Już wróciłam i piszę relację ze ślubu
Hejka dziewczyny ( i chłopacy , jeśli jakiś jest ) tu Cleo , która wczoraj wróciła z gorącego miesiąca miodowego i dopiero ma chwilkę by napisać a więc w skrócie: Ślub , wesele i podróż poślubna MEGA, a dłużej:
Był piątek 20-ego października 2006 wstaliśmy około 10,00, ja myknęłam po kwiaty by z mamą ustroić kościół i na 12,00 fryzjer, makijaż. Stresu brak ale na wszelki wypadek u fryzjera na rozruch i rozluźnienie buteleczka szampana. Potem migiem do domu by się ubrać i wszystko by było ok., gdyby nie moja zdolna mama, która zdecydowała się na makijaż u kosmetyczki i zapomniała, że pomóc córce się ubrać. Tym samym prawie pan młody mnie zastał w majtkach i pończochach ale za to we fryzurze ślubnej i makijażu. Na szczęście kilka telefonów przywróciło mamie rozsądek i popędziła do domu pomóc córce.
Pan młody zdębiał, bo nagle jego oczom ukazała się obca babka. Hehe, w takim stroju mnie jeszcze nie widział. Potem migiem na sesję do parku, by mógł się przyzwyczaić do wizerunku swojej przyszłej żonki. Sesja miło i przyjemnie i choć było pięknie i słonecznie to wiatr dawał się we znaki, tym samym niestety większość fotek mam w futerku.
Po sesji do domu na ostatnie poprawki a potem do kościoła i tu zaczynają się przeboje....
Oczywiście gafy standardowe, czyli BRAK OBRĄCZEK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Co tu się działo .....Obrączki na tydzień przed ślubem dałam mamie by je schowała, ale dziś w histerii i nerwówce ślubnej kompletnie tego nie pamiętała i kiedy pan młody przekonywał ją by pojechała po obrączki do domu krzyczała , że ich nie ma!!!
Gdy w końcu udało mu się na mówić moją mamę , by wsiadła do samochodu po minięciu 3 uliczek zatrzymała się na środku skrzyżowania i zaczęła panikować...Istny odjazd.....
Przez to niestety pod kościołem witałam sama gości.
Gdy w końcu obrączki dotarły, rozpoczynała się ceremonia. Do kościoła wprowadzał mnie tata i taką wersję polecam każdej przyszłej pannie młodej. To wspaniała i piękna tradycja.
Sama ceremonia rewelacja, bo tu znowu gafa. W życiu nie myślałam, że mi się to przytrafi. Myślałam, że to taki weselny gag , który chodzi od ust do ust a tu kurde balans mój trzęsący się z nerwów, jeszcze nie mąż, wypalił : I nie dopuszczę ....i cały kościół włącznie ze mną wypełnił się gromkim śmiechem. Z drugiej strony to wydarzenie rozluźniło nas i dalej już było bez stresu i wesoło. No i jest co wspominać!!!!
Po kościółku życzenia i myk do Rodizio. A tam dalej już wszystko pięknie...cała sala tańczy , pije. Zespół i dwóch dj...nie do opisania – odjazd na całego. Robili z gośćmi co chcieli.
Jedzenie świetne i w ilości wręcz niepoprawnej , stoły cudnie nakryte i goście pełni chęci do zabawy.
Ogólnie cudownie. Wybrykałam się jak szalona, objadłam i przyznaje dość przyzwoicie popiłam...( hehe ) i jedyny smutek ,że tak szybko minęło.
Wszystkim przyszłym panną młodym życzę tak szalonego i radosnego ślubu i wesela. Tak rewelacyjnych gości i zabawy do białego rana w szampańskich nastrojach.






Był piątek 20-ego października 2006 wstaliśmy około 10,00, ja myknęłam po kwiaty by z mamą ustroić kościół i na 12,00 fryzjer, makijaż. Stresu brak ale na wszelki wypadek u fryzjera na rozruch i rozluźnienie buteleczka szampana. Potem migiem do domu by się ubrać i wszystko by było ok., gdyby nie moja zdolna mama, która zdecydowała się na makijaż u kosmetyczki i zapomniała, że pomóc córce się ubrać. Tym samym prawie pan młody mnie zastał w majtkach i pończochach ale za to we fryzurze ślubnej i makijażu. Na szczęście kilka telefonów przywróciło mamie rozsądek i popędziła do domu pomóc córce.
Pan młody zdębiał, bo nagle jego oczom ukazała się obca babka. Hehe, w takim stroju mnie jeszcze nie widział. Potem migiem na sesję do parku, by mógł się przyzwyczaić do wizerunku swojej przyszłej żonki. Sesja miło i przyjemnie i choć było pięknie i słonecznie to wiatr dawał się we znaki, tym samym niestety większość fotek mam w futerku.
Po sesji do domu na ostatnie poprawki a potem do kościoła i tu zaczynają się przeboje....
Oczywiście gafy standardowe, czyli BRAK OBRĄCZEK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Co tu się działo .....Obrączki na tydzień przed ślubem dałam mamie by je schowała, ale dziś w histerii i nerwówce ślubnej kompletnie tego nie pamiętała i kiedy pan młody przekonywał ją by pojechała po obrączki do domu krzyczała , że ich nie ma!!!
Gdy w końcu udało mu się na mówić moją mamę , by wsiadła do samochodu po minięciu 3 uliczek zatrzymała się na środku skrzyżowania i zaczęła panikować...Istny odjazd.....
Przez to niestety pod kościołem witałam sama gości.
Gdy w końcu obrączki dotarły, rozpoczynała się ceremonia. Do kościoła wprowadzał mnie tata i taką wersję polecam każdej przyszłej pannie młodej. To wspaniała i piękna tradycja.
Sama ceremonia rewelacja, bo tu znowu gafa. W życiu nie myślałam, że mi się to przytrafi. Myślałam, że to taki weselny gag , który chodzi od ust do ust a tu kurde balans mój trzęsący się z nerwów, jeszcze nie mąż, wypalił : I nie dopuszczę ....i cały kościół włącznie ze mną wypełnił się gromkim śmiechem. Z drugiej strony to wydarzenie rozluźniło nas i dalej już było bez stresu i wesoło. No i jest co wspominać!!!!
Po kościółku życzenia i myk do Rodizio. A tam dalej już wszystko pięknie...cała sala tańczy , pije. Zespół i dwóch dj...nie do opisania – odjazd na całego. Robili z gośćmi co chcieli.
Jedzenie świetne i w ilości wręcz niepoprawnej , stoły cudnie nakryte i goście pełni chęci do zabawy.
Ogólnie cudownie. Wybrykałam się jak szalona, objadłam i przyznaje dość przyzwoicie popiłam...( hehe ) i jedyny smutek ,że tak szybko minęło.
Wszystkim przyszłym panną młodym życzę tak szalonego i radosnego ślubu i wesela. Tak rewelacyjnych gości i zabawy do białego rana w szampańskich nastrojach.





