Witam,
byliśmy z 2,5letnim synkiem na VII oddz. alergologii z AZS, oraz z podejrzeniem alergii pokarm. Synek miał mieć robione testy alergiczne..Podczas obchodu Panie lekarki wchodząc do sali miały muchy w nosie i nie raczyły nawet odpowiedzieć dzień dobry. Nikt ze mną nie rozmawiał i ignorowali to co ja mówiłam, usłyszałam tylko, że nic dzieciakowi robić nie będą, tylko poobserwują i wypuszczą.Mąż poszedł do lekarki u której byliśmy prywatnie i która dała nam skierowanie na Polanki i zleciła testy (jest ordynatorem na innym oddz.) ta zaczęła się tłumaczyć, że skoro tak zadecydował lekarz prowadzący, to ona nie będzie podważać jej kompetencji. Mąż poszedł interweniować u ordynator oddz. VII. Wybłagał jedynie badanie krwi, moczu i usg brzucha. Lekarka prowadząca (pierwszy raz ją widziałam od kiedy byliśmy w szpitalu) również miała gdzieś, to co jej mówiliśmy i uparła się na leczenie czegoś, co zostało już wcześniej wykluczone! stwierdziła, że nie zaszkodzi spróbować, najwyżej za tydzień dwa przyjedziemy z powrotem do szpitala, jeśli nie zadziała i wtedy zrobią testy. Wypisała lek, którego nie chcieli nam wydać w aptece, bo farmaceuta nie chciał brać odpowiedzialności za wydanie leku, który mógłby bardziej zaszkodzić niż pomóc.

Nie spodziewałam się, że tak nas potraktują... byłam pełna nadziei, a tu takie rozczarowanie:(((