mikro
Byłem wraz z żoną zaproszony przez młodych, a więc na dorobku, rodziców chrzczonego tego dnia dziecka. Wcześniej pieczołowicie dobierali oni menu, wina, oraz ustalali z managerem szczegóły. Chcieli wypaść jak najlepiej. Ale niestety, już na początku okazało się, że manager zapomniał wpisać w zleceniu zamówione wina, no i był oczywiście poza zasięgiem telefonu. Ale to - jak u Hitchcocka - dopiero spokojny początek. Potrawy pojawiały się bowiem na stole w kilkudziesięciominutowych odstępach. "Potrawy" to w zasadzie komplement bądź eufemizm, gdyż poza zupą i sorbetem wszystko podgrzewane było w mikrofali!!!! Macie pojęcie? De volai, frytki, zapiekane w cieście półfrancuskim mięso z mikrofali.... Ohyda o konsystencji gumy. Na szczęście towarzystwo nie pozwoliło zbytnio wczuwać się w smak, a raczej jego brak, potraw. Rozmawialiśmy, śmieliśmy się, i było miło. Jedyne plusy tej "restauracji" to piękny taras, piękna kelnerka (jedna niestety jedynie) i towarzystwo. Które już w tym miejscu po raz drugi nogi nie postawi. Czego i innym ze szczerego serca i oburzonego żołądka życzę!.