Spotkanie autorskie ze Stanisławem Danielewiczem, publicystą, muzykiem, DJ-em i organizatorem życia muzycznego, oraz Marcinem Jacobsonem, animatorem kultury, impresario, publicystą i producentem muzycznym - autorami książki "Rockowisko Trójmiasta. Lata 70".
Od roku 1961 każdego lata w Sopocie działał Non-Stop, czyli miejsce, gdzie pod chmurką tańczyło się i słuchało aktualnie modnych, najpierw polskich, a później też zagranicznych zespołów rock'n'rollowych. Przekroczenie "bramki" było jak wejście do zupełnie innego świata. Chłopcy w dżinsach (które przywożono z Zachodu lub kupowano na bazarach). Dziewczyny w minispódniczkach i obcisłych sweterkach. Przede wszystkim liczyły się jednak długie włosy u chłopaków. To był właśnie świat muzyki młodzieżowej, młodzieżowy styl bycia. Z tym światem utożsamiałem się ze względu na wiek (miałem wtedy 20 lat) oraz z uwagi na atrakcyjność kojarzonego z Zachodem luzu i odrębności wynikającej z coraz mniejszej akceptacji norm i szarej rzeczywistości PRL.
Stanisław Danielewicz
Największym problemem w tamtym czasie było zdobycie płyt, ponieważ ich na wolnym rynku po prostu nie było i to nawet w pewexie. A posiadanie dewiz traktowane było jak przestępstwo celno-skarbowe, więc to źródło zaopatrzenia też bywało ryzykowne. W Trójmieście mieliśmy trochę łatwiej, gdyż płyty przywozili marynarze pływający z węglem do Skandynawii i Zjednoczonego Królestwa. Można je było także zamówić w zaprzyjaźnionych komisach i handlarzy na targu. Niebagatelną barierą dla zwykłego śmiertelnika były też horrendalne ceny płyt, które wynikały z czarnorynkowego kursu walut wymienialnych - dolar kosztował ponad 100 złotych, marka zachodnioniemiecka ponad 40, a średnie miesięczne wynagrodzenie w tym czasie oscylowało między dwoma a trzema tysiącami złotych. Z tego, co pamiętam, za trzy wieczory w dyskotece mogłem kupić jeden zagraniczny longplay.
Marcin Jacobson