Konto - wspólne, czy każde z małżonków ma osobne?
Jestem bardzo ciekawa jakie macie zdanie na temat konta bankowego, macie wspólne z mężem czy każde z małżonków osobne. Jak jest, a jak być powinno? Ja już sama nie wiem, czy żona ma takie same prawa do pieniędzy co mąż...jeśli nie pracuje?Pomóżcie, bo nie wiem co myśleć, wariuję już pomału.
Mój problem polega na tym, że zostałam zwolniona z pracy. Mąż ma swoje konto, ja mam swoje. Mój mąż zarabia bardzo dobrze, więc on płaci rachunki, robi zakupy (ja piszę na kartce co potrzeba, a on jeżdzi do marketu), tankuje paliwo do auta. Gdy miałam pracę, miałam swoje (nie wiem czy swoje czy wspólne) pieniądze, chodziłam do fryzjera, kupowałam ubrania i buty sobie i dzieciom, wiadomo za zakupy spożywcze też czasem płaciłam. Nie zarabiałam dużo ale jednak...
Teraz moje konto jest prawie puste i chyba je zamknę, a ja nie mam dostępu do pieniędzy. U nas jest wszystko męża, jego mieszkanie i samochód kupione przed zawarciem małżeństwa, jego pieniądze. Nie wiem czy rozumiecie. Ja nie wiem ile mąż ma na koncie, ile zarabia... zachowuje się tak jakby pracował dla siebie. Ciągle się o to kłócimy, gdy mówię, że nie mam na coś pieniędzy to on stwierdza, że mam mu powiedzieć to mi kupi. Ja na to,że ja nie chcę by on mi kupował, że skoro jesteśmy małżeństwem to wg prawa pieniądze są wspólne i chcę pójść do bankomatu i sobie wyjąć. On nie lubi się dzielić, lubi za to kumulować pieniądze na koncie.
Mąż nie chce słyszeć o wspólnym koncie. Ja czuję się totalnie zdominowana przez niego, ma on nade mną władzę. Nie ufa mi, myśli że ja mu ogołocę całe konto, jest sknerą, a ja nie jestem typem kobiety, która szasta pieniędzmi, nie kupowałam nigdy złotych pierścionków, futer, perfum itp. Wydaje mi się, że to kobieta w domu "rządzi" pieniędzmi, ale w naszym małżeństwie jest inaczej. Przecież nie mieszkam w arabskim świecie, gdzie mąż wydziela żonie pieniądze. Kobieta ma większe wydatki od mężczyzny, ja mam już dość mówienia np. potrzebuję sobie kupić stanik, skończyły mi się podpaski.
Strasznie chcę wrócić do pracy, może nie dlatego że brakuje nam pieniędzy, tylko dlatego by czuć się niezależna, bo skoro u nas jest tak że to są męża pieniądze, to ja muszę mieć swoje czyli muszę pracować. Nie wiem czy mnie rozumiecie. Może uważacie, ona ma świetnie, nie pracuje, mąż robi zakupy, siedzi w domu, tylko zajmuje się dziećmi, sprząta, gotuje i narzeka. Mąż tak uważa i dziwi się, że nie jestem szczęśliwa.
Mój problem polega na tym, że zostałam zwolniona z pracy. Mąż ma swoje konto, ja mam swoje. Mój mąż zarabia bardzo dobrze, więc on płaci rachunki, robi zakupy (ja piszę na kartce co potrzeba, a on jeżdzi do marketu), tankuje paliwo do auta. Gdy miałam pracę, miałam swoje (nie wiem czy swoje czy wspólne) pieniądze, chodziłam do fryzjera, kupowałam ubrania i buty sobie i dzieciom, wiadomo za zakupy spożywcze też czasem płaciłam. Nie zarabiałam dużo ale jednak...
Teraz moje konto jest prawie puste i chyba je zamknę, a ja nie mam dostępu do pieniędzy. U nas jest wszystko męża, jego mieszkanie i samochód kupione przed zawarciem małżeństwa, jego pieniądze. Nie wiem czy rozumiecie. Ja nie wiem ile mąż ma na koncie, ile zarabia... zachowuje się tak jakby pracował dla siebie. Ciągle się o to kłócimy, gdy mówię, że nie mam na coś pieniędzy to on stwierdza, że mam mu powiedzieć to mi kupi. Ja na to,że ja nie chcę by on mi kupował, że skoro jesteśmy małżeństwem to wg prawa pieniądze są wspólne i chcę pójść do bankomatu i sobie wyjąć. On nie lubi się dzielić, lubi za to kumulować pieniądze na koncie.
Mąż nie chce słyszeć o wspólnym koncie. Ja czuję się totalnie zdominowana przez niego, ma on nade mną władzę. Nie ufa mi, myśli że ja mu ogołocę całe konto, jest sknerą, a ja nie jestem typem kobiety, która szasta pieniędzmi, nie kupowałam nigdy złotych pierścionków, futer, perfum itp. Wydaje mi się, że to kobieta w domu "rządzi" pieniędzmi, ale w naszym małżeństwie jest inaczej. Przecież nie mieszkam w arabskim świecie, gdzie mąż wydziela żonie pieniądze. Kobieta ma większe wydatki od mężczyzny, ja mam już dość mówienia np. potrzebuję sobie kupić stanik, skończyły mi się podpaski.
Strasznie chcę wrócić do pracy, może nie dlatego że brakuje nam pieniędzy, tylko dlatego by czuć się niezależna, bo skoro u nas jest tak że to są męża pieniądze, to ja muszę mieć swoje czyli muszę pracować. Nie wiem czy mnie rozumiecie. Może uważacie, ona ma świetnie, nie pracuje, mąż robi zakupy, siedzi w domu, tylko zajmuje się dziećmi, sprząta, gotuje i narzeka. Mąż tak uważa i dziwi się, że nie jestem szczęśliwa.