Cała wycieczka na 'koniec świata' okazała się nic nie warta. Wysrój poprawny.Teraz negatywy: straszliwy hałas pociech starannie roznosił się po przestronnej sali i nastrajał nasze głodne żółądki, brak klimatyzacji - okna szczelnie pozamykane jak w niemieckim bunkrze sprawiały, że pociliśmy się jak rude myszy w greckich oparach; czas oczekiwania na potrawy średnio zadawalający; i niemiła niespodzianka kiedy to Pani przyniosła 3 potrawy dla 4 osób..niestety nie zapisała sobie:( Harmonia niedzielnego obiadu została skutecznie naruszona, na szczęście Pani szybko i sprawnie bo aż w ciągu pół godziny chciała rozwiązać sprawe i przyniosła upragnioną pierś ze szpinakim i fetą.Poza surową piersią to danie było pyszne!!! odmówiłem oczywiście, a na sam koniec Pani próbowała już 3-go podjazdu i usilnie chciała mi zapakować danie na wynos, tak żeby bilans wyszedł im na zero.Niestety zrezygnowalismy, a niedzielny uroczysty dla nas obiad miło skończyliśmy, cóż za zdziwienie wzbudziły w nas dwa zaprzyjaźnione stoliki, gdzie ludzie narzekali, że zamówili coś innego, albo za dużo Pani kelnerka policzyła za dużo....cóż jak ktoś nie wie jak zachować się w restauracji, niech nie chodzą!!!:-)