Zgadzam się z przedmówcami. Szukałam dietetyka w celu lepszego i zdrowszego odżywiania się. Jestem osobą bardzo aktywną (5 - 6 ciężkich treningów w tygodniu) i nie mam nadwagi (kobieta 58 kg, 175 cm wzrostu). Moim problemem jest uzależnienie od słodyczy. Wydaje mi się, że poza tym odżywiam się dosyć zdrowo. Myślałam, że może dietetyk - psycholog pomoże mi z ułożeniem jadłospisu, który przez odpowiednie zbilansowanie zmniejszy moje fizyczne zachcianki słodyczowe i pomoże mi rozwiązać problem. Na "dzień dobry" było ważenie, oglądanie moich badań tarczycy (lekka niedoczynność), których Pani nie potrafiła zinterpretować, lecz mimo to chciała, abym je przyniosła, a następnie określenie zakresu mojej wagi "prawidłowej", która mieści się w zakresie 56 - 66 kg. Podczas ważenia Pani stwierdziła, że mam za dużo wody w ciele (badania z wagi pokazywały ok. 1 kg za dużo wody i ogólnie masa ciała wynosiła w dniu badania prawie 60kg). Powiedziałam jej, że jestem na początku okresu i zawsze wtedy puchnę i zatrzymuję wodę i jestem o ok. 1kg cięższa (jak zresztą wszystkie kobiety). Pani dietetyk zrobiła dziwną minę i powiedziała, że nie widzi żebym była spuchnięta (swoją drogą, 5 dni później 1,5 kg magicznie zniknęło z wagi jak co miesiąc...). Następnie mimo tego, że wskazałam, iż moim celem nie jest metamorfoza figury i odchudzanie, choć ewentualnie mogę zrzucić ten 1kg do wagi 57kg to Pani dietetyk kategorycznie powiedziała, że to za mało i muszę zrzucić wagę co najmniej do 56 kg, bo obecnie ważę 60 kg (z czego 1,5 kg to była woda...). Mimo moich sprzeciwów odnośnie odchudzania nie słuchała i nadal zalecała i przekonywała mnie, że tego potrzebuję. Muszę ważyć 55 - 56 kg, bo 1 kg mam mieć "w zapasie". Zgodnie z jej planem mam to zrobić w 6 tygodni. Pytałam o kaloryczność planowanej diety, lecz w odpowiedzi usłyszałam, że jeszcze nie wie i musi sobie to przeliczyć, ale diety redukcyjne są dość restrykcyjne i muszę się na to nastawić. Padło następnie pytanie co piję. Powiedziałam, że głównie wodę i napary ziołowe i owocowe bez cukru, ale piję jedną kawę dziennie albo co drugi dzień, bez cukru, ale z mlekiem - i tutaj powstał problem, bo mleko 2% i to całkiem zniszczy dietę i mój plan chudnięcia. Jeśli chcę pić kawę to tylko bez mleka lub z mlekiem 0% lub max 0,5%. Wskazałam, że przecież do kawy nie leję nawet 100 ml mleka 2%, a przecież w 100 ml nie ma więcej niż 50 kcal i chyba jakoś się to da uwzględnić, bo przecież chyba mi nie da diety 1400 kcal? Uzyskałam odpowiedź, iż mleko 2% jest kategorycznie zakazane. Nie chcę już nawet w tym miejscu mówić o tym jak niezdrowe jest mleko 0%, ale w kolejnych zdaniach usłyszałam remedium na moje zachcianki słodyczowe. Jak mi się będzie chciało coś słodkiego to mam pić Colę Light... Była też druga porada - smakowe gumy do żucia. Nawet nie będę tego komentować, bo ze zdrowym odżywianiem nie ma to nic wspólnego. Następnie było pytanie m.in. o alkohol - nie piję, może 2 czy 3 razy do roku, nie częściej i tutaj moje zaskoczenie. Pani Agata poświęciła dużo czasu na tłumaczenie mi, że mogę pić wino na diecie, starałam się jej 2 razy przerwać mówiąc, że nie piję, ale to nie miało znaczenia. Mleko 2% jest zakazane, ale jeżeli chcę napić codziennie wina to mam odjąć sobie chleba. Ładnie wszystko miałam rozpisane ile g wina - ile g chleba. Pani Agata pytała o moje preferencje smakowe, co do produktów. Oczywiście pytania (i jak się domyślam później też dieta) opierały się na produktach, które nie działają dobrze na niedoczynność tarczycy: brokuły, brukselka, kapusta, rzodkiew. Lubię jeść te rzeczy, ale staram się nie robić tego za często. Niestety dieta nie jest dopasowywana do problemów czy potrzeb klienta. Wprost usłyszałam, że pomysły na dania (bo nie są to przepisy tylko informacja typu: zjedz 30g kaszy gryczanej z 200 g piersi z kurczaka, pieczarkami 200g i bukietem warzyw wiosennych 270g) wybiera ze swojej bazy komputerowej. W tym momencie przestałam nawet marzyć, że Pani Agata poświęci chociaż 5 minut na ułożenie dopasowanej do mnie diety. Było jeszcze dużo innych "czerwonych flag", ale już nie chcę się rozpisywać, bo zgadzam się w całości z przedmówcami. Zrezygnowałam z otrzymania jadłospisu i ostatecznie diety nie wdrożyłam. Obecnie po 2 tygodniach od wizyty u p. Agaty ważę 57,5 kg. Odstawiłam słodycze i nic innego w swojej dotychczasowej diecie nie zmieniałam. W 2 tygodnie zeszło mi 0,5 kg. Nie było moim planem zrzucanie wagi, stąd widzę, że zamiast diety redukcyjnej będę musiała zaraz szukać dodatkowego, zdrowego źródła kalorii, a planem pani Agaty było restrykcyjne odchudzanie mnie przez 6 tygodni, wyprowadzanie z diety redukcyjnej przez kolejne 4, a następnie dieta docelowa... Powyższe pokazuje brak indywidualnego podejścia do klienta.
3
0