Dziwne Sny

Stoję na peronie, czekając na pociąg. Na torach widzę, że leży 20zł. Schodzę na dół, jakoś dziwnie mną obkręca. Zabieram pieniądze i wracam. Oddaję je uśmiechniętej, prawdopodobnie z tego powodu, pani. Ta zmienia się w staruchę. Jej nos powiększa się i robi się haczykowaty. Przyjeżdża pociąg. Zauważam, że wszyscy naokoło są jacyś dziwni, wyglądają strasznie. Zmieniam swój zamiar i nie wsiadam. Odchodzę w lewą stronę. Widzę znowu tą panią, już normalnie wyglądającą. Jest z dwójką swoich dzieci.

Na zewnątrz budynku dzieją się dziwne rzeczy. Chodzimy i patrzymy przez okna. Zatrzymaliśmy się przy szklanych drzwiach, a tam leży na trawie figurka krasnala ogrodowego, roztrzaskana na kilka części. Było więcej takich dziwnych zdarzeń, ale pamiętam tylko to. Ktoś tam chyba szedł tym ogrodem. Idę z kimś, na któreś wyższe piętro. Są tam ruiny, jest szaro, kurz, pył. Wygląda to jak jaskinia. Wchodzimy na wyższą półkę. Już wcześniej widzieliśmy to miejsce z daleka, jak płynęliśmy wodą. Z zewnątrz przypominało to przypominało to małą szarą wysepkę z ruinami budynków, unoszącą się w powietrzu. Czegoś tam szukaliśmy, albo się ukrywaliśmy. Przyszło jakieś zwierzę, zszedłem niżej, aby sprawdzić. Był to mały biały buldog. Kręcił się, dziwnie zachowywał, wiedziałem, że jest upity. Poszedł sobie, a ja znowu wszedłem na tą skalną półkę. Później pamiętam jak wracałem z kilkoma osobami do szkoły. Byli koledzy z liceum i podstawówki. Wszedłem na poręcz i miałem, gdzieś się wspiąć. Niestety jeden mnie chwycił za nogę i ściągnął na dół. Inni się na mnie dziwnie patrzyli, dziwili się co ja takiego strasznego chciałem zrobić. Przeszedłem na drugą stronę tego korytarza drogi i przez barierki, jakby to była ulica w środku tego budynku. Stało tam kilka osób. Możliwe, że to był przystanek autobusowy. Nikt mi nie przeszkadzał. Cieszyłem się, że udało mi się uciec z tego nieprzyjaznego miejsca. Wspinałem się teraz stromą, prawie pionową, leśną ścieżką, drzewa naokoło. Sznurem po obu stronach leżały dzieci, znałem je. Wyciągały do mnie ręce z obu stron i przeciągały wyżej. W ten sposób mi pomagały się wspinać. Miałem dojść do miejsca, czy raczej czasu oznaczonego rokiem moich urodzin. W pewnym momencie zaczęło mi się robić coraz ciężej. Przytrzymałem się czyichś rąk i tak zawisłem. Wtedy się obudziłem.

Wyszedłem drzwiami i wszedłem na półpiętro klatki schodowej. Chciałem wyskoczyć przez okno na zewnątrz. Gdy już miałem się wychylać przez te wąskie okienko, okazało się, że jest tam jakieś inne pomieszczenie. Na łóżku leży chora, albo umierająca starucha. Po obu stronach stoją kobiety. Nagle podnosi się i chwyta mnie za rękę. Przestraszyłem i wyrwałem się jej. Pobiegłem wyżej. Trafiłem do innego budynku. Oparłem się o poręcz i obserwowałem czy ta zombie się nie zbliża. Wybudziłem się na chwilę. Ta starucha siedziała na moim łóżku. Przytrzymywała mnie i się dziwnie patrzyła. Na szczęście zaraz zniknęła i sen mnie wciągnął z powrotem.

Z nieba zlatują świetliste kuleczki. To statki obcych z kosmosu. Spływają po czarnym tle jak kropelki i formują się w zarysy srebrzystych kałuż. Stoję w ciemności. Za chwilę wzrok się przystosowuje i widzę lepiej. Przechodzę przez różne przejścia wielkiego budynku, spotykam po drodze różnych ludzi. Dołączam się do jakiegoś mężczyzny, idę za nim. Znaleźliśmy się w ciemnym opustoszałym budynku, chyba część piwniczna. Zza drzwi, przy których się zatrzymaliśmy, coś się dobija. Jakieś stworzenia chcą wyjść (zmutowane robale? :P). Otwierają się drzwi, tamten strzela i wchodzi. Po chwili wyszedł po coś i znów tam wszedł. Poszedłem sprawdzić co tam się dzieje. Czułem, że ktoś tam był. Trochę się strachałem, bo skojarzyło mi się to ze staruchą. Tamta postać się poruszała. Widziałem tylko jej cień na podłodze. To była szara kosmitka. Była niziutka, miała może pół metra wzrostu. Wiedziałem, ż tamten codziennie tu przyjeżdża i ją gwałci, zadaje jej też lekkie rany nożem. Zacząłem go bić, chyba nawet strzeliłem do niego i wbiłem mu w brzuch nóż, padł na ziemię. Zabrałem ją i pobiegliśmy. Uciekaliśmy przez pustkowia, pola, łąki. Nagle w jakiś sposób się dowiedziałem, że tamten jednak przeżył i nas goni swoim autem. Dotarliśmy do miasteczka, za granicą już. Przebiegałem przez różne miejsca (było ich wiele, że nie pamiętam) m.in. przez kreskówkowato wyglądające boisko, potem chyba krzaki. Nie wiem czy ta kosmitka nadal była razem ze mną. Miała niby przyjechać kuzynka cioteczna i mieliśmy się do niej udać z rodziną. Biegłem w prawą stronę, potem zawróciłem i biegłem wzdłuż torów. Spotkałem tego co nas gonił, ale nas nie rozpoznał. Niedaleko była woda i statki. Mieliśmy popłynąć do Kalifornii. Byłem pewien, że to w Ameryce. Sprawdziłem na mapie, jednak nie to Europa. Zastanawiałem się co było w takim razie w Ameryce zamiast Kalifornii? Jakoś nie kojarzyłem. Trafiłem na uliczkę. Tutaj pamiętam jak skądś wychodzę z ciocią i mamą, może z teatru. Ciocia mówi o kimś z rodziny, chyba o tym mężczyźnie. Mówię jej, że on się znęcał nad tą kosmitką, gwałcił ją i ciął nożem. Nie dowierza mi. Jest pewna, że to nie możliwe, aby on takie rzeczy wyczyniał, przecież to taki porządny człowiek. Na tej ulicy miał nas zabrać jakiś bogacz. Stało tam kilka samochodów. Przy jednym było dwóch starszych panów. Jeden trzymał papierową plakietkę z napisem "humans from Poland". To był on. Ciocia i mama, gdzieś poszły. Ja siedziałem na ławce. Przyszła dziewczyna oferująca swoje usługi. Podziękowałem jej i poszła sobie Przesiadłem się do drugiej ławki. Miałem tam czarnego dużego laptopa. Znowu przyszła ta dziewczyna. Dała mi swoje zdjęcie. Chciała, żebym "podniósł" jej oczy uszy. Coś tak robiłem w programie graficznym. Zrobiła dziwną minę. Powiedziałem "no co, przecież miałem podnosić twoje oczy i uszy". Widać było tylko jej oczy i uszy, takie plamy. Twarz miałem potem dokleić. I obudziło mnie wiercenie u sąsiadów...
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 0

jak ja jestem szczęśliwy budząc się i nie pamiętam snów. Szkoda czasu na interpretację różnego rodzaju pierdół.
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 2

Neonek, Ty możesz książki pisać ;-)
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 2

Zarażone dziewczyny

Coś działo się w budynku szkolnym, może w łazience, ale za bardzo nie pamiętam. Wiem, że miałem plecak. Widziałem jakby takie klatki filmowe ułożone pionowo, które można było przewijać i oglądać w umyśle. Potem to komuś tłumaczyłem, że miałem już taki sen i każda klatka jest jak ząb. Biegłem korytarzem i znalazłem się na zewnątrz, nie wiadomo gdzie. Była metalowa brama i trzy dziewczyny, jedna ciemnoskóra. Później przed łazienką był zawieszony obraz z tymi dziewczynami, ta po środku miała zakrwawioną dłoń. Zastanawiałem się w tym śnie czy nie opowiedzieć o nich tacie, postanowiłem jednak, że lepiej nie. No więc, jedna z tych dziewczyn pocierała ręką krocze innej dziewczyny potem oblizała rękę. Stwierdziła, że zaraziła się wirusem HIV i pozostałe też chciały być zarażone, więc się "podzieliły". Śmiały się i myślałem, że chcą mnie też zarazić i uciekłem.

Biegłem przez trawniki, przeskoczyłem ulicę, aż znalazłem się przed drzwiami klatki schodowej. One mnie wcale nie goniły, ale przybiegł taki wielki pies, na oko wysoki na dwa metry, ale pewnie trochę niższy. Panowałem nad emocjami i się nie przestraszyłem. Otworzyłem drzwi kodem i wszedłem po schodach. Wszedłem do domu, zupełnie nie poznałem mieszkania. Zdjąłem plecak na środku korytarza. Była szatnia jak w szkole, siostra się przebierała. Mama oznajmiła, że gdzieś wychodzą. Powiedziałem, aby uważały na tamtego strasznego psa, który tam czeka na zewnątrz. Wyszły. Byli Sudo i Slavia. Mieli tam dodatkowy pokój, który przeznaczyli na materiały zbierane na ich stronę wyśmiewającą się z ezoteryki. Leżały tam stosy papierów, a także jakieś ludziki złożone z harmonijkowego kartonu. Sudo i Slavia wyszli i wpuścili do środka tego wielgachnego psa. W tym samym momencie też wyszedłem i zamknęliśmy drzwi. Była tam papuga, która odwróciła uwagę psa, było słychać, że została zjedzona. Chciałem wrócić po plecak, ale wiedziałem, że lepiej tam nie wchodzić, a miałem w tym plecaku kanapki, które pewnie też zeżarł. Potem ten pies dobijał się się do drzwi, ale mu nie otworzyliśmy.

Następnie biegłem między drzewami i znowu spotkałem się z tymi trzema dziewczynami. Pobiegły do tej bramy. Tym razem pobiegłem za nimi. Był tam park. Słoneczny dzień. Dwie z nich przebiegły przez strumyczek. Jedna usiadła na huśtawce zawieszonej na drzewie, a druga to nie wiem. Trzecią zatrzymałem i pytałem o imię. W myśli usłyszałem imię Sylwia, ale pomyślałem, że to ja wymyśliłem to i jeszcze raz się spytałem. Ona tylko się uśmiechała. Robiło się coraz jaśniej. Ona i wszystko dookoła zniknęło, zobaczyłem tyko biel i się obudziłem.

Pamiętam jeszcze inny sen, w którym chodziłem za Japonką, była modelką. Najpierw ją widziałem w gazecie, niby urządziła jakiś konkurs. Od kogoś się dowiedziałem, abym lepiej się z nią nie spotykał, bo przyjdą jacyś bogaci zazdrośni ludzie i mnie zabiją. Potem znalazłem się niedaleko niej. Wiedziałem, że to miało być za lasem. Ktoś jej powiedział, że aby dostać się tam gdzie chce to musi objechać ten budynek trzy razy i coś tam po drodze zrobić. Jechaliśmy więc samochodem, ale tylko raz, bo powiedziałem jej, że przecież to tutaj. Były tam drzwi ukryte za materiałową zasłoną, chyba błękitną. Wyskoczyła z samochodu, także pobiegłem za nią. Trafiliśmy do jakiegoś budynku, taki ni szkolny ni teatr. Biegliśmy po schodach, ledwo nadążałem za nią. Był tam korytarz z podłogą wyłożoną czerwonym materiałem. Krzyknąłem, aby tam nie szła, ponieważ tam już byłem, w którymś koszmarze. Jednak pobiegła i nic złego się nie stało. Miała kupić bilet na coś, chyba jakieś przedstawienie. To ja też chciałem iść z nią. Kosztował trzy grosze. Już sięgałem do kieszeni po pieniądze, gdy ona wyłożyła za mnie kilka japońskich monet i dała mi ten bilet.

Zombie w Sopocie

W okolicy ponoć grasowała grupa zombie, ale gdzieś się wyniosła. Razem z tatą wiedzieliśmy, że przenieśli się do Sopotu. Szliśmy właśnie na przystanek. Mieliśmy pojechać do Sopotu, ponieważ trzeba było powstrzymać zombie przed rozprzestrzenianiem się na inne miasta.

Gdzieś na łące stały ruiny mieszkania. Wszedłem do zarośniętej trawą i chwastami łazienki. Jeden zlew był przykryty roślinnością. Podszedłem do zlewu na przeciwko. Mama coś mówiła, żebym czegoś nie robił. W jednym miejscu rosły gęsto drobne dmuchawce. Poruszałem je butem, aby nasionka upadły na ziemię, miałem wtedy lepsze dojście do tego zlewu. Spojrzałem w lustro i się bardzo zdziwiłem. Wiedziałem, że dopiero co poprzedniego dnia goliłem wąsy, a teraz miałem takie długie i gęste jakbym nie golił się z dwa tygodnie. Poza tym miałem zarost wyżej po bokach nosa. Potem jeździłem rowerem chciałem kupić nowy, ale było potrzebne jakieś przykrycie, a nie znalazłem. Coś tam było jeszcze o naprawie tabletu i wyjeździe do Warszawy.

Miejscem, do którego przybyliśmy władała jakaś wysoka zmora. Była cała niebieska i ubrana w świecące także niebieskie ubranie. Wypuściła na nas trzy węże. Próbowałem je zgniatać nogą, ale nic to nie dało. Uciekliśmy. Wyszliśmy górą z windy. Dwóm z nas udało się dalej przejść ja się zaklinowałem i dłużej mi zajęło wspięcie się. Niestety w tym czasie zaczęły zbierać się tam zombiaki. To była jakaś wielka galeria handlowa. Dalej leżały na półkach podobnych do hamaków dziewczyny. Wiedziałem, że choć ładne to też były zombie. Zombiaki się zbliżyły do mnie. Jakaś pani już mnie złapała. Chciała mi wyżreć mózg. Prosiłem, aby poczekali jeszcze chociaż 5 minut. Chciałem się w tym czasie obudzić. Otworzyłem i zamknąłem oczy. Nic to nie dało, nadal znajdowałem się w koszmarze. Chyba zeskoczyłem, ale jeden z nich zaczął mnie gryźć w głowę. "Zasnąłem" i przeniosło mnie do innej części tego snu. Myślałem, że mogę kontrolować pole elektromagnetyczne czy tam siłowe wokół siebie i zombi mi nic nie zrobią. Widziałem z oddali tą niebieską zmorę. Szedłem teraz wąskim podziemnym korytarzykiem. Przechodziły obok mnie różne osoby, nie wiem czy zombie. Trafiłem do niby serwisu komputerowego i nie wiem czemu się spytałem czy wydają tu tablety, bo to jakaś nagroda za coś miała być. Sprzedawca odpowiedział, że tak. Ktoś obok mnie miał do naprawy lub kupował obudowę z głośnikami. O coś się go zapytałem, tylko uśmiechał się. Przyleciał nóż. Gdy go dotknąłem (był gorący) dostałem wizji z wiadomością od zombiaków. Poruszałem nim w powietrzu za pomocą telekinezy. Jak mi się znudziło pozginałem go i wyrzuciłem do śmietnika.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0

Wędrówka kosmicznego ludu
https://thetollonline.files.wordpress.com/2018/03/1_pass_toll-copy.jpg

Trwała wędrówka kosmicznego ludu. Unosiliśmy się w przestrzeni kosmicznej. Poruszaliśmy się wzdłuż strumienia patykopodobnych złotych obiektów. Każdy łamał te patyki, brałem nawet po kilka i je łamałem. Po dłuższym czasie stwierdziłem, co poinformowałem innych, że nie powinniśmy łamać wszystkich, bo to zaburzy równowagę, ale mnie nie słuchali. W pewnym momencie znaleźliśmy się na planecie, wędrowaliśmy wzdłuż brzegu morza po kamiennych płytach. Wiele osób szło po wodzie lub też unosiło się nisko nad nią. Spostrzegłem, że w wodzie znajdowało się wiele czegoś podłużnego, wystającego także w wielu miejscach na brzegu. Były jakby z gąbki i szarych szmat. Nikt nie zwracał na to uwagi, pewnie były to jakieś morskie wodorosty lub po prostu śmieci. Nagle jedno z tych, teraz wiadomo, że stworzeń, wynurzyło się i schwyciło jedną z unoszących się osób w pysk. Znowu się zanurzyło i popłynęło dalej. Zewsząd zaczęły się podnosić te stwory. Wyglądały jak wielkie tasiemce albo robale, np. dżdżownice, nie miały oczu. Nikt tego nie zauważył, szli dalej jak szli. Wiedziałem, że trzeba uciekać. Mogłem tylko zawrócić. Szybko biegłem i przeskakiwałem z miejsca na miejsce. Wydaje mi się, że to był jeden wielki stwór z wieloma odnóżami, które jak chciały mogły się odczepić i zostać osobnym organizmem. Wiele razy już prawie schwyciłby mnie za nogę, ale w porę wyskakiwałem do góry i biegłem, nie mogłem się unosić w powietrzu, oddychałem bardzo szybko. Dotarłem do jakichś zabudowań. Skoczyłem w górę na jakiś skalny blok i na następny wyżej. W chwili, gdy skoczyłem ostatni raz, zauważyłem odrywające się od moich stóp mrówki. Jestem pewien, że do tej pory byłem małym ludzikiem, a teraz w chwili skoku urosłem do normalnych rozmiarów. Mętnie pamiętam jeszcze, że żył tam już jakiś inny lud, który coś dla mnie przygotował, miały być trzy próby czegoś i przejście, gdzieś dalej.

http://i-sen.pl/images/isen/body.jpg

Akwatyści

Nie pamiętam jak się zaczęło, ale pamiętam od momentu, kiedy szedłem z tatą i wujkiem. Znalazłem kamień, bardziej przypominający białą cegłę. Tata z wujkiem szli przy ścianie, bo tam była wielka kałuża, mogłem obejść z drugiej strony, ale poszedłem za nimi. Okrążaliśmy domki i budki sklepowe. W każdym miejscu, w którym się zatrzymywaliśmy zostawiałem kawałek kamienia. Ktoś wychodził z jednej budki, a z tyłu domu ktoś inny siedział na krześle lub ławce. Szybko się stamtąd oddaliłem. Na koniec chociaż zostawiałem wszędzie te kawałki kamienia (nie wiem po co), zostało mi więcej niż miałem przedtem. Nie wiem w jakim celu tam chodziliśmy, czegoś szukaliśmy. Przeszliśmy na drugą stronę ulicy i się wracaliśmy. Mieliśmy iść na dworzec. Powiedziałem, że tymi drzwiami możemy pójść na skróty. Weszliśmy. Mówiłem im, że można iść dalej, ale oni uparli się, aby wejść do windy. W windzie zostawiłem resztę kamienia i wieszak na ubranie, który nie mam pojęcia skąd i kiedy znalazł mi się w ręku. Wychodząc spotkaliśmy znajomego wujka. Idziemy tunelem dworca. Wieje silny wiatr, przez co pióra ptaków znajdujące się w tunelu wirują w powietrzu. Pióra są pojedyncze lub w grupach. Trzeba uważać na to, aby ich nie dotknąć, bo mogą pociąć skórę. Zawiał wiatr i jedno pióro zbliżyło się do mnie. Akurat szła dziewczyna i to wleciało na nią i opadło jej na głowę. Okazało się, że to plastikowe żółte kółko. Nic się jej nie stało. Idę dalej. Koniec tunelu, zagrodzone siatą ogrodzenia, świeci słońce. Nie wiem czy widziałem co jest za ogrodzeniem. Znalazłem jasno brązowe pióro z brązowymi plamkami. Wziąłem je i pobiegłem w odwrotną stronę, śmiejąc się.

Jakoś wróciliśmy do domu, albo to był następny sen. Siedzę na krześle w dużym pokoju.Tata włączył na jedynkę, leciał jakiś film. Coś była mowa o roku 2012, więc był sprzed tamtego roku. Trochę mnie wciągnęło do środka. Wstałem, żeby zobaczyć jaki ma tytuł ten film, nie znalazłem. Chwilę popatrzyłem i poszedłem na balkon, zrobił się wieczór, a może noc. Przez chwilę tylko na balkonie byłem inną osobą. Telepatycznie widziałem i porozumiewałem się z trzema mnichami. Przez okno widziałem, że są rodzice i przyszła jakaś kobieta chyba z tego filmu. Ci mnisi chcieli dać inną misję, ale powiedziałem, że lepiej najpierw z nią o czymś tam porozmawiać, może się nada. Wszedłem do środka. Znalazłem się w tym filmie. W kuchni była żona z mężem (chyba). Wydaje mi się, że doszło do kłótni. Nagle obok kobiety pojawił się inny mężczyzna, był lekko przezroczysty. Jej mąż, czy kto to był, krzyknął na niego, aby nie pojawiał się znowu. Zniknął. Pewnie był to duch. Pojawił się jednak obok niego i znowu to samo. Pojawia się kobieta duch. Duchy wyglądały na trójwymiarową komputerową grafikę. Jeszcze inna kobieta popłynęła do góry i się zatrzymała. Spojrzałem na nią, uśmiechała się. Okazało się, że znajdujemy się głęboko pod wodą. Mogli oni normalnie oddychać i rozmawiać. Było tam też dużo normalnych ludzi. Całym tłumem wypływali na powierzchnię, ponieważ brakowało im już powietrza. Zwróciłem szczególną uwagę na dwóch chłopaków. Jeden starszy, drugi młodszy, bracia. Ten młodszy pytał się brata, będąc jeszcze w wodzie, kim oni są i jak oni oddychają. Wylatywały mu bąbelki. Starszy brat zakrył mu usta ręką, powie mu jak wypłyną. Już nad wodą powiedział mu, że to akwatyści (albo akwaniści, akłanie?) i dlatego mogą oddychać i rozmawiać swobodnie pod wodą. Też wyszedłem z wody na piach. Zauważyłem, że czekają już tam jacyś ludzie. Przygotowali różne maszyny. Wiedziałem, że chcą tam wjechać pod wodę i zniszczyć dom wodnych ludzi, pewnie także ich pozabijać. Chciałem tam wrócić i im pomóc. Nie mogłem jednak. Brzeg był pilnowany przez strażników i policję. Po prawej stronie miałem morze. Biegłem po plaży w celu znalezienia niepilnowanego przejścia do wody. Ale jak nie strażnicy z ich samochodami to jacyś inni ludzie blokowali dostęp do wody. W jednym miejscu szła zakonnica. Dalej jechały dwa autokary. Wywróciły się na wodzie. Wszystko chciało mnie powstrzymać przed wejściem pod wodę. Biegłem dalej. Gdy już myślałem, że wejdę do morza, okazało się, że dotarłem do miejsca, gdzie jest tylko wąski strumyczek. Dalej była wysypana góra czarnego piachu. Spotkałem kogoś chyba znajomego. Usiedliśmy przy stole. Bardzo chciało mi się pić, zaschło mi w buzi. Wyciągnąłem z plecaka kubeczek z lodem i butelkę wody mineralnej. Loda wyrzuciłem, ale zostały kawałki. Chciałem jak najszybciej się napić i pomieszałem razem z wodą. Było nie smaczne, wypiłem tylko łyka i wylałem. Pomyślałem, że mam mało czasu i trzeba wracać pomóc im pod wodą. Kolega poszedł. Zamierzałem pobiec po tym wąskim moście i wskoczyć do wody. Pojawiły mi się w ręku zimowe, czarne kozaki. Miały luźne sznurowadła i długo zajmowało założenie ich. Nie zdążyłem i się obudziłem. Zastanawiałem się po co mi były te buty skora miałem płynąc. A chciało mi się pić i wysechł mi język, bo pewnie oddychałem z otwartymi ustami.
popieram tę opinię 1 nie zgadzam się z tą opinią 0

Zombi

Wybiegam z domu w słoneczny dzień. Przeskakuję ponad kilkoma ludźmi-zombi. Goni mnie uzbrojona kobieta, która chce mnie zabić. Zawracam w prawą stronę i biegnę za blok w stronę lasu. Gdy wbiegam już do lasu i ześlizguję się na dół skarpą, a tamta kobieta zatrzymuje się i patrzy. Ja po tej skarpie w lesie biegnę, skaczę, ślizgam się, i gdy wychodzę z tego małego lasku, znajduję się tuż przed obwodnicą. Wybieram zamiast prawej lewą stronę i tam biegnę. Dobiegam do domków. Jest tam wszędzie pełno ludzi, którzy zamieniają się po chwili w zombi. Uciekam uliczkami przeskakuję ponad tymi zombi, wskakuję za ogrodzenie i na budynek, na sam dach. Jest tam taki jakby "boss" wampir, więc zeskakuję stamtąd z powrotem na sam dół. Nigdzie się nie można schować. Docieram do centrum miasta. Przy następnym bloku jest policjantka pilnująca miejsca. Nie przechodzę przez ulicę, tylko skręcam przy budynku w prawo. Idę chodnikiem. Uderzając dłonią w powietrze wytwarzam fale uderzeniowe i zmiatam nimi ludzi, którzy są przemienieni w zombi. Udaje mi się tak tylko kilka razy. Potem wracam się do tych policjantek, żeby pomogły mi, ale one też już są zombi. Biegnę z powrotem i wchodzę do tunelu pod dworcem. Jest tam wielki tłum ludzi. Zaczynają chyba kaszleć i stają się powoli zombi. Decyduję się tamtędy przebiec. Mam ze sobą krzesło, którym próbuję się osłonić, ale gdzieś po środku tego tunelu okrążają mnie te zombi i dosięgają. Zaczynają mnie gryźć i się wtedy budzę.

Zjawa Za Oknem

Uciekali oni (we śnie byli to chyba jacyś moi znajomi) przed "nimi". Na początku wydawało się, że ściga ich policja. Ci znajomi musieli wyjechać samochodem z miasta. Widać było ich na mapie, na ekranie jak już prawie wyjeżdżają. Niestety zatrzymali się przed bramą wyjazdową, aby odpocząć i wtedy ich dopadli. Nie była to żadna policja tylko jakieś złe byty, które zajmują ludzkie ciała, a ponadto później mogą się łatwo rozprzestrzeniać jak wirusy. Były to trochę takie zombie. Jednej osobie z samochodu prawdopodobnie udało się w ostatniej chwili uciec, zanim kobieta zombie go zagryzła. Później działo się dużo i nie wiem, gdzie dokładnie, w jakiejś szkole, w moim domu i jeszcze, gdzieś indziej. Wszystko to się przenika, jest dużo różnych ludzi. Nagle, patrząc przez kuchenne okno, zauważam, że na trawniku jest ta szalona kobieta. Patrzy się w okno. I wtedy poczułem się trochę zaniepokojony. Wiedziałem, że jest ona bardzo niebezpieczna. Odwróciłem się od okna i powiedziałem wszystkim, że zobaczcie, tam stoi jakaś dziwna, przezroczysta kobieta i się tutaj patrzy do środka przez okno. A ktoś mi powiedział, żebym się jej lepiej nie przyglądał tylko czym prędzej uciekał! A ja spoglądam znowu, a tamta już siedzi na parapecie. Jak ja się przestraszyłem i zacząłem uciekać! Wszyscy schowaliśmy się do pokoju. Niestety nic to nie dało, bo ona mogła przenikać przez ściany i łatwo każdego opętać. Nie zdążyłem uciec stamtąd i przeniknęła jakoś do mojego ciała. Jednak mówię do taty, że choć we mnie weszła, to nikomu nie zrobię przecież krzywdy, ponieważ jestem od tego ducha silniejszy i mogę to kontrolować.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0

Nie no, neonek nie pisz tego tutaj tylko w kompie a potem do wydawcy i... na odczyty a później i kasiora będzie się sypać ;-)
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 2

Pająki I Zombie

Jest lato, słonecznie i ciepło. Sen się zaczyna, gdy wchodzę do domku po schodach. W
rzeczywistości mam małe schodki prowadzące z balkonu mieszkania na trawnik. Ale te są trochę większe schody, którymi można wejść do drzwi domku. Dom ten znajduje się nie wiadomo gdzie, gdzieś na łące. Jest to tak jakby letni domek. Gdy tak wchodzę po schodach, zatrzymuję się przed drzwiami i obracam się. Zauważyłem coś dziwnego, o kolorze czarnym, spadającego z nieba, z chmur. Spadło parę metrów od domu. Myślałem, że to meteoryt i pobiegłem sprawdzić co to takiego tam spadło. Gdy tam dotarłem, zobaczyłem, że to duży czarny, taki bardzo włochaty pająk. Wokoło pojawiały się inne, jeszcze większe pająki, wielkości dużych psów. Szybko chwyciłem jeden i drugi kamień, które tam leżały i zatłukłem tego pierwszego pająka, ale to i tak nic nie dało, bo pojawiało się coraz więcej tych pająków. Spadały z kosmosu. Pobiegłem, więc z powrotem do domku. Wychodziła właśnie z niego moja siostra. Powiedziałem jej o pająkach, i że na zewnątrz jest teraz niebezpiecznie. Nagle z domu wybiegły dwie nasze kotki (trójkolorowe). Jedna, ta młodsza, pobiegła w stronę pająków, ale szybko ją znaleźliśmy. Była za drogą, w ciemnym miejscu niedaleko pająków. Dogoniliśmy ją i zanieśliśmy do domku. Mama pytała się co z drugą, że może ją już te pająki złapały i zeżarły. Jednak znaleźliśmy i ją. Była po drugiej stronie za domem przy krzaku. Siostra musiała złapać ją aż za ogon, bo inaczej by ta uciekła. Ja wróciłem po te kamienie. Jeden był cały w pajęczynie, to go wypuściłem. Wszędzie zwisały wielkie pająki na pajęczynach zaczepionych, gdzieś do chmur. Na ścieżce przy naszym domu stał mały chłopczyk i pytał się mnie co tu tak przyozdobione wszystko. Mówię mu, że to nie są żadne ozdoby tylko pełno pajęczyn jest w powietrzu. Niektóre były takie cienkie, że nie było ich widać, ale można było je wyczuć. Potem pobiegłem z dużą grupą osób, aby wyszukiwać te pająki i je pozabijać. Miałem ze sobą tamten kamień, wziąłem jednak także ten drugi, większy, który był oblepiony pajęczyną. Chodziliśmy po jakichś ciemnych drogach, czy korytarzach. Wyglądało to trochę jak labirynt, takie wszystko zaplątane. Trafiłem do ciemnego korytarza, a może to było, gdzieś między krzakami. Musiałem wycofać się stamtąd, ponieważ nie było dalej żadnego przejścia. Trochę się zaklinowałem i nie mogłem stamtąd wyjść. Teraz chyba się obudziłem, a może przeskoczyło do innego snu, który teraz opiszę, ale nie wiem czy to dobra kolejność i może ten poprzedni sen jakoś inaczej się zakończył, czy raczej zapauzował.

Leżę w łóżku pod kocem, jest dzień i jest jasno. Pokój wydaje się o wiele większy,
przestrzenniejszy od mojego i jest pusty. Stoi tylko łóżko, na którym teraz leżę. Przychodzi kotka i wchodzi mi pod koc. Wstaję i siadam na oparciu, które się nagle pojawiło, teraz kanapy, a nie łóżka. Spod koca wychodzi nie kotka, ale teraz już jakaś dziewczyna. Siada na oparciu po mojej lewej stronie i przytula się do mnie.

Znowu wracam do wcześniejszego snu, ale tak jakby zaczynał się od nowa. Udaję mi się wyjść z tamtej ciasnej ciemnej ścieżki. Po drodze niedaleko domu idzie moja siostra z koleżankami. I teraz właśnie dopiero spada tamten pierwszy pająk. Zdejmuję kapcia i próbuję go nim zgnieść. To jest trochę dziwne, bo ten pająk wcale nie ucieka, ale za każdym razem, gdy już mam uderzyć tego pająka, moje ruchy spowalniają. Po którymś razie jednak odwrotnie przekładam w ręku kapeć i bardziej się koncentruję, aż udaje mi się dostatecznie silnie uderzyć w pająka i go zabić. Dzięki temu więcej pająków już się nie pojawia. Ale nie znaczy to, że zagrożenie minęło - tylko się jedynie zmieniło. Dotarłem do miejsca przypominającego duży sklep, galerię z szerokim korytarzem.
Siedziałem u góry na murku i przyglądałem się jak zbierają się w grupy. Mieliśmy polować na zombie. Wstałem i poszedłem z jedną z grup. Doszliśmy do miejsca podobnego do placu zabaw przed moim blokiem. Wszędzie chaos, jedni ludzie uciekają przed zombie, a inni z nimi walczą. Jest ciemno, wieczór i chyba pada deszcz. Po chodniku idzie Japończyk. Mówię mu, żeby uciekał. Ucieka, ale w złą stronę. Jest tu niedaleko miejsce gangu, który rządzi całą dzielnicą. Z tego lokalu wybiega szef gangu, teraz przemieniony w zombie. Biegnie na tego Japończyka. Próbuję przejść przez ogrodzenie na drugą uliczkę. Nie zdążyłem, bo tamten wielkolud przygniata go łapą i zaczyna zagryzać. Zamiast przechodzić przez ogrodzenie, po prostu okrążam końcówkę ulicy (czemu o tym wcześniej nie pomyślałem?) i kopię z całej siły tego zombie, chyba go zabijam. Wchodzę do tamtego lokalu (normalnie wszedłbym do klatki schodowej do bloku na przeciwko) i widzę ludzi z gangu. Miejsce składa się ze sklepu odzieżowego po lewej i z baru (trochę przyciemnionego) po prawej stronie, gdzie siedzą ci ludzie. Spomiędzy stoisk wychodzi dziewczyna poprzedniego szefa, ładna. Teraz, jako, że niby to ja jestem ich szefem, muszę się nią zajmować, to znaczy kochać się z nią wink Dziewczyna chwyta mnie rękoma i oplata moje biodra nogami. Dziwnie się trochę czuję, bo wszyscy nas tam widzą i przenoszę ją tak w głąb tego ich domu. Przechodzę z nią przez jedne i drugie drzwi kierując się na prawo. Dalej nie możemy iść, bo dalej jest jakiś zniszczony szary korytarz, zastawiony czymś zardzewiałym. Usadawiam ją na kanapie, albo jakiejś ławeczce. Sam też siadam obok niej, z prawej jej strony. Nagle przychodzi jakiś mężczyzna. We śnie wiem, że to był wspólnik już nieżyjącego szefa. Głaszcze on dziewczynę i dotyka on jej zębów. Wiem, że to może trochę boleć i aż sam wyczuwam lekki ból zębów. Przestaje i mówi, że to tak ona lubi się kochać, to znaczy, gdy ona śpi. Patrzę na nią, ma przymknięte powieki i chyba rzeczywiście śpi teraz na siedząco. Scena się nagle przenika i łączy z tamtym wielkim oświetlonym korytarzem z marketu, tam gdzie wszyscy zbierali się w grupy. Przyjechała stamtąd samochodem jedna z kobiet i idzie w naszą stronę po białych kafelkach. Wygląda mi to na superrealistyczną animację 3D. Ale wygląda to jakoś bardzo dziwnie, co mnie niepokoi, tak dziwnie się wszystko porusza, animuje. Zatrzymuje się, cofa się, przewija w drugą stronę i z powrotem, drga. Nie wiem jak to dokładnie opisać. Gdy tamta kobieta jest już blisko nas, wpływam myślami na nią i szybko cofa się z powrotem. Robię pauzę. Mówię tamtemu mężczyźnie, że widziałem już coś podobnego, w którymś anime o zombie (w rzeczywistości nigdy nie oglądałem żadnego anime o zombie), więc podaję mu adres strony o anime i tytuł. On daje mi telefon komórkowy, abym sam mu wyszukał to anime, bo mu coś nie wychodzi. Jest to dotykowy smartfon, ale jego klawiatura wydaje się fizyczna, niektóre klawisze zostały wyrwane i nie mogę wpisać wszystkiego. Oddaję mu telefon, a on mi mówi, że i tak nic by z tego nie wyszło, bo okazało się, że nie ma już pieniędzy na koncie. Ja mu mówię, że po tej katastrofie to internet i wiele innych rzeczy powinny być za darmo, że w ogóle pieniądze nie mają już żadnej wartości i wymyślam taką mądrość, że pieniądze teraz to tak jakby mieć papier toaletowy, a nie móc się podetrzeć big_smile I w ogóle przecież teraz to oni, czyli my, rządzimy w mieście.
Sen się powoli zaczął kończyć i się obudziłem.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0

Inne tematy z forum

muza na dziś (777 odpowiedzi)

Wrzuć link do YouTube z muzą, która dziś Ci wyjątkowo dobrze się słuchała. A może jakaś nowa...

Święta Bożego Narodzenia - czy ateiści mają moralne prawo mieć w tym czasie wolne? (73 odpowiedzi)

Poprzez pryzmat szeregu dyskusji na tym forum pomiędzy osobami wierzącymi, a zagorzałymi...

Domki letniskowe w dobrej cenie (19 odpowiedzi)

Witam. Już się rozglądam za miejscem na przyszłe wakacje i na myśli mamk jakieś fajne i duże...