https://www.youtube.com/watch?v=hnVldyHRcjU
ciemność, ciemność widzę.
wywaliło jeden z transformatorów na mojej ślepej ulicy.
więc wygasiłam światła, żeby cieszyć się ciemnością.
Tak dziwnie się składa, że gdy wywala zasilanie dla większości domostw i wszystkich latarni na mojej ulicy, to mnie ta plaga omija :) widać jestem podłączona pod szczęśliwszą gwiazdę ;)
mnie to nie rusza, mimowolnie jestem prepersem. Paliwo, świece, konserwy, woda w butelkach bez dostępu światła, mąka i inne zboża zaizolowane od wilgoci, sól i cukier w przerażających ilościach, miliard weków, nasiona warzyw, owocowe drzewa i krzewy, mocny alkohol na wymianę, zapas drewna, niezależne ogrzewanie, broń (legalna) , opatrunki izraelskie, apteczka wielkości podróżnej walizy... Brakuje mi tylko dwóch strategicznych rzeczy: agregatu i własnego ujęcia wody. Do ogarnięcia, w planach. Punkt snajperski wyznaczony ;)
….ale zejdźmy na ziemię.
Czytam za.je.bistą książkę. „na drodze bez powrotu, pierwsze przejście grani mazeno na nanga parbat” sandy'ego allana. no tak się akurat złożyło, że kraj / świat żyje dramatem tomka mackiewicza z nangi, a ja od lat śledzę losy różnych wypraw na tę górę (i inne).
I podziwiam to, czego dokonał allan z allenem, a gdy się dowiedziałam, że allan napisał książkę o tej wyprawie, to musiałam ją mieć.
I ubolewam nad tym, że w zeszłym roku zginął tam mój ulubiony, skromny i bardzo ambitny baskijski alpinista alberto zerain, którego śmierć przeszła bez echa (a mnie bardzo zabolała), a który w 2008 roku jak burza zdobył K2 i dzięki alpejskiemu stylowi uniknął śmierci, która zabrała wówczas kilkunastu wspinaczy.
Ta książka to kopalnia wiedzy o brytyjskich (i nie tylko) wspinaczach, takich jak doug scott, russsel brice, czy mall duff i kolejnej genercji wychowanej w chamonix, czyli pokoleniu allana russoe, joe simpsona, simona yates'a i tego co wynikło z ich eksploracji (np. czarne lato, czy „man who cut the rope”).
Za to kocham biografie. Można w różnych woluminach spotkać te same postacie i uzupełnić o nich wiedzę. A że są to ludzie nieprzeciętni i współcześni, to lektura jest pasjonująca.
Książka tak napisana, że co akapit chcę ją zacytować.
Czyta się to tak, jakby słuchało się niezwykłej historii nawijanej ze swadą przez zdolnego opowiadacza przy ognisku, podczas pieczenia ziemniaków w popiole i wyciągania co rusz zimnego piwa ze strumienia w miejscu bezpiecznie oddalonym od cywilizacji.
I jeszcze jedno wydarzenie przeszło bez echa. Ale każdy, kto interesuje się himalaizmem, pewno o tym wie, ponieważ nie wypada o tym nie wiedzieć, że 26 stycznia 2018 roku zmarła kronikarka himalajskich wypraw, Elisabeth Hawley.
Czy w dzisiejszych czasach ktoś zechce kontynuować Jej mozolną i drobiazgową pracę? Czy ktoś zdobędzie Jej autorytet?