I co dalej? Jak utrzymać siebie i dziecko?
piszę, żeby wyrzucić z siebie to wszystko, bo chyba wybuchnę, ale też liczę, że coś mi poradzicie.
jestem mamą 3-latka. od września wróciłam do pracy, a dziecko rozpoczęło edukację przedszkolną.
z mężem nie układało nam się, odkąd na świecie pojawiło się dziecko (choć było zaplanowane i wyczekane, to nie była wpadka). chyba go to przerosło niestety. on jest DDA i ma niekontrolowane wybuchy złości, agresji słownej. potrafił zrobić awanturę, bo klocki leżały na dywanie albo dlatego, że dziecko płakało, bo miało mokrą pieluchę... doszło do tego, że bałam się cokolwiek powiedzieć, bo nie wiedziałam, jak zareaguje.
starał się, abyśmy jakoś wiązali koniec z końcem, z jednej pracy jechał do drugiej, więc nie mogę mu zarzucić, że nie chciał dbać o nasz byt. aczkolwiek pieniądze, jakie zarabiał, były zbyt małe przy naszych potrzebach (wynajem mieszkania, dziecko ma specjalną dietę), to wywoływało kolejne spięcia.
od początku prosiłam go, aby poszedł na terapię dla DDA. powiedział, że nigdzie się nie wybiera, bo nie jest mu to potrzebne. jego matka też powinna iść na terapię i rodzeństwo, bo psychikę im mąż/ojciec rozwalił. ale o ile rodzeństwo to rozumie, to on i jego matka uważają, że nie ma problemu.
i tak od września szukał pretekstu, aby zakończyć ten układ, bo nawet kiedyś mi wykrzyczał, że marzy o życiu w samotności (choć dziecko kocha bardzo i dziecko go również).
teraz nadarzyła się okazja, bo w konflikcie, który wywołała jego matka (skłócając przy tym niemal całą rodzinę), stanęłam po stronie jego rodzeństwa. powiedziałam, że mają rację, a on i jego matka pilnie potrzebują pomocy specjalisty, bo tak się nie da żyć - żyjemy z piętnem jego przeszłości. włamał się na mojego maila, wydrukował wszystkie maile, które pisałam z jego rodzeństwem i już ma pretekst do rozwodu. jestem zła, niedobra.
wczoraj stwierdził, że od przyszłego miesiąca się wyprowadza, zamierza sobie coś wynająć. zapytałam, jak chce to zrobić, skoro w obecnej sytuacji (wspólny wynajem) ledwo dajemy radę finansowo. usłyszałam "martw się, trzeba było się nie wtrącać do mojej rodziny i naszych spraw".
z mojej pensji mogę wynająć malutkie mieszkanie i je opłacić. i to tyle, na więcej nie starczy. to, co on obiecuje dawać, na życie nie wystarczy.
moje rodzeństwo nie może mi pomóc. mama zaproponowała, żebym z dzieckiem wróciła do niej, ale tam nie mam pracy i szanse na znalezienie czegoś powyżej 1200 zł są marne. mama żyje sama, na życie po opłatach zostaje jej niewiele, nie damy rady się z tego utrzymać.
NIGDY nie byłam w tak trudnej sytuacji. nie wiem, co robić.
doradzicie coś? help!
jestem mamą 3-latka. od września wróciłam do pracy, a dziecko rozpoczęło edukację przedszkolną.
z mężem nie układało nam się, odkąd na świecie pojawiło się dziecko (choć było zaplanowane i wyczekane, to nie była wpadka). chyba go to przerosło niestety. on jest DDA i ma niekontrolowane wybuchy złości, agresji słownej. potrafił zrobić awanturę, bo klocki leżały na dywanie albo dlatego, że dziecko płakało, bo miało mokrą pieluchę... doszło do tego, że bałam się cokolwiek powiedzieć, bo nie wiedziałam, jak zareaguje.
starał się, abyśmy jakoś wiązali koniec z końcem, z jednej pracy jechał do drugiej, więc nie mogę mu zarzucić, że nie chciał dbać o nasz byt. aczkolwiek pieniądze, jakie zarabiał, były zbyt małe przy naszych potrzebach (wynajem mieszkania, dziecko ma specjalną dietę), to wywoływało kolejne spięcia.
od początku prosiłam go, aby poszedł na terapię dla DDA. powiedział, że nigdzie się nie wybiera, bo nie jest mu to potrzebne. jego matka też powinna iść na terapię i rodzeństwo, bo psychikę im mąż/ojciec rozwalił. ale o ile rodzeństwo to rozumie, to on i jego matka uważają, że nie ma problemu.
i tak od września szukał pretekstu, aby zakończyć ten układ, bo nawet kiedyś mi wykrzyczał, że marzy o życiu w samotności (choć dziecko kocha bardzo i dziecko go również).
teraz nadarzyła się okazja, bo w konflikcie, który wywołała jego matka (skłócając przy tym niemal całą rodzinę), stanęłam po stronie jego rodzeństwa. powiedziałam, że mają rację, a on i jego matka pilnie potrzebują pomocy specjalisty, bo tak się nie da żyć - żyjemy z piętnem jego przeszłości. włamał się na mojego maila, wydrukował wszystkie maile, które pisałam z jego rodzeństwem i już ma pretekst do rozwodu. jestem zła, niedobra.
wczoraj stwierdził, że od przyszłego miesiąca się wyprowadza, zamierza sobie coś wynająć. zapytałam, jak chce to zrobić, skoro w obecnej sytuacji (wspólny wynajem) ledwo dajemy radę finansowo. usłyszałam "martw się, trzeba było się nie wtrącać do mojej rodziny i naszych spraw".
z mojej pensji mogę wynająć malutkie mieszkanie i je opłacić. i to tyle, na więcej nie starczy. to, co on obiecuje dawać, na życie nie wystarczy.
moje rodzeństwo nie może mi pomóc. mama zaproponowała, żebym z dzieckiem wróciła do niej, ale tam nie mam pracy i szanse na znalezienie czegoś powyżej 1200 zł są marne. mama żyje sama, na życie po opłatach zostaje jej niewiele, nie damy rady się z tego utrzymać.
NIGDY nie byłam w tak trudnej sytuacji. nie wiem, co robić.
doradzicie coś? help!