2014-04-21 06:50
Po raz trzeci już w ostatnim okresie Teatr Wybrzeże odwołuje się do wiekowych tekstów (z XVII lub XVIII wieku a więc pachnących oświeceniowo lub przedoświeceniowo). Mieliśmy więc już i Pedro Calderón'a de la Barca (Życie
Po raz trzeci już w ostatnim okresie Teatr Wybrzeże odwołuje się do wiekowych tekstów (z XVII lub XVIII wieku a więc pachnących oświeceniowo lub przedoświeceniowo). Mieliśmy więc już i Pedro Calderón'a de la Barca (Życie snem), Jonathan'a Swift'a (Podróże Guliwera) a teraz mamy Pierre'a de Marivaux w trzech odsłonach. Za każdym razem zarysowuje się tendencja do szukania w dość klasycznych tekstach tematów uniwersalnych, które zdają się nie tracić nigdy na aktualności a jednocześnie są przystępne dla szerszej, zróżnicowanej publiki. Za każdym też razem te dawne teksty (mniej lub bardziej przerobione) podawane są w odsłonie współczesnej. Pojawiają się też podobne motywy (podroże, wyspy, odizolowanie). Można by więc rzecz, że Teatr Wybrzeże "dorobił" się swoistego tryptyku w tym obszarze.
Z wyspy Marivaux reżyser Iwo Vedral starał się jak sie wydaje wydobyć szczególną estetykę. Powstało coś na kształt landrynkowo-murzynkowy. Efekty osiągnięto miedzy innymi stosując kolorowe, jaskrawe oświetlenie lampami podsufitowymi dzięki czemu widzowi ukazują się różnego rodzaju wzory (co daje klimat trochę jak na sali dyskotekowej), to wszystko komponuje się z równie kolorowymi i wzorzystymi kostiumami (lub makijażami) aktorów (które jakoś wydają się nawiązywać do ludowych acz całkiem egzotycznych ubiorów). Do tego dochodzi zastosowanie luster ściennych (takich jak na sali do ćwiczeń baletowych, tanecznych lub sportowych). To wszystko jednak (od samego początku) w iście camp'owym otoczeniu różnego rodzaju kiczowatych przedmiotów a la plastic-is-fantastic (cała sterta róznych gadżetów turystycznych, okulary w kolorowych oprawkach itp.).
Bez przerwy (akurat nie wiem dlaczego) widzowi podano trzy kawałki a więc Wyspę Niewolników, Spór i Triumf Miłości. Mamy więc po kolei dyskusję: 1) nad zagadnieniami władzy a raczej stosunkami typu master-servant (to można by też odczytywać poprzez pryzmat postkolonializmu - gra z czernią i bielą, białe peruki możnych i czarny niewolniczy makijaż - lub poprzez perspektywę swojskość-versus-obcość) 2) nad kwestiami miłości do samego siebie i ulotności pożądań. A na koniec (3) swego rodzaju dramat ogniskujący się wokół poszukiwania spełnienia miłosnych pragnień (z pewnym wątkiem płatnej miłości).
Chyba co by uniknąć oskarżeń o zatrudnianie byłych gwiazd w wieku przedemerytalnym (Katarzyna Figura) Orzechowski wpuścił na deski trójkę nowych nabytków teatru. Młoda ekipa (w sumie czwórka) nie robi niestety jednak dobrego wrażenia. W drugiej części spektaklu młode aktorki (Agata Bykowska, Monika Janeczek) próbują obsłużyć swoje role prymitywnymi wrzaskami i krzykami co robi beznadziejne wrażenie. Dwójka młodych aktorów (w tym Jakub Mróz) nie wypada dużo lepiej. Reżyser ubrał występującą tu czwórkę (w drugiej części) w typowe sportowe stroje (koszulki plus spodenki) co do złudzenia przypomina Pawia Królowej Masłowskiej, którą Teatr Stary z Krakowa pokazywał też w zeszłym roku w Sopocie (Festiwal Wybrzeże Sztuki) i w Gdyni (teatralny line-up na Open Heinekerze), gdzie również aktorzy występowalli w ubrankach do gry w squash'a. Tyle, że przypomina tylko strojami sportowymi bowiem w kultowym, krakowskim spektaklu był cały wachlarz środków wyrazu (ruchy, gesty, teksty, słowa, dźwięki, scenografia, rytm itd.) które dawały niezwykły efekt estetyczny. Tu też jest co prawda czwórka młodych a Murzynka Karize (Dorota Androsz) siedząc na podwyższeniu robi za sędziego z kortu tenisowego ale w rozlazłych scenach żadnych szczególnych efektów ni jak nie ma. W tym kontekście trzeba przyznać, że dojrzałość zawodowa choćby Katarzyny Figury czy Doroty Androsz bierze tu wyraźnie górę i co nieco ratuje sytuację (powiedzmy, że zapominam w tym miejscu na chwilę o prymitywnych wyczynach pozascenicznych Katarzyny Figury). Jednak znana z mediów artystka (tu widoczna dobrze w zasadzie tylko w pierwszej części) ukazała się wyraźnie przepoczwarzona i przemieniona przez upływ lat (to już nie ta twarz, nie ta sylwetka i nie ten głos co kiedyś - nie wiem też dlaczego taki głos ochrypły - wszak kwestie emisji głosu dla aktora to rzecz najwyższej wagi).
Bynajmniej zarzut o banalność poruszanych w spektaklu tematów jest chyba zbyt daleko idący, to są zupełnie uniwersalne kwestie i wcale nie do końca uświadamiane. Bo Wyspa Marivaux nie wydaje się być wyspą wydumaną - to raczej swoisty portret współczesnej hiperturystyki. Innymi słowy, ktoś wyjeżdzający na wakacyjny turnus typu "all inclusive" dostanie właśnie taki pakiet jak widzimy w (a raczej na) wyspie Marivaux. Choć to on klient i wycieczkowicz wydaje się być Panem sytuacji faktycznie wpada on jedynie w machinę przemysłu turystycznego zastawioną przez "tubylców" i przewodników, którzy z pozoru są do jego usług a jednak wiedzą dobrze jak "zedrzeć skórę" z przyjednego klienta. To wycieczkowicz jest wszak pod dyktando swoich tubylczych przewodników a nie odwrotnie. Czyż nie jest to typowe a jednak nieoczywiste z pozoru odwrócenie relacji master-servant? Bo czy w dzisiejszej turystyce pozostało coś jeszcze autentycznego gdy ani tubylcy nie są autentyczni ani autentyczne nie jest "spojrzenie turystyczne" turysty odizolowanego od świata, do którego przybył przez okno gwiazdkowego hotelu tudzież autokaru. Jednak taka wyprawa na odległą wyspę to jednak i coś więcej - to wejście w skład pewnej, czasowo zestawionej grupy ludzi, która jest jednocześnie odizolowana od "reszty społecznego świata". Łatwo w takich warunkach o nawiązywanie luźnych, przelotnych namiętności, często celem staje się też (choć jawnie nie wypowiadane) jakieś poszukiwanie niespełnionych miłości czy po prostu zwykła seksturystyka. W trzeciej części pojawi się więc i motyw płatnej miłości choć prostytkami są tu mężczyźni - a może raczej króliczki rodzaju męskiego, bo takie kostiumy przywdziali aktorzy. Taki umęskowiony obraz płatnych usługodawców miłosnych (którzy, jak widz zobaczy, bez żadnego pobłażania ściągają swoje opłaty) to dość ciekawy efekt, niepozostawiający wątpliwości, bo poniekąd bez względu na faktyczną płeć, rola prostytutki to wszak rola jednak twarda i pełna wyrachowania. Międzyczasie w drugiej części wspomniane już wyżej lustra to przyczynek do miłości własnej, która to przechodzi w seksualne pożądanie innego (czyż jednak nie pozostaje nadal jednak ciągle miłością do samego siebie, miłością swoich wewnętrznych pragnień). Sceny bardzo wymownie ukazują ulotność takich pragnień, jak łatwo od "na zawsze" przejść do "już nigdy". Jak jedne pragnienia ulatują i przegrywają z innymi.
Słabą stroną spektaklu jest moim zdaniem beznadziejny ruch sceniczny (nawet jeśli nie ciągle to przynajmniej okresami). Podobnie jak na "Ciałach obcych" rażące są sytuacje, gdy aktorzy podpierają ściany. Nawet w sporcie (np. w hokeju) jest taka zasada, że jak ktoś w danym momencie nie gra to chyba schodzi z boiska. Niby oczywiste. Ale na "Ciałach obcych" cała ekipa nic nie robi tylko podpiera ścianę i nie wiadomo na co czeka. Niestety podobnie to wygląda na "Wyspie Marivaux" - siedzi taki jeden z drugim pod ścianą i czeka nie wiadomo na co (?) i nie wie co ma ze sobą zrobić... Bez sensu.
Wyspa Marivaux to produkcja, która z pewnością nie stanie się takim hitem czy towarem eksportowym Teatru Wybrzeże jak zeszło-sezonowe "Amatorki" czy "Czarownice z Salem". W moim odczucie jest to też propozycja słabsza niż poprzednia realizacja Iwo Vedral'a w Wybrzeżu (Solness Henryka Ibsena), która pozostawiła bardzo dobre wrażenie. Ta "dziwna" i egzotyczna sztuka plasuje się więc raczej w grupie "wybrzeżowych" spektalów "klasy średniej".
PS. Osobną kwestią jest znów kwestia palenia papierosów przez aktorów na scenie. Może tak trochę więcej szacunku do niepalących widzów? Inaczej trzeba będzie sprawę rostrzygnąć zgniłymi jajami lecącymi w stronę palacza. Co ciekawe przy wejściu do teatru wiszą tabliczki z napsiem "Palenie zabronione". I po co to - jak i tak widz się nawdycha dymu i przesiąknie. Nawet nie chodzi o to jak bardzo to szkodzi na zdrowie i czy w ogóle. Doprawdy nie mam ochoty po każdym wyjściu z teatru prać całego swojego ubrania. Jeśli na "Naszych najdroższych" pies jest tylko powietrzem a na "Solness" aktor sika tylko "na niby" to dlaczego na "Wyspie Marivuax" pali się prawdziwe pety? Dlaczego widz miałby to tolerować? Bardzo to psuje odbiór sztuki i nastawia negatywnie nawet jak to co się dzieje na scenie nie jest w sumie takie fatalne.
2014-03-22 12:15
Ciekawe, jak bardzo można różnić się w odbiorze... Ja myślę o tym spektaklu dokładnie odwrotnie - pierwsza część najsłabsza, za sprawą skrótów i przesunięć interpretacyjnych niekomunikatywna na poziomie fabularnym; ale
Ciekawe, jak bardzo można różnić się w odbiorze... Ja myślę o tym spektaklu dokładnie odwrotnie - pierwsza część najsłabsza, za sprawą skrótów i przesunięć interpretacyjnych niekomunikatywna na poziomie fabularnym; ale im dalej tym lepiej, aż do najciekawszej, także aktorsko, części trzeciej. Trudno też mi zgodzić się z tym, że Katarzyna Figura jest w dobrej formie artystycznej. W ciekawej roli widziałam ją może dwa razy, w spektaklach Teatru Dramatycznego w Warszawie - "Alina na Zachód' w reż. Miśkiewicza i "Persona" Lupy. Ale to było dawno temu. Teraz dyskwalifikuje ją zdarty, matowy głos, który przestał być instrumentem, zdolnym wygrać różne tony i emocje. To za jej sprawą pierwsza część była niezrozumiała - mówiła swój długi tekst bez stawiania logicznych akcentów, z nadgrywaną sztucznie ekspresją, w ogóle nie dało się uchwycić sensów. Ale spektakl jako całość ciekawy, choć - obawiam się - raczej dla najbardziej wytrwałych widzów. Androsz, Kociarz, Tynda, Witkowski - świetni. Jestem na tak!
2014-03-22 18:04
nie mówi się: jestem na tak, jestem na nie
to błędy językowe
mówimy: jestem za, jestem przeciw
2014-03-23 08:30
Powiedzenie Jestem na tak weszło do polszczyzny pod koniec 2008 roku (i później błyskawicznie się upowszechniło), kiedy to na ekranach naszych kin pojawiła się amerykańska komedia Yes Man. Dystrybutor Warner Bros.
Powiedzenie Jestem na tak weszło do polszczyzny pod koniec 2008 roku (i później błyskawicznie się upowszechniło), kiedy to na ekranach naszych kin pojawiła się amerykańska komedia Yes Man. Dystrybutor Warner Bros. Entertainment Polska miał spory kłopot, jak przetłumaczyć ów krótki tytuł (Człowiek tak nie miało sensu), i nie chcąc wprowadzać frazy Człowiek, który ciągle mówi tak (film opowiadał historię człowieka, który przez okrągły rok postanowił na wszystko odpowiadać Tak), wymyślił osobliwy tytuł Jestem na tak.
Prawdopodobnie mamy tu do czynienia z kontaminacją aż trzech zwrotów: być za (być przeciw), zgadzać się na coś (nie zgadzać się na nic), mówić tak (mówić nie). Syntagma być tak nie wchodziła w grę (była równie niedobra jak Człowiek tak), stąd przyimek na włożony między człony być i tak. Mówienie Jestem na tak, Jestem na nie rzeczywiście może razić (i widać, już razi) prawdziwych miłośników polszczyzny, przyzwyczajonych do tradycyjnych zwrotów Jestem za, Jestem przeciw. Tyle tylko, że Jestem na tak (Jestem na nie) zadomowiło się już w języku lwiej części rodaków do tego stopnia, iż nie ma raczej szans na to, by z niego znikło
Maciej Malinowski, mistrz ortografii polskiej, Uniwersytet Pedagogiczny, Kraków
2014-03-25 13:50
I co z tego wynika? Narodzila sie nowa tradycja bo zwrot pojawil sie jako tlumaczenie tytulu zagranicznego filmu z 2008 roku? Jest wiele innych jeszcze popularniejszych wyrazen, ktore "zadomowily" sie juz nawet na
I co z tego wynika? Narodzila sie nowa tradycja bo zwrot pojawil sie jako tlumaczenie tytulu zagranicznego filmu z 2008 roku? Jest wiele innych jeszcze popularniejszych wyrazen, ktore "zadomowily" sie juz nawet na polityczno-biznesowo-medialnych celebryckich "salonach" jak chocby wszechobecne zaje...cie, co nie znaczy,ze osoby dbajace o piekno jezyka powinni tego typu chwastow uzywac i aprobowac.
2014-03-22 12:30
Jeszcze jedna uwaga: rola Egle Bykowskiej zbudowana na "słodkiej naiwności małego dziecka"? Raczej na okrucieństwie wypływającym z egoizmu - typowym dla kogoś, kto nie przeszedł jeszcze etapu socjalizacji...
2014-03-22 22:39
Byłem widziałem, odbiór dziwny, najbardziej podobała mi się druga część i trzecia. Pierwsza to jakaś masakra, nie wiadomo co autor miał na myśli. Figura jako aktorka, dziwna. Myślałem że jest lepsza w teatrze, ale
Byłem widziałem, odbiór dziwny, najbardziej podobała mi się druga część i trzecia. Pierwsza to jakaś masakra, nie wiadomo co autor miał na myśli. Figura jako aktorka, dziwna. Myślałem że jest lepsza w teatrze, ale niestety nie była w formie. Sztuka trudna, ale dająca do myślenia, dzisiejsza widownia chyba zawiedziona (średnia wieku +60) krótkie oklaski i tylko jedno ponowione wyjście, niektórym się nawet klaskać nie chciało, chyba przyszli dla nazwiska a nie do teatru :)
2014-03-23 08:36
"Odbiór dziwny"? Nie rozumiem...
2014-03-23 13:29
Dziwne przeskakiwanie z typu przekazu na typ przekazu, ogólnie po nocy mogę stwierdzić że fajna sztuka. Ale wymaga czasu na poukładanie sobie spektaklu.
2014-03-25 13:30
jesli potrzebujesz nocy w celu jego przetrawienia :-)
2014-03-23 13:17
Chyba nie bylismy na tym samym spektaklu bo ja widzialam mlodych ludzi
2014-03-23 13:29
młodzi + bardzo starzy dają średnią :)
2014-03-23 18:46
Jeśli dozyjesz
2014-03-23 19:30
Być może, ale Tobie już słoma z butów nie wyjdzie.
2014-03-24 12:00
2014-03-24 09:07
nie chodzę do tego przybytku bo od wielu lat opanowany jest przez gender
2014-03-24 07:16
Odnoszę wrażenie, że sztuka po pierwsze nie jest dla każdego i została wystawiona dla samego jej wystawienia... Po drugie aktorzy grają poprawnie, jednak trzeba zastanowić się co grają... I tu zaczyna się problem. Tak na
Odnoszę wrażenie, że sztuka po pierwsze nie jest dla każdego i została wystawiona dla samego jej wystawienia... Po drugie aktorzy grają poprawnie, jednak trzeba zastanowić się co grają... I tu zaczyna się problem. Tak na zdrowy rozum tą sztukę powinno oglądać się (ofc dla lepszego odbioru) przynajmniej po minimalnej dawce alkoholu lub ... Pomysł z lustrami perfekcyjny, jednak wykorzystałbym lustra z gabinetu śmiechu i dał możliwość obejrzenia sztuki widzom , ale tylko poprzez patrzenie na grę aktorską w lustrzanym odbiciu... Sztuka wzbudziła we mnie niepokój. Chyba taki był jej cel. Martwię się o kondycję Teatru Wybrzeże...
P.S. Pozdrawiam Panią Katarzynę Figurę, wspaniały występ po latach! Czekam na Pani rolę dramatyczną, najlepiej komediową. Do Pana Dyrektora Teatru - czy nie ma już sztuk godnych wystawienia? Jeżeli nie ma, to czas wrócić do klasyki zrozumiałej dla wszystkich!
2014-03-22 23:14
Brak aplazow i rzęsistych braw to być może brak zrozumienia sztuki przez większość z obecnych do których sam siebie zaliczam . Nie była to napewno zła gra aktorów w tym pani K Figury. Wizja reżysera zniechęciła do
Brak aplazow i rzęsistych braw to być może brak zrozumienia sztuki przez większość z obecnych do których sam siebie zaliczam . Nie była to napewno zła gra aktorów w tym pani K Figury. Wizja reżysera zniechęciła do poprawnego odczytania najtrudniejszej pierwszej części sztuki.., co skutkowało ,wypadnięciem części widowni "za burtę " a akcja ratownicza podjęta w drugiej części nie przyniosła oczekiwanego efektu .Niestety sam znalazłem się za burtą o czym szczerze napisałem przyznając się do jej niezrozumienia.
2014-03-22 15:16
Az dziw ze znowu nie wyskoczyliscie z figura w tytule. Tak malo miejsca poswieciliscie takiej wielkiej gwieździe? Inni aktorzy wracaja do miasta z spektaklami i nie robi sie z tego afery. Figura zagrala cos 12 lat temu i
Az dziw ze znowu nie wyskoczyliscie z figura w tytule. Tak malo miejsca poswieciliscie takiej wielkiej gwieździe? Inni aktorzy wracaja do miasta z spektaklami i nie robi sie z tego afery. Figura zagrala cos 12 lat temu i walkujecie temat jakby byl tego wart. Aktorka zadna. Wiecznie wzdychajaca, jeczaca jakby non stop byla napalona. Nie lubie jej. Nie szanuje jako aktorki.
2014-03-22 15:38
Ponieważ nie piszą za dużo o Figurze, a jedynie to, że "zagrała swoje" to masz pretensje, że piszą za dużo o Figurze, a nie powinni, bo jej kreacja to nic wyjątkowego? Pokrętna logika - niech będzie wolno mi zauważyć ;)
2014-03-21 12:39
zaproszenia otrzyjmują wyłącznie "ludzie ze środowiska" i ich znajomi
2014-02-25 15:17
2014-02-26 12:38
należy zostać zaproszonym.
2014-03-11 21:59
wiec zapraszam "chciałbymzobaczyć" czy juz zdobył zaprosszenie?
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.