Re: wydatki samotnej matki:)
Trochę nie rozumiem tej dyskusji, ale coś mnie pcha do włączenia się.
Nie rozumiem, bo - pochodząc z rozbitej rodziny, sama mając dziecko i stojąc na skraju małżeństwa, o co martwię się najbardziej, to o to, aby nie przysporzyć mojemu dziecku bólu i nie zszargać psychiki.
Wiem, że jest ciężko, wiem, że pieniądze są ważne, martwię się, jak to będzie. Ale wiem też, że wolałabym, żeby moje dziecko mogło spędzić więcej czasu z ojcem - czy to na zabawie, czy na korepetycjach, niż wydawać kasę na nie. Pomoc przy lekcjach ze strony rodzica, możliwość bycia z dzieckiem, to dla niego ważniejsze niż wysłanie na 'korki' ...
Nie wiem jeszcze jak to by było z nową partnerką, ale mam nadzieję, że będę umiała wznieść się ponadto.
Co więcej - jeśli nie będzie mnie stać na wszystko - to czy to ma się stać najważniejsze? Chciałabym, żeby moje dziecko wiedziało, że je kocham, wspieram, niezależnie od tego czy na wozie, czy pod nim - damy radę.
Wydatki na dziecko to niesamowicie ważna sprawa - podstawa piramidy, spędza sen z powiek i czasem faktycznie jest tak, że 100 zł robi dużą różnicę. ALE wiem, że jeśli za te '100 zł' moje dziecko będzie mogło spędzić np. więcej czasu z tatą na spacerze, to jest to warte tego.
Rozumiem walkę o alimenty w sytuacji, gdy naprawdę nie ma innej opcji. Rozumiem, gdy kwestie bytu są zagrożone. Nie rozumiem potrzeby 'dostania' 1000 zł tylko dlatego, żeby móc wysyłać dziecko na płatne zajęcia, kiedy można z nim spędzać czas... Nie rozumiem i już.
2
2