Giuseppe Verdi
opera
Oficjalny sponsor: PKO Bank Polski
libretto: Francesco Maria Piave wg dramatu Victora Hugo
kierownictwo muzyczne: Janusz Przybylski
reżyseria: Grzegorz Chrapkiewicz
scenografia: Anna Popek
przygotowania chóru: Elżbieta Wiesztordt
oryginalna wersja językowa
przekład libretta wyświetlany nad sceną Katarzyna Wilewska
Opera ta choć swoją polska premierę (Warszawa, 1851) miała zaledwie siedem lat po prapremierze (Wenecja, 1844) nie zadomowiła się w repertuarze polskich teatrów operowych (po wojnie o jej inscenizację pokusiły się bodaj jedynie Opera Śląska i łódzki Teatr Wielki). Dziwne. Zważywszy, że pod względem urody melodii i ekspresji dramatycznej nie ustępuje tak przecież popularnej u nas operze "Nabucco" ("Ernani" jest dziełem zaledwie dwa lata późniejszym), powinna szturmem zdobyć serca wybrzeżowych melomanów.
Libretto oparte jest na niegdyś sławnym dramacie Victora Hugo (autora powieści "Katedra Notre Damme" i "Nędzników") 'Hernani". Ponoć pisarz nie był zachwycony, że jego pełen głębszych wartości utwór posłużył za kanwę dla opery, dla którego to gatunku nie żywił chyba większej sympatii i szacunku (nic dziwnego: niemal wszystkie jego dzieła zostały wykorzystane przez XIX wiecznych librecistów, a Hugo nie zarobił na tym złamanego grosza). Tak czy inaczej: dramat Hugo jeszcze za jego życia był uważany za anachroniczny, dziś wcale nie wystawia się go w teatrach dramatycznych; przeżył tylko dzięki operowej wersji Verdiego.
Pełna pasji historia pobudziła Verdiego do napisania niezwykle pięknej, emocjonalnej muzyki. Każda aria to majstersztyk muzycznego piękna, finał I aktu poraża swych rozmachem i potęga brzmienia, chór spiskowców (szlagier tej opery!) działa niemal jak prozac, a finał wyciska łzy największym twardzielom.
"Ernani" to także ogromne wyzwanie dla śpiewaków, którzy mają tu dużo do pośpiewania i dla inscenizatorów, którzy muszą zrobić coś, by dziwaczną dla współczesnego widza treść uczynić nie tylko przystępną, ale i atrakcyjną.
Treść "Ernani" to dzieje hiszpańskiej szlachcianki Elwiry, która jest obiektem pożądania aż trzech mężczyzn. Cierpiąca (chyba od nadmiaru miłości) heroina stawia opór niezrozumianemu przez świat nikczemnikowi barytonowi, daje odprawę podstarzałemu i mściwemu krzywdzicielowi basowi, by okazać swą przychylność cierpiącemu z miłości, szlachetnemu zbójcy tenorowi. Ten jednak, na skutek nieprzemyślanych zobowiązań, musi popełnić samobójstwo. Na nic więc jego starania o zdobycie Elwiry, które trwały, bagatela!, całe pięć odsłon.
opera
Oficjalny sponsor: PKO Bank Polski
libretto: Francesco Maria Piave wg dramatu Victora Hugo
kierownictwo muzyczne: Janusz Przybylski
reżyseria: Grzegorz Chrapkiewicz
scenografia: Anna Popek
przygotowania chóru: Elżbieta Wiesztordt
oryginalna wersja językowa
przekład libretta wyświetlany nad sceną Katarzyna Wilewska
Opera ta choć swoją polska premierę (Warszawa, 1851) miała zaledwie siedem lat po prapremierze (Wenecja, 1844) nie zadomowiła się w repertuarze polskich teatrów operowych (po wojnie o jej inscenizację pokusiły się bodaj jedynie Opera Śląska i łódzki Teatr Wielki). Dziwne. Zważywszy, że pod względem urody melodii i ekspresji dramatycznej nie ustępuje tak przecież popularnej u nas operze "Nabucco" ("Ernani" jest dziełem zaledwie dwa lata późniejszym), powinna szturmem zdobyć serca wybrzeżowych melomanów.
Libretto oparte jest na niegdyś sławnym dramacie Victora Hugo (autora powieści "Katedra Notre Damme" i "Nędzników") 'Hernani". Ponoć pisarz nie był zachwycony, że jego pełen głębszych wartości utwór posłużył za kanwę dla opery, dla którego to gatunku nie żywił chyba większej sympatii i szacunku (nic dziwnego: niemal wszystkie jego dzieła zostały wykorzystane przez XIX wiecznych librecistów, a Hugo nie zarobił na tym złamanego grosza). Tak czy inaczej: dramat Hugo jeszcze za jego życia był uważany za anachroniczny, dziś wcale nie wystawia się go w teatrach dramatycznych; przeżył tylko dzięki operowej wersji Verdiego.
Pełna pasji historia pobudziła Verdiego do napisania niezwykle pięknej, emocjonalnej muzyki. Każda aria to majstersztyk muzycznego piękna, finał I aktu poraża swych rozmachem i potęga brzmienia, chór spiskowców (szlagier tej opery!) działa niemal jak prozac, a finał wyciska łzy największym twardzielom.
"Ernani" to także ogromne wyzwanie dla śpiewaków, którzy mają tu dużo do pośpiewania i dla inscenizatorów, którzy muszą zrobić coś, by dziwaczną dla współczesnego widza treść uczynić nie tylko przystępną, ale i atrakcyjną.
Treść "Ernani" to dzieje hiszpańskiej szlachcianki Elwiry, która jest obiektem pożądania aż trzech mężczyzn. Cierpiąca (chyba od nadmiaru miłości) heroina stawia opór niezrozumianemu przez świat nikczemnikowi barytonowi, daje odprawę podstarzałemu i mściwemu krzywdzicielowi basowi, by okazać swą przychylność cierpiącemu z miłości, szlachetnemu zbójcy tenorowi. Ten jednak, na skutek nieprzemyślanych zobowiązań, musi popełnić samobójstwo. Na nic więc jego starania o zdobycie Elwiry, które trwały, bagatela!, całe pięć odsłon.