Re: Kiedyś jak byłem mały
~Manson the Forester
(14 lat temu)
Bardzo mi się ten wątek podoba, a więc, jak to zauważyła Ciema, wkleję się do niego nie na temat :)))
"Była to jedna z wielu naszych prób skłócenia zachodnich sojuszników, z której, niestety, nic nie wyszło. Wykonaliśmy wspaniały pierścień, nad którym ślęczeli nasi najlepsi metalurdzy, rozpuściliśmy wieści, o tym, że daje on jakoby władzę nad całym Śródziemiem, i przerzuciliśmy go przez Anduinę. Mieliśmy nadzieję, że Rohirrimowie i Gondorczycy wezmą się za gardła z jego powodu... Tak się stało, rzeczywiście połknęli przynętę razem z żyłką i spławikiem. Ale Gandalf...! Gandalf od razu wyczuł, skąd wiatr wieje. Chcąc więc uratować koalicję od rozpadu, owinął sobie wszystkich wokół palca: pierwszy dotarł do Pierścienia, przejął go, ale nie chciał przechowywać go czy ukrywać - spowodował tylko, że zaginął.
Schował go uczciwie. Nasz wywaid dwa lata męczył się, żeby wymacać trop. Okazało się, że Pierścień jest w Shire - to taka dziura na skraju północnego zachodu: rzeźbione okładziny okien, malwy przed domami i świnia w kałuży na środku głównej ulicy... Co mieliśmy zrobić? Ani Gondorczycy, ani Rohirrimowie do tego Shire'u nie zaglądali nigdy w życiu. Gdybyśmy wykradli Pierścień i ponownie dokonali przerzutu przez Anduinę nasze uszy sterczałyby z tej historii na dobry sążeń, wszyscy wiedzieliby, kto się wtrącił. Wtedy zrodził się pomysł. Będziemy udawać, że też polujemy na ten Pierścień i wystraszymy jego właściciela. I postanowiliśmy, jak ostatni głupcy, że my sami, Nazgule, to zrobimy. A co to za problem - jedna noga tu, druga tam... No i, jak ostatni durnie, wzięliśmy się do dzieła, a byliśmy do tego, delikatnie mówiąc, nie za bardzo kompetentni. Dyletant zostanie dyletantem, choćby miał sześc rozumów. Para prawdziwych zwiadowców sto razy lepiej by się z tym uwinęła niż my, niż cała nasza Kapituła...
W sumie Nazgul może przybierać dowolna postać, ale wtedy wyglądaliśmy jak ja teraz. Pan, cżłowiek wykształcony, tez zbladł onegdaj, a co mieli powiedzieć tamci? Przecież to buraki... Krótko mówiąc, ubraliśmy się możliwie przerażająco, przejechaliśmy się po tamtej okolicy w pełnym rynsztunku, niemal wrzeszcząc na każdym rogu "A gdzie tu mieszka taki to a taki, władca Pierścienia Władzy? Dawać go tu!" Dobrze, że oni tam nie mają nie tylko kontrwywiadu, ale i policji! Fachowcy od razu by skapowali: "Hej, nie tak, chłopcy, coś nie tak. Gdy ktoś naprawdę szuka człowieka, to nie tak to robi!" Ale te wiejskie gamonie - posiadacz Pierścienia i jego kolesie - nie mieli rzecz jasna wątpliwości co do naszych intencji. Tak więc, pogoniliśmy ich spokojnie na wschód lekko strasząc, żeby nie przesiadywali w oberżach.
A tymczasem nasi ludzie naprowadzili na nich gondorskiego księcia Boromira. Bo to dla niego, prawdę mówiąc, cała ta zabawa była wszczęta: on za Pierścień Władzy był gotów z kości własnego ojca klajster ugotować. I gdy książę dołączył do drużyny - a już i inni sie dołączyli - pomyśleliśmy sobie, że już jest cacy, że nie musimy za nimi się szwendać i denerwować biedaków. Myśłeliśmy: "Teraz nasz pierścionek do Minas Tirith dotrze w całości i w znakomitej kompanii". Przekazaliśmy popędzanie drużyny oddziałowi orokuenów i zapomnieliśmy o sprawie. I zapłaciliśmy za to straszną cenę. Wyszli nasi na brzeg Anduiny, patrzą - pogrzebowa łódź. Boromir. Cześć i czołem... Widać coś tam w drużynie nie tak poszło, i byli w niej chłopy mocniejsze niż on. No i ślad po Pierścieniu zaginął. A tak szczerze mówiąc, to nikt go nie szukał. Inne sprawy zaprzątnęły nasze głowy"
Kirył Jeskow "Ostatni władca pierścienia"
0
0