Kiedyś było znośnie, pomijając przypalone pizze od czasu do czasu (reakcja kelnerek: "ojej, przypalona. Życzę smacznego"). Ostatnio - żenada. Na wszystko czeka się długo, wyszedłem więc z założenia, że wolę poczekać w domu, przy książce lub przed telewizorem. Zacząłem więc zamawiać. I po pierwsze: czekałem zawsze powyżej godziny (a mieszkam kilka ulic dalej); po drugie - porcja na dowóz to połowa tego, co dostaje się na miejscu; po trzecie - żona zamówiła sobie dziś obiad. Po 1,5 godziny zadzwoniła, by się dowiedzieć, co się dzieje. Wyjaśniono jej, że niedoświadczona kelnerka żle przyjęła zamówienie (choć w tle słychać było koleżanki szydzące z tej, która odebrała telefon, że zapomniała o zamówieniu). Żona i tak poprosiła o dostarczenie obiadu, wiadomo, głodna była więc przełknęła gorzką a chamską pigułkę. Na to pani odpowiada, że pół godziny temu zepsuł im się samochód i już nie dowożą. Czy to jest normalne, ja się pytam? Wiocha w centrum Gdańska, oto, czym jest ten lokal. Wybaczałem kilka razy, teraz będę robił bezlitosną antyreklamę.