słomiane wdowy - pomóżcie:)
Mam dziś gorszy dzień, a raczej najgorszy:(
Mąż od miesiąca pracuje w Norwegii, ja tutaj z 2 dzieci i psem. I tak jak codziennie sobie dajemy radę, odliczamy dni do naszego wyjazdu tam, tak dzisiaj mi się zebrało. Młody obudził mnie o 5. Cudownie. Potem złamałam sobie palec (a raczej mój zbuntowany 2latek mi go złamał rzucając drzwiami od komody), potem pół dnia spędziłam w kuchni przygotowując urodziny dla rzeczonego 2latka, kiedy pojechałam po tort prawie spaliłam mieszkanie - zostawiłam włączony gaz na kuchence, blenderowałam zupę, spaliłam blender, 1 szafkę i garnek. Przepaliły się też korki, dzięki czemu nie mam prądu w połowie mieszkania. Goście przyszli, posiedzieli, mój dzikus nie chciał z nikim gadać, tylko u mnie na rękach siedział. I czekałam na skajpie na męża, który był dziś na wycieczce z innymi obcokrajowcami, żeby mu się wyżalić, że ciągle ktoś odemnie czegoś chce, że jestem zmęczona i jest mi dziś tak źle. Mówiłam mu godzinę wcześniej przez telefon, że pogadamy na skajpie, musiałam się "wystrzelać" jak młody pójdzie spać. I kiedy włączyliśmy komputery, on zaczął szukać jakichś informacji, więc nawet się nie odezwał. I siedzę i ryczę, wiem, że bez sensu, ale wkurza mnie to wszystko. Moj wekend wygląda zawsze tak samo, sobota, niedziela, wstaję o 5 rano, walczę do wieczora z buntem 2 latka i z czymś podobnym u 7 latka, którego ulubione słowo to zaraz. A mąż dzwoni o 12, że właśnie wstał. Kiedy rozmawiamy na skajpie to on leży na kanapie i jednym okiem ogląda tv, ja mam obok krzyczącego juniora, w drugim pokoju starszaka, który co 5 minut coś musi mi pilnie opowiedzieć, przeważnie na temat gier, o których nie mam żadnego pojęcia.
czuję się wypompowana, zmęczona, mam po prostu dość.
Jak dajecie radę tak żyć? Wiem, że jutro będzie lepiej, ale dziś jest mi ch...wo:(
Mąż od miesiąca pracuje w Norwegii, ja tutaj z 2 dzieci i psem. I tak jak codziennie sobie dajemy radę, odliczamy dni do naszego wyjazdu tam, tak dzisiaj mi się zebrało. Młody obudził mnie o 5. Cudownie. Potem złamałam sobie palec (a raczej mój zbuntowany 2latek mi go złamał rzucając drzwiami od komody), potem pół dnia spędziłam w kuchni przygotowując urodziny dla rzeczonego 2latka, kiedy pojechałam po tort prawie spaliłam mieszkanie - zostawiłam włączony gaz na kuchence, blenderowałam zupę, spaliłam blender, 1 szafkę i garnek. Przepaliły się też korki, dzięki czemu nie mam prądu w połowie mieszkania. Goście przyszli, posiedzieli, mój dzikus nie chciał z nikim gadać, tylko u mnie na rękach siedział. I czekałam na skajpie na męża, który był dziś na wycieczce z innymi obcokrajowcami, żeby mu się wyżalić, że ciągle ktoś odemnie czegoś chce, że jestem zmęczona i jest mi dziś tak źle. Mówiłam mu godzinę wcześniej przez telefon, że pogadamy na skajpie, musiałam się "wystrzelać" jak młody pójdzie spać. I kiedy włączyliśmy komputery, on zaczął szukać jakichś informacji, więc nawet się nie odezwał. I siedzę i ryczę, wiem, że bez sensu, ale wkurza mnie to wszystko. Moj wekend wygląda zawsze tak samo, sobota, niedziela, wstaję o 5 rano, walczę do wieczora z buntem 2 latka i z czymś podobnym u 7 latka, którego ulubione słowo to zaraz. A mąż dzwoni o 12, że właśnie wstał. Kiedy rozmawiamy na skajpie to on leży na kanapie i jednym okiem ogląda tv, ja mam obok krzyczącego juniora, w drugim pokoju starszaka, który co 5 minut coś musi mi pilnie opowiedzieć, przeważnie na temat gier, o których nie mam żadnego pojęcia.
czuję się wypompowana, zmęczona, mam po prostu dość.
Jak dajecie radę tak żyć? Wiem, że jutro będzie lepiej, ale dziś jest mi ch...wo:(