Re: on mnie zostawił :(:(:(:(:(
~mała_mariolka
(16 lat temu)
tak, to jest prawdziwy facet i prawdziwy czlowiek.... ktory odczuwa strach przed podjeciem tak waznej decyzji i wypowiedzeniem tego waznego slowa "TAK", teraz nazywamy go draniem, czlowiekiem z kamienia czy tez oszustem a tak naprawde 90- jak nie 100% meszczyzn jak i kobiet napewno choc raz zada sobie to pytanie, czy to napewno jest wlasnie ta osoba... z tym ze nie kazdy potrafi sobie odpowiedziec z tej jednej chwili i to nie dlatego ze nie jest tego pewien tylko dlatego ze kazdy z nas jest innym czlowiekiem i inaczej radzi se z kazdym problemem, jeden potrzebuje na to czasu i przemyslen, i "zatesknienia" a inny poprostu powie " jak juz zabrnelismy tak daleko to chyba to ta jedyna" inny powie "no przeciez zawsze mozna sie rozwiesc" jeszcze inny, "jest mi wygodnie wiec wezme ten ślub bo czego innego mam szukac..."
wszystkie z was pisza z takim wspolczuciem i ze zostawilyby takiego faceta, ale moze najpierw wypadaloby naprawde szczerze porozmawiac, bo w biegu codziennosci tak naprawde nie mamy czasu na zauwazenie, ze cos faktycznie moze byc nie tak, a ta druga osoba poprostu to w sobie trzyma ale nikt nie jest tak mocny zeby w koncu nie pęknąć - i wlasnie wtedy dzieja sie takie rzeczy... oczywiscie nie jest to nie unikione ale moim zdaniem nie mozna od razu skreslic takiej osoby i powiedziec "a co jesli kiedys mu sie znow odwidzi" oczywiscie sa takie przypadki ale tak samo sa takie w ktorych czlowiek naprawde potrzebuje chwili i potem wraca z pochylona głowa, ale pelnym milosci sercem bo wie ze to wlasnie TA kobieta jest TĄ jedyna...
a skad wiem wziely mi sie w glowie takie mysli?!
z wlasnego zycia, mialam taka sama sytuacje tylko troszeczke odwrotna, i to przed zarecynami...
zostawialam mojego (teraz) narzeczonego z dwa jak nie trzy razy... bo caly czas mowilam sobie a co jesli jestem za mloda, a jesli to nie jest ten, i milion bzdurnych pytan, zazwyczaj byly to krotkie 2-3tyg przerwy ale wiem ze rujnowaly go psychicznie, (teraz jak o tym mysle to az boli mnie serce) jednak w pewnym momencie stwierdzilam ze to napewno nie ten jedyny i ze jeszcze duzo zycia przedemna i przeciez nie moge juz do konca spedzic go z tym samym meszczyzna, zostawilam go po raz kolejny, ale juz wiedzialam ze nie bedzie powrotu... po jakims czasie zaczelam spotykac sie z kims innym (czego pozniej sie dowiedzialam on tez mial kogos innego) i tak dziwnym zbiegiem okolicznosci kiedys spotkalismy sie przypadkiem, zaczelo sie calkiem niewinna rozmowa, a po ok 4 miesiacach stana przedemna i wlozyl mi na palec pierscionek, zadajac pytanie czy zostane jego zona, oczywiscie kochajaca go ponownie na zaboj Ja powiedzialam tak, rok pozniej (pikny rok) zaczelismy planowac ślub, od dnia kiedy wynajelismy sale na wesele, "rozwodzilam" sie z nim codziennie, przy kazdej najmniejszej sprzeczce mowilam ze nie wezme z nim slubu itp (zeby bylo jasne jestem okropnym zlosnikiem i wszyystko zalatwiam krzykiem, nie wiem jak on to znosi bo jest tak spokojnym czlowiekiem ze czesto sama sie zastanawiam nad tym wszystkim) minely moze 3 mies moich krzykow a on caly czas powtarzal " ja wiem kochanie ze ty poptostu boisz sie tej odpowiedzialnosci bycia zona, ja to rozumiem bo to jest normalne i mam nadzieje ze szybko ci przejdzie i zaczniemy cala organizacje wesele pelna para" a mnie wtedy brala jeszcze wieksza nerwica, ale faktycznie przeszlo, teraz jestesmy kilka mies przed slubem, jestem najszczesliwsza kobieta na swiecie i zawsze powtarzam sobie ze zrozumialam wszystko wlasnie dzieki wątpliwosciom!!
0
0