Poszliśmy dziś po treningu z chłopakiem coś przekąsić. Trafiło o zgrozo na Malinowy Chruśniak. Pierwsze wrażenie było pozytywne, ładny wystrój, przyjemne menu. Pan Szef/Kucharz/Kelner/Barman nawet raczył do nas podejść i przyjąć zamówienie. Wybraliśmy naleśnik Wiejski (mięso mielone, boczek, ogórek, cebula) i naleśnik z chrupiącym boczkiem (pieczarki, cebula, camembert). wyczekane naleśniki zjawiły się na naszym stole po 40 min (nikogo nie było w restauracji poza nami). Ich wygląd i zapach od razu pozostawiały wiele do życzenia, ale byliśmy mega głodni. Mimo wszystko podkusiło nas, aby je spróbować. Jak się okazało w moim naleśniku nie było w ogóle sera camembert. Kiedy udałam się do Pana Szefa z tą uwagą, spojrzał na mnie szczerze zdziwiony i odpowiedział: " zapomniałem, zaraz pani przyniosę". Nie wiedząc czego się spodziewać po słowach "zaraz przyniosę", wróciłam do stolika. po kilku minutach pojawił się przede mną bohater, który postawił przede mną talerzyk z pokrojonym serem (!!!) a ja nie do końca wiedziałam co z nim teraz mam zrobić. Nie wierząc w to co się dzieje, szybko i z niechęcią zjedliśmy te "naleśniki". Podczas płacenia Pan Szef też był w innym świecie. Jakiś matrix!