas niejaki
Na swoje liczne hufce, rozwinięte znaki,
Co się do nakazanej zbierały wyprawy;
Słuchał budzącej trąby i wojennej wrzawy:
Prychają rącze konie, brzęczą w ruchu zbroje,
Szumią skrzydła husarzy, chcą lecieć na boje.
Dla nich wstające słońce w różowej pościeli
Blaskiem złotych warkoczy widokres weseli
I wznosząc świetne czoło, najpierwszym spojrzeniem
W lśniącej stali swe wdzięki postrzega z zdziwieniem;
Dla nich pachnący wietrzyk, co swój oddech świeży
Dmucha na włosy dziewic i pióra rycerzy;
Dla nich gwar małych ptasząt, w żywej słodkiej nucie,
Co z mokrych rosą dziobków wyrywa uczucie:
Nie dla niego - on nie chciał na widoku zostać -
W niknących cieniach zamku zanurzył swą postać,
Jak te straszące mary, które bojaźń nasza
Widzi w bezsennej nocy - poranek rozprasza.
VII
Dano znak - wrzasły trąby - szczęknęły podkowy -
Mężnego towarzysza wierny szeregowy
Jak cień nie odstępuje; i szybkim obrotem
W ciasną gotycką bramę suną się z łoskotem.
Zagrzmiała długim echem do sklepienia drząca -
Aż łagodniejszą ziemię lżej kopyto trąca;
I ciszej, ciszej brzęcząc - już słabo - z daleka -
Głuchy dochodzi odgłos i coraz ucieka.
Dopiero to na polu - gdzie ogromne koło
Wytoczyło już słońce - bujają wesoło;
I pstrym swoim proporcem, nim sławy dostąpią,
W żywych strumieniach światła jak orły się kąpią;
Tysiące piór, kamieni, w blask, w farby się stroi;
Tysiące drobnych tęczy odbija się w zbroi;
A na ich bystrych oczach siedziało Zwycięstwo,
A na ich serc opoce kwitły wierność, męstwo,
A na czele tych szyków wyniosły młodzieniec.
Lecz ktoż on? Jakiż chwały czy szczęścia rumieniec
Lniane chcą cienić włosy? Oh! milszy sto razy
Niż różowe porankiem natury obrazy
I słodszy, i jaśniejszy od chwały połysku
Ten blask - co w jego serca żywi się ognisku -
Ten uśmiech- w którym może choć część zachwycenia,
Z jakim wybrani słyszą Cherubinów pienia.
Na lotnym jeciał koniu -i nad jarów brzegi
Poprowadził w porządku milczące szeregi;
Znikli w zarosłą przepaść - aż krążąc parowy,
Jeszcze raz świetne z krzaków ukazali głowy;
Jakiś na wzgórku rozkaz młodzieniec dał znakiem -
I poszli, poszli drogą za żwawym kozakiem,
Którego lekkie ślady od kopyt bez stali
Wietrzyk z Rosą, jak dzieci, piaskiem przysypali.
VIII
I ciche, puste pola - znikli już rycerze,
A jak by sercu brakli, żal za nimi bierze.
Włóczy się wzrok w przestrzeni, lecz gdzie tylko zajdzie,
Ni ruchu nie napotka, ni spocząć nie znajdzie.
Na rozciągnięte niwy słońce z kosa świeci -
Czasem kracząc i wrona, i cień jej przeleci,
Czasem w bliskich burianach świerszcz polny zacwierka,
I głucho - tylko jakaś w powietrzu rozterka.
To jakże? Myśl przeszłości w tej całej krainie
Na żaden pomnik ojców łagodnie nie spłynie,
Gdzie by tęsknych uniesień złożyć mogła brzemię?
Nie - chyba lot zwinąwszy, zanurzy się w ziemię:
Tam znajdzie zbroje dawne, co zardzałe leżą,
I koście, co nie wiedzieć do kogo należą;
Tam znajdzie pełne ziarno w rodzajnym popiele
Lub robactwo rozlęgłe w świeżym jeszcze ciele;
Ale po polach błądzi nie sparłszy się na nic -
Jak Rozpacz - bez przytułku - bez celu - bez granic.
IX
Pod starymi lipami Miecznik dumał stary
I dźwigał w zwiędłej głowie utrapień ciężary:
Chociaż ten czarny żupan smutny przy siwiźnie,
Nosił i jasne barwy, gdy służył ...
0
0