dom czy mieszkanie???

zaczynam juz myslec o własnych czterech katach ale ceny mieszkań jak i budowy domu mnie odstraszaja:( my młodzi ludzie przeciez dopiero zaczynamy a juz stawiaja nam takie poprzeczki.
A jak jest u was kupujecie cos czy stawiacie dom :)
A kasiorke z kad bierzecie ??? Kredyt czy dobra wola rodzicow
Jestem ciekawa ile kosztuje budowa małego domku!! TYlko zeby byc razem:):) a w nim ja dziecko maż i duzy piesek to moje marzenia:)

popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 4

Napisałeś: "Sprzedajesz mieszkanie za dajmy na to 230 tys. - 125 oddajesz do banku, 105 wraca do Ciebie + wkład 50 tys."
Otóż nie !
do banku nie oddajesz 125 tys zł, ... oddajesz znacznie więcej. O odsetkach zapomniałeś.
W przypadku kredytu podobnej wartości, "frankowicze" po dziesięciu latach systematycznej spłaty kredytu, w razie wpadki muszą sprzedać mieszkanie, a uzyskana kwota ze sprzedaży nie pokrywa zobowiązań bankowych, pozostaje im nadal dług około 100tys zł.
Wynajmując mieszkanie, może nie mieliby oszczędności, ale w razie wpadki nie mieliby również tego długu.
popieram tę opinię 4 nie zgadzam się z tą opinią 3

Nie muszę nic szukać na siłę, bo ja już mam od dawna ustabilizowaną sytuację mieszkaniową. Ale rozumiem dylematy tych, którzy nie mogą sobie na za dużo pozwolić - zawsze warto brać pod uwagę argumenty obu stron.

Piszecie o tym, że nagle traci się zdolność spłacania kredytu - ok, ale jeżeli stanie się to np. w połowie spłaty, to odzyskasz niemałe środki po sprzedaży nieruchomości, których NA PEWNO nie odłożyłbyś (nie mamy skłonności do odkładania, może kilka % jest w stanie narzucić sobie taki reżim finansowy, aby regularnie co miesiąc odkładać i nie tykać różnicy między wynajmem a ratą kredytu) - więc będąc na wynajmie i nie mając takiego reżimu finansowego, będziesz zwyczajnie w czarnej dpie.

Wariant, który przyjęliście dotyczy "wywrotki" na samym początku spłaty (a zapominacie, że dziś trzeba mieć 20% wkładu, a więc solidne kilkadziesiąt tysięcy - więc nawet w takim wypadku nie zostanie się gołym, gdyby od razu wypaść z rynku). A prawdopodobieństwo choroby dotyczy już jednak okresu, kiedy odzyska się większość środków wpakowanych w mieszkanie. Na wynajmie i nie prowadząc reżimu finansowego, jesteś w głębokiej dpie - oszczędności marne lub brak i do tego nic na sprzedaż celem odzyskania niemałych środków.

Proste założenie. Masz 25 lat, bierzesz kredyt nawet i na te 30 lat (też kiedyś tego nie pochwalałem, ale o starości się na pewnym etapie nie myśli, a potem zaczynają dobijać "perspektywy"), małe 2 pokoje z wyposażaniem w przeciętnym miejscu za 250 tys., do tego 50 tys. wymaganego wkładu. W wieku 40 lat tracisz pracę - zakładając, że nic nie nadpłacałeś kredytu, to i tak masz spłacone ok. 75 tysięcy kapitału z 200 tys. zaciągniętego + 50 tys. wkładu. Sprzedajesz mieszkanie za dajmy na to 230 tys. - 125 oddajesz do banku, 105 wraca do Ciebie + wkład 50 tys., jesteś co prawda w dpie, ale masz 155 tys. na koncie, które będzie w stanie odłożyć tylko niewielu z tych, którzy permanentnie wynajmowali.

Naprawdę tylko niekorzystny zbieg okoliczności w ww. mógłby spowodować, żeby wynajem się opłacał. No i obserwując spłacalność kredytów, zdecydowana większość jest spłacana / regulowana na czas. Zakładając więc, że z dużym prawdopodobieństwem dotrwasz do końca bez przygód, na starość masz de facto w bonusie ponad tysiąc złotych co miesiąc, które musiałbyś wydać na wynajem, nie mając swojego mieszkania - a tyle zapewne będzie wynosić nasza przyszła emerytura w nominalnym ujęciu na dzisiaj.
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 5

Nie w łączeniu biegania z paleniem tytoniu tkwi problem.
Społeczeństwo polskie ewoluuje. To, co kiedyś było trendy dzisiaj już nie jest (palenie). To co kiedyś było niszowe i śmieszyło, dzisiaj już nie śmieszy i jest powszechne (bieganie, jazda rowerem, itp). Ewolucja naszego społeczeństwa pozwala domniemywać, że bardzo nieliczna w przyszłości grupa palaczy będzie wzbudzać w większości tylko ironiczny uśmiech i politowanie.
popieram tę opinię 7 nie zgadzam się z tą opinią 0

Oj lukrecja ... trzy dni temu piszesz: Nikogo nie pouczam
a dzisiaj: "Ucz się empatii i balansu..." i takie tam.
Palisz papierosy na balkonie, nie licząc się z sąsiadami, a innych uczysz empatii ?
popieram tę opinię 11 nie zgadzam się z tą opinią 0

Z uśmiechem myślę o tym jacy dziwni jesteście.
Biegam, jeżdżę na rowerze, spaceruję ... Delektuję się tym tak samo, jak dobrym papierosem czy cygarem.
Definicje, jakimi jesteście ograniczeni porażają :)
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 8

Popadanie w skrajności jest zabójcze.
Natchnienie to mało. Ucz się empatii i balansu...
Panowania nad sportem i paleniem ... Nie odwrotnie!
Z rozumieniem! Nie wg mody!
ROZUMIENIE i POZNANIE!
Nie bezmyślne małpowanie i łykanie wzorców.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 10

Mam wrażenie, że na siłę szukasz argumentów uzasadniających wzięcie kredytu na mieszkanie. Jak napisano gdzieś wyżej, kredyty są dla ludzi, którzy już zdołali uskładać pokaźną sumkę. Nie mając własnego (znacznego wkładu), bezmyślne zadłużanie się tylko dlatego, żeby mieć mieszkanie na własność na starość, jest po prosu głupie. Wspaniały cel posiadania własnego mieszkania na starość musi mieć fundamenty - gotówkę albo nienaciąganą i pewną zdolność kredytową.
popieram tę opinię 3 nie zgadzam się z tą opinią 1

Właśnie o skrajnych przypadkach jest mowa. Nie rozmawiamy przecież o ludziach na tyle bogatych, że stać ich jest na sfinansowanie przynajmniej połowy wartości mieszkania.
Jak zaznaczyłem można zakładać sielankę przez całe życie, ale co w sytuacji utraty dochodów pozwalających na spłatę kredytu? W ciągu 35 lat zadłużenia taki przypadek jest prawdopodobny. Uważam, że zadłużanie się na tak długi okres czasu, na blisko całą kwotę wartości mieszkania w dużym mieście wojewódzkim, gdzie mieszkania są bardzo drogie (np. 400 000 zł), wiążąc ledwo koniec z końcem żeby dopiąć budżet domowy, jest działaniem nieodpowiedzialnym.
W takim przypadku bezpiecznie wynajmowałbym mieszkanie i starał się odłożyć jak najwięcej kasy na poczet przyszłego zakupu mieszkania na własność. Jeżeli nie jestem w stanie odłożyć z moich dochodów kilkaset złotych miesięcznie ponad kwotę przeznaczoną na wynajem, to znaczy ,że ledwie spinam budżet i nie powinienem liczyć na szczęście, że w przyszłości będzie lepiej. Równie dobrze w każdej chwili może zrobić się gorzej. Wynajmując, w sytuacji kryzysowej po prostu opuściłbym wynajmowane mieszkanie bez zadłużenia.
Biorąc kredyt w niepewnej sytuacji finansowej igram z losem.
popieram tę opinię 4 nie zgadzam się z tą opinią 1

Ok, wynajmie za 500 zł na prowincji, ale nadal budżet się nie spina - i co wtedy ? Zresztą każdy skrajny przypadek oznacza bycie w czarnej dpie.

Równie dobrze można przyjąć, że spłaci połowę, potem coś się stanie - sprzeda mieszkanie, zostanie mu połowa (np. 150 tys.), którą może przejadać. Co zostanie w przypadku wydarzenia losowego na wynajmie ? Nie pisz tylko proszę o tym, że ludzie, a zwłaszcza Polacy, będą odkładać wszelkie nadwyżki ("będę wynajmował, a za wszystkie nadwyżki kupię sobie za 30 lat za gotówkę") - jak w reklamie - oszczędności to jest to, co masz na koncie :), oszczędnością nie jest to, że nie pojedziesz na wakacje, albo kupisz buty za 290 zł, zamiast 280 zł, bo te 10 zł i tak pewnie wydasz na jakąś pierdołę. Odkładanie małych kwot wygląda dobrze i jest miłe tylko do wyobrażenia sobie, że będziesz miał x jak przez y lat będziesz odkładać 37,40 zł miesięcznie - w praktyce, nie sr* jąc pieniędzmi oznaczać to będzie, że odmówisz dziecku np. loda, no bo przecież oszczędność. Osobiście widzę sens tylko w odkładaniu co miesiąc minimum kilkuset złotych i nie kosztem odmawiania np. dziecku lodów czy wakacji, reszta to żyłowanie i odmawianie sobie wszystkiego, które finalnie i tak kiedyś "wybuchnie".
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 4

Popatrzmy na filmy z połowy ubiegłego wieku. Dym papierosowy w Polsce był wszechobecny na naradach, w biurach, wszelkiego rodzaju spotkaniach. Papierosy palili wszyscy: kobiety, mężczyźni, inteligenci, chłopi i robotnicy. Dzisiaj co raz więcej osób biega i jeździ na rowerach, a coraz mniej pali.
Tak, jak kiedyś 50 -latkowie w dresach powodowali ironiczne uśmiechy na twarzach swoich sąsiadów, niedługo być może, takie same uśmiechy będą powodować palacze :-)
popieram tę opinię 6 nie zgadzam się z tą opinią 0

Napisałeś: jak już dojdzie do tej starości z jałmużną, dzieci będą miały w d*pie, to mając swoje, możesz je po prostu sprzedać i żyć sobie do śmierci za te pieniądze

- o ile wcześniej zdołasz spłacić kredyt (na 35 lat dwukrotnie droższy niż wartość mieszkania).

Liczysz na sielskie życie zarówno przed jak na emeryturze, ale co w przypadku zdarzeń losowych uniemożliwiających spłatę kredytu? Najemca przeprowadzi się na prowincję i wynajmie mieszkanie za 500 zł. Pechowy kredytobiorca też zamieszkania w tanim mieszkaniu na prowincji, ale przeprowadzi się tam z długiem, bo zlicytowane mieszkanie nie pokryje kosztu kredytu.
popieram tę opinię 3 nie zgadzam się z tą opinią 3

W pierwszym komentarzu Lukrecja napisała:
"Palę kiedy mam na to ochotę, na MOIM balkonie, na MOIM podwórku.
Nic nikomu do tego. Wara od mojej przestrzeni!"

... ale już w następnym:
"Czy to mieszkanie, czy dom, trzeba być człowiekiem a nie TYLKO wymagać od innych.
Zaczynajmy od siebie."

Lukrecja natchnęłaś mnie nadzieją :-)
popieram tę opinię 9 nie zgadzam się z tą opinią 1

Po części się z Tobą zgadzam, niemniej w kilku kwestiach błędnie analizujesz przyczyny.

Oczywiście zgodzę się z Tobą, że jako Polacy mentalność mamy w zasadzie tożsamą co kraje na wschód u nas, w przeciwieństwie do pragmatyków na zachód od Odry (bez względu na kraj). Nasza mentalność objawia się niczym innym jak "zastaw się a postaw się", zarówno w kontekście mieszkań (maksymalne wykorzystywanie zdolności kredytowej, nawet jeżeli trochę mniejsze nadal byłoby ok, bez pozostawienia sobie zapasu na czarną godzinę), domu ("poniżej 200 metrów to nie dom, a potem dzieci z wnukami się tu wprowadzą i kiedyś odziedziczą" - ehe, w obecnych czasach dzieciaki wolą jednak iść na swoje, a jedyne co kiedyś odziedziczą, to 200 m2 na zadu piu, które trzeba będzie sprzedać za pół ceny, chyba że ma się gust do wykańczania), samochodu ("aaaby tego gnoja spod 5-ki kłuło w oczy !"), itd.

Teraz pora na to, z czym się nie zgadzam:

3. Szczerze mówiąc nie pamiętam, czy się z czymś takim spotkałem... praktycznie każdy ma w życiu sytuację, gdy musi wynajmować, albo przynajmniej mieszkać u kogoś kątem.

2., 1. Po części mentalność, po części na szczęście pragmatyzm. Jeżeli lubisz obserwować trendy na zachodzie, to rozumiem, że nie umyka Twojej uwadze również NIEUCHRONNY trend demograficzny w Polsce, który w ciągu 15-20 lat (?) doprowadzi do wprowadzenia emerytury obywatelskiej w wysokości dzisiejszych ok. 1000 zł. Przed odpowiedzią na to pytanie sprawdź również, ile % emerytury pożera wynajem w Niemczech czy Austrii, a jak taka proporcja będzie wyglądać u nas. W skrócie - w pewnym momencie wszystkie roczniki od X wzwyż będą już pracowały z góry wiedząc, że dostaną te 1000 zł (po dzisiejszych cenach), bez względu na zarobki i odłożone składki - lepiej zarabiający nadal będą płacić proporcjonalnie do dochodów, ale wszystko w składkach co powyżej składek u osób z minimalną (a taką samą emeryturą), będzie po prostu traktowane jako podatek solidarnościowy, aby w ogóle utrzymać taki system. (czy zarabiasz 2 czy 6, składki proporcjonalne, emerytura ta sama, bogatsi de facto finansują system).

Mając na uwadze powyższe - o ile np. w Niemczech średnia emerytura tylko jednej osoby pozwoli na wynajem mieszkania (i to piszę o największych, a zarazem najdroższych miastach) i jeszcze wyżywienie (nie mówiąc o ew. drugiej osobie w rodzinie, za której emeryturę jeżdżą sobie po prostu po świecie), o tyle w np. Gdańsku za 1000 zł nie pokryjesz nawet odstępnego za kawalerkę, a co dopiero mówić o opłatach czy wyżywieniu. W praktyce dwoje emerytów (a masa ludzi żyje samotnie) w Gdańsku z 2000 zł po prostu wynajmie i opłaci rachunki, nic ponadto. Porównujesz nieporównywalne. Dziwisz się, że ludzie mają pęd ku własności, jeżeli z góry wiadomo, że na starość większość będzie żreć tynk ze ścian ? Gdyby wszyscy chcieli wynajmować, to przy emeryturze rzędu dzisiejszych 1000 zł, albo kompletnie zniknie rynek wynajmu, albo musiałaby przyjść gwałtowna deflacja w całej gospodarce - minimalna emerytura 1000 zł, wynajem z opłatami dajmy na to 700 zł, ale wtedy i chleb za 1 zł. Nikt nie będzie wynajmował na stopie rentowności niecałego 1%. Jakie masz rozwiązanie dla tych wszystkich ludzi ?

Ponadto co powiesz o osobach, które mają np. 50% wkładu na mieszkanie - też mają iść wynajmować, jeżeli nie wiedzą jak ewentualnie to równolegle zainwestować (90-95% ogółu) ?

Wnioski (niekoniecznie poprawnie polityczne):

a) wynajem jest bardzo ok, jeżeli nie ma się jeszcze rodziny, a przede wszystkim konkretnej ścieżki zawodowej, dotarcia do pewnego poziomu - nie ma sensu osiadać w jednym miejscu, jeżeli możliwe są jeszcze relokacje, przebranżowienia, itd. Jednocześnie mając już tę rodzinę i stałą pracę, nie ma wg mnie sensu męczyć się na wynajmie.

b) jakkolwiek by to nie zabrzmiało - przed podjęciem kluczowych decyzji (czy to wynajem, czy kredyt) zanalizuj, czy masz szansę przed 50tką (gdy mogą się zacząć pierwsze choroby, problemy z pracą) na odziedziczenie jakiegoś mieszkania, w którym mógłbyś zamieszkać. Jak ktoś się na mnie za to rzuci, to niech się rzuca (takie myślenie nie jest niczym dziwnym w owej zachodniej Europie i wpływa właśnie na decyzje o wynajmie).

W skrócie - jeżeli do 50tki nie masz szans na własnościowe mieszkanie, nie jesteś szukającym na każdym forum dowartościowania programistą a zwyczajnym przeciętniakiem jeżeli chodzi o umysł i zarobki, to nawet nie myśl o permanentnym wynajmie, tylko staraj się iść na swoje. Jeżeli jest realna wizja, że za jakiś czas bez wysiłku finansowego wpadnie Ci takie mieszkanie - możesz wynajmować.

No i jeszcze jedna ważna kwestia - jak już dojdzie do tej starości z jałmużną, dzieci będą miały w d*pie, to mając swoje, możesz je po prostu sprzedać i żyć sobie do śmierci za te pieniądze.
popieram tę opinię 4 nie zgadzam się z tą opinią 0

Z racją, jak z pupą, każdy ma własną.
Odkąd to zrozumiałam lżej mi się żyje.
Nikogo nie pouczam i do nikogo się nie żalę.
Czy to mieszkanie, czy dom, trzeba być człowiekiem a nie TYLKO wymagać od innych.
Zaczynajmy od siebie.
popieram tę opinię 5 nie zgadzam się z tą opinią 4

Niby tak. Też wychodze z założenia, że jestem u siebie i robię co chcę. Tylko też mam sąsiadów. Nie za ścianą, nie pode mną czy nade mną, bo mam dom, ale gdzieś za płotem też żyją ludzie. Nie mieszkam w dziczy. Trzeba nauczyć się żyć z innymi. Nie odpalać kosiarki o 23, ani wypuszczać w weekendy psa o 5 na podwórko żeby szczekał jak szalony do 9 kiedy to znów go zamkną w domu. A takich zdolnych mam sąsiadów. Ja natomiast mam bardzo hałaśliwe dzieci, jak sa na podwórku to cała okolica je słyszy. Mogą sie drzeć ile wlezie. Ale popołudniu kiedy sąsiedzi wracają z pracy to pilnuję żeby nie przeszkadzały za bardzo, bo nie każdy musi chcieć ich słuchać. To się nazywa kompromis. Jestem u siebie, ale obok są inni i też chcą normalnie żyć.
popieram tę opinię 14 nie zgadzam się z tą opinią 0

Przykro, że Twoja przestrzeń jest tak ograniczona.
Miejmy nadzieję, że nie trzeba będzie czekać aż "miną kolejne pokolenia" by to się zmieniło.

Ps
Zdarza mi się pufać na balkonie. Delektować się i bawić ulubioną popielniczką.
Widoki (i zapaszki) sąsiednich balkonów przyprawiają mnie o odruch wymiotny.
Szmaty, dziecięce zabawki, gary itd. To jest dopiero obciach :)
"Miną kolejne pokolenia, zanim niektórzy zrozumieją, że zmuszają sąsiadów, a w szczególności dzieci" do oglądania (i wdychania) swojego pier(dol)nika balkonowego, składzika "skarbów" ?!
Łudzę się, że nie.
Inni, z przyczyn "zdrowotnych", nieustannie przeprowadzają sterylizację swoich mieszkań, która niszczy naturalne warunki mojego otoczenia i zakłoca naturalne przepływy energii...
Itd., itp....
Palę kiedy mam na to ochotę, na MOIM balkonie, na MOIM podwórku.
Nic nikomu do tego. Wara od mojej przestrzeni!
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 14

Podobnie jest z paleniem papierosów na balkonach. Dym z papierosów palonych na balkonach dostaje się do mieszkań sąsiadów. Niestety, miną kolejne pokolenia, zanim niektórzy zrozumieją, że zmuszanie sąsiadów, a w szczególności dzieci, do biernego palenia tytoniu jest niedopuszczalne.
Pocieszające jest, że coraz więcej przestrzeni publicznej nie jest prawnie dostępna dla palaczy (samoloty, pociągi, biura, duża część kawiarni i restauracji). Jest nadzieja, że już w niedługim czasie palenie papierosów "na widoku" dla wszystkich będzie po prostu obciachem. Widok człowieka idącego ulicą z zapalonym papierosem staje się powoli ewenementem i niewątpliwie już odbiega od normy.
popieram tę opinię 12 nie zgadzam się z tą opinią 2

Wydaje mi się, że cenowo wychodzi na to samo, oczywiście to wszystko zależy od naszych wymagań. Jakiś czas temu także mieliśmy ten dylemat i wreszcie po wielu miesiącach rozmyślań i analiz zdecydowaliśmy się na dom. Teraz natomiast mamy kolejny problem - budować czy kupić gotowy. Zdania są podzielone, jedni doradzają kupno bo szybciej, inni budowę bo sami możemy wszystko zaplanować i o wszystkim decydować. Trafiłam na fajny artykuł http://www.gotoweinformacje.pl/wlasny-dom-lepiej-budowac-kupic/ po którym jestem bardziej skłonna budować, ale ciężko mi przekonać męża. Co myślicie na ten temat?
popieram tę opinię 3 nie zgadzam się z tą opinią 2

A jezęli mimo wszystko zatęsknicie za kawałkiem ziemi, to kupcie ogródek działkowy do grillowania. Samo grillowanie na balonie, czy pod balkonem nawet na własnym ogródku jest niegrzeczne. Dym wchodzi do mieszkań.
popieram tę opinię 7 nie zgadzam się z tą opinią 1

Wszystko zależy od usposobienia danej osoby. Lubicie grzebać w ziemi, mieć wiecznie coś do roboty to wybudujcie/kupcie dom. Nie chcecie się martwić o wielkość na starość, to kupcie jak my dom do 100m^2, taki mały bungalow. Jeżeli natomiast dużo podróżujecie, traktujecie lokum jak hotel, nie chcecie zbyt wiele robić przy wspólnym gospodarstwie, rozważacie przeprowadzkę za pracą po latach, nie planujecie mieć zwierzyńca, macie ugodowy charakter to nie ma co inwestować w dom a tylko mieszkanie.
popieram tę opinię 3 nie zgadzam się z tą opinią 0

Inne tematy z forum

Deweloper w Pucku (6 odpowiedzi)

Dzień dobry, planuje zakup mieszkania w Pucku i mam pytanie do Was. Czy ktoś może kupił albo...

Gdzie kupić mieszkanie?? (36 odpowiedzi)

Chciałabym kupić mieszkanie w Gdańsku.. Które dzielnice polecacie, a które odradzacie i...

Dom nad morzem (3 odpowiedzi)

Hej! Szukam domu do zakupu nad morzem. Zależy mi tylko na nowych domach, w stanie developerskim...