Re: Co się dzieje z rodzicami?
Czytam i oczom nie wierzę...
Wychodzi na to, że większość wypowiadających się tu mam, jest przekonana, że dni wolne to:
- wymyślili sobie nauczyciele, dla własnej wygody i dla własnego widzimise,
- wakacje i ferie też wymyślili sobie nauczyciele, żeby utrudnić życie pracującym rodzicom.
Poza tym nauczyciele w sumie nic takiego szczególnego nie robią, zarabiają górę kasy, która im się nie należy, bo za co?
W porównaniu do uczciwie pracujących osiem godzin dziennie, to są po prostu darmozjady i malkontenci.
Czy ktoś z Was pamięta, że to jest "stary podział", obowiązujący od kilkudziesięciu lat system, w którym DZIECI! uczą się przez 10 miesięcy i mają 2 miesiące wakacji. W miesiącach przeznaczonych na naukę DZIECI! mają dodatkowe "dni wolne od szkoły" w okolicach świąt i ferie zimowe. Są to "dni wolne od zajęć w szkole" zorganizowane dla "higieny umysłowej" Waszych pociech. Zdajecie sobie sprawę, że DZIECI potrzebują takich przerw, aby odpocząć od szkoły, nacieszyć się "leniem" w domu?
To całe "wolne", zostało wymyślone dla DZIECI, a nie dla wygody nauczycieli. Nauczyciele mają "wolne" przy okazji, dlatego że z dziećmi pracują i kiedy dzieci mają wyznaczony czas bez zajęć szkolnych, nauczyciel też w szkole nie ma potrzeby siedzieć. Za to w domu ma zapasy prac do sprawdzenia, konspektów do napisania, książek do przeczytania, regulaminów do zapoznania, ankiet do wypełnienia, projektów do przygotowania itp. Myślicie, że kto to robi? Elfy? Oprócz uczenia, praca nauczyciela to stosy dokumentacji, obszerna papierologia i logistyka, bez której nie dałoby się sensownie prowadzić zajęć lekcyjnych ani zorganizować funkcjonowania szkoły.
Z doświadczenia wiem, że "dni wolne od zajęć edukacyjnych w szkole", kiedy nauczyciele mają tylko dyżury, by "przypilnować" dzieci do wyznaczonej godziny, to ZŁO. To radosna bonanza nie wnosząca nic pozytywnego. Dzieci przeważnie dostają małpiego rozumu i starają się zrobić wszystko to, co "normalnie" jest zabronione.
Przeważnie szkoły nie maja dodatkowych funduszy, żeby zorganizować dzieciom coś specjalnego, coś konkretnego na takie okazje. Wszystko kończy się na tym, że trzeba w miarę możliwości dopilnować, żeby nie zrobili sobie krzywdy i cali wrócili do domów. Czas całkowicie zmarnowany. Przez wszystkich.
Zdecydowanie więcej sensu miałoby zupełne zrezygnowanie z "przerw świątecznych" i prowadzenie normalnych zajęć edukacyjnych. Większość znanych mi nauczycieli podziela pogląd, że takie przerwy i "przechowywanie" w tym czasie dzieci w szkole wywołuje tylko zamieszanie i niepotrzebne kontrowersje.
Normalne zajęcia edukacyjne byłyby pożyteczne, dzieci w szkole przebywałyby na jasnych zasadach, nauczyciele mieliby dodatkowy czas na realizację zadań z planu nauczania, a rodzice nie mieliby problemów z własnym, kłopotliwym potomstwem.
Wszyscy byliby zadowoleni.
Po przeczytaniu tego uroczego wątku, tym bardziej nie mam zamiaru znowu uczyć. Chociaż nie. Ujmę to inaczej - ja wciąż uczę, pomagam dzieciom znajomych, pomagam maturzystom w Internecie. Ale nie mam ochoty znowu wpaść w "szkolne tryby".
W szkole ani dobrze nie zarobię, ani nikt nie doceni mojej pracy i wysiłku.
Co widać na załączonym obrazku :)
Pozdrawiam!
13
14