ślub ajeczki
Może tradycyjnie zacznę od podziękowań "branżowych":)
Dziękuję:
* Wam, kochane forumki - za rady i wsparcie w sytuacjach stresowych, bez Was pogubiłabym się w dokumentach.
* Hani Duszyńskiej - za delikatny makijaż (nie różowy ;) ) w którym czułam się jak porcelanowa laleczka ;) mamę też umalowała pięknie.
* Adamowi z salonu Kleopatra w Gdyni za piękny kolor włosów i fryzurę która wytrzymała wyprostowana wiatr w dniu ślubu, oraz kilka kolejnych dni w błotach i śniegach Norwegii ;)
* Agnieszce Elert - za dobór repertuaru na ślub, moim jedynym życzeniem było Ave Maria, resztę bardzo trafnie dobrała Agnieszka.
* Wojtkowi Jakubowskiemu - za atmosferę podczas robienia zdjęć i za same zdjęcia, wyszły pięknie mimo niesprzyjającego światła. Załatwił nawet wejściówkę do portu i zrobił nam kilka zdjęć na początku podróży poślubnej.
* restauracji "W ogrodach" za miła atmosferę, pięknie przybraną salę, pyszne jedzenie i wesołą obsługę (cena końcowa też pozytywnie mnie zaskoczyła)
* ekipie promu Finarrow - za miłe przyjęcie i pięknie odśpiewane 100lat :)
W sobotę wstałam przed 8.00 - pobiegłam do piwnicy po kwiaty - wytrzymały :) Zrobiłam sobie bukiecik z białych róż oplecionych atłasową wstążką, potem w hali garażowej ustroiłam bordowymi goździkami samochód.
Moje Szczęście smacznie spało. Przed 10.00 przyjechał po mnie mój brat i zawiózł mnie do Gdyni na fryzurę. Potem o 12.00 miałam makijaż. Przed 14.00 byłam z powrotem w domu. Ciągle miałam wrażenie, że to nie dzieje się na prawdę. Samochód był już spakowany na naszą podróż poślubną (ponton, 2 rowery, namiot i kupę szpargałów). Moje Szczęście siedziało gotowe do ubierania. Jego smoking był dużo bardziej skomplikowany niż moja suknia. Jedyna pomoc jaka była mi potrzeba to zapięcie jednej haftki na górze sukni :)
Welon wzięłam pod pachę, w drugą rękę bukiet i kieckę. I poszliśmy.
Do kościoła dojechaliśmy pół godziny za wcześnie. Ale woleliśmy mieć pewność, że się nie spóźnimy. Wiejący silnie wiatr uniemożliwiał wpięcie welonu, więc krążyłam po placu z welonem pod pachą witając gości. Jednocześnie chciałabym ostrzec przed długimi welonami - mój 3m - non stop ktoś mi po nim deptał, chyba że załatwicie sobie "ochronę" która będzie za Wami chodziła i odganiała gości przechodzących z tyłu. Parę razy zostałam pozbawiona welonu przez pchającą się osobę, np. przy wyjściu z kościoła. A raz tak silnie ktoś mi zahaczył, że welon wypadł wraz z diademem, a mi głowę odrzuciło do tyłu.
W kościele ksiądz wyszedł po nas. A z chóru zagrała Agnieszka i tu znów dostaję ciarek, bo to był canon Pachelbela (do posłuchania: http://www.youtube.com/watch?v=6wpPk8qk3uQ) jeden z utworów który oboje uwielbiamy, ale nie wiedziałam że można to grać w kościele na ślubie. Widziałyście film "Love actually"? jeśli tak to wiecie o czym mówię - czułam się tak jak nowożeńcy w tym filmie :)
Całą mszę trzymałam się dzielnie, trochę mi się nogi przed ołtarzem chwiały na obcasach, bo dywan był dość gruby, no i z emocji. Nie poryczałam się na przysiędze! a bardzo się tego bałam. Choć jak usłyszałam Ave Maria w wykonaniu Agnieszki, to musiałam poprosić o chusteczkę, bo pociekło mi ze wzruszenia... z nosa ;) Na szczęcie nie rozmazałam się :)
Cała ceremonia była bardzo uroczysta i wyszła pięknie :)
Przed kościołem zostaliśmy obsypani płatkami róż, przez moją koleżankę - a myślałam, że się wygłupia, jak pytała jakie chcę kolory :)
Potem przeszliśmy szpalerem zrobionym z podniesionych rowerów - znajomi rowerowi mojego Męża zrobili nam taką niespodziankę :)
Następnie obiad, trochę się przeciągnął i słońce schowało sie za chmurami. Ale Wojtek świetnie sobie poradził ze zdjęciami. Niestety plener wyszedł na skwerze Kościuszki, bo na moje wymarzone Babie Doły było już za ciemno.
W końcu pojechaliśmy na prom - Wojtek z nami. Mamy kilka zdjęć w pięknym czerwonym TIRze :) Wojtka wpuścili tylko do hali z samochodami. Dalej poszliśmy już sami, wzbudzając oczywistą sensację wśród pasażerów :) Jak tylko prom ruszył, do kabiny wpadła załoga z szampanem, koszem owoców i przekąsek.
I tak mogę zakończyć ten dzień, bo przecież nie opiszę nocy poślubnej ;)
A podróż poślubna, to już zupełnie inna relacja :)
z Martą - jedynym dzieckiem jakie mi nie działa na nerwy ;)


przed ołtarzem


bukiet - by ajeczka ;)


mójmójmój! ;)


długi welon fajnie wychodzi na zdjęciach ;)


Dziękuję:
* Wam, kochane forumki - za rady i wsparcie w sytuacjach stresowych, bez Was pogubiłabym się w dokumentach.
* Hani Duszyńskiej - za delikatny makijaż (nie różowy ;) ) w którym czułam się jak porcelanowa laleczka ;) mamę też umalowała pięknie.
* Adamowi z salonu Kleopatra w Gdyni za piękny kolor włosów i fryzurę która wytrzymała wyprostowana wiatr w dniu ślubu, oraz kilka kolejnych dni w błotach i śniegach Norwegii ;)
* Agnieszce Elert - za dobór repertuaru na ślub, moim jedynym życzeniem było Ave Maria, resztę bardzo trafnie dobrała Agnieszka.
* Wojtkowi Jakubowskiemu - za atmosferę podczas robienia zdjęć i za same zdjęcia, wyszły pięknie mimo niesprzyjającego światła. Załatwił nawet wejściówkę do portu i zrobił nam kilka zdjęć na początku podróży poślubnej.
* restauracji "W ogrodach" za miła atmosferę, pięknie przybraną salę, pyszne jedzenie i wesołą obsługę (cena końcowa też pozytywnie mnie zaskoczyła)
* ekipie promu Finarrow - za miłe przyjęcie i pięknie odśpiewane 100lat :)
W sobotę wstałam przed 8.00 - pobiegłam do piwnicy po kwiaty - wytrzymały :) Zrobiłam sobie bukiecik z białych róż oplecionych atłasową wstążką, potem w hali garażowej ustroiłam bordowymi goździkami samochód.
Moje Szczęście smacznie spało. Przed 10.00 przyjechał po mnie mój brat i zawiózł mnie do Gdyni na fryzurę. Potem o 12.00 miałam makijaż. Przed 14.00 byłam z powrotem w domu. Ciągle miałam wrażenie, że to nie dzieje się na prawdę. Samochód był już spakowany na naszą podróż poślubną (ponton, 2 rowery, namiot i kupę szpargałów). Moje Szczęście siedziało gotowe do ubierania. Jego smoking był dużo bardziej skomplikowany niż moja suknia. Jedyna pomoc jaka była mi potrzeba to zapięcie jednej haftki na górze sukni :)
Welon wzięłam pod pachę, w drugą rękę bukiet i kieckę. I poszliśmy.
Do kościoła dojechaliśmy pół godziny za wcześnie. Ale woleliśmy mieć pewność, że się nie spóźnimy. Wiejący silnie wiatr uniemożliwiał wpięcie welonu, więc krążyłam po placu z welonem pod pachą witając gości. Jednocześnie chciałabym ostrzec przed długimi welonami - mój 3m - non stop ktoś mi po nim deptał, chyba że załatwicie sobie "ochronę" która będzie za Wami chodziła i odganiała gości przechodzących z tyłu. Parę razy zostałam pozbawiona welonu przez pchającą się osobę, np. przy wyjściu z kościoła. A raz tak silnie ktoś mi zahaczył, że welon wypadł wraz z diademem, a mi głowę odrzuciło do tyłu.
W kościele ksiądz wyszedł po nas. A z chóru zagrała Agnieszka i tu znów dostaję ciarek, bo to był canon Pachelbela (do posłuchania: http://www.youtube.com/watch?v=6wpPk8qk3uQ) jeden z utworów który oboje uwielbiamy, ale nie wiedziałam że można to grać w kościele na ślubie. Widziałyście film "Love actually"? jeśli tak to wiecie o czym mówię - czułam się tak jak nowożeńcy w tym filmie :)
Całą mszę trzymałam się dzielnie, trochę mi się nogi przed ołtarzem chwiały na obcasach, bo dywan był dość gruby, no i z emocji. Nie poryczałam się na przysiędze! a bardzo się tego bałam. Choć jak usłyszałam Ave Maria w wykonaniu Agnieszki, to musiałam poprosić o chusteczkę, bo pociekło mi ze wzruszenia... z nosa ;) Na szczęcie nie rozmazałam się :)
Cała ceremonia była bardzo uroczysta i wyszła pięknie :)
Przed kościołem zostaliśmy obsypani płatkami róż, przez moją koleżankę - a myślałam, że się wygłupia, jak pytała jakie chcę kolory :)
Potem przeszliśmy szpalerem zrobionym z podniesionych rowerów - znajomi rowerowi mojego Męża zrobili nam taką niespodziankę :)
Następnie obiad, trochę się przeciągnął i słońce schowało sie za chmurami. Ale Wojtek świetnie sobie poradził ze zdjęciami. Niestety plener wyszedł na skwerze Kościuszki, bo na moje wymarzone Babie Doły było już za ciemno.
W końcu pojechaliśmy na prom - Wojtek z nami. Mamy kilka zdjęć w pięknym czerwonym TIRze :) Wojtka wpuścili tylko do hali z samochodami. Dalej poszliśmy już sami, wzbudzając oczywistą sensację wśród pasażerów :) Jak tylko prom ruszył, do kabiny wpadła załoga z szampanem, koszem owoców i przekąsek.
I tak mogę zakończyć ten dzień, bo przecież nie opiszę nocy poślubnej ;)
A podróż poślubna, to już zupełnie inna relacja :)
z Martą - jedynym dzieckiem jakie mi nie działa na nerwy ;)


przed ołtarzem


bukiet - by ajeczka ;)


mójmójmój! ;)


długi welon fajnie wychodzi na zdjęciach ;)

