Kochani, dajcie jakieś przepisy na ludzkie jedzenie, takie swojskie nasze. Wszędzie pełno jakigoś tutufrutu, frutituti a ja maam ochotę na nasze polskie, nie promowane przez ogłupiaczy master, top i inne rewolucje
Dwa duże (naprawdę duże!) gary.
W jednym gotuje się kałdun wołowy. Do zagotowania i zlania. I tak kilka razy. Potem obdzieramy kałdun z błony i kroimy w paseczki
W drugim gotuje się ogon wołowy. Rzecz obecnie praktycznie nie do kupienia wskutek uniodebilizmu. Ale może ktoś ma wejścia w ubojni, to się da załatwić. Wersja z ogonami wieprzowymi jest kiepska, ale do przyjęcia. Ino trza schłodzić i zebrać nadmiar tłuszczu.
Kiedy ogon już dochodzi, rozbieramy go i kroimy mięso na krótsze odcinki (kostki dla Fiony poproszę ;) Wrzucamy z powrotem do wywaru i dodajemy warzywa i pokrojone flaczki, Oczywiście: dużo liścia laurowego i ziela angielskiego. Całość zaciągamy zasmażką. Na koniec dodajemy roztarty w dłoniach majeranek. Jak kto lubi, można dodać trochę koncentratu pomidorowego.
Dziękuję a propos tymbalików to mam skojarzenia z dawnych lat kiedy zamawiało się w knajpie tzw lunetę i meduze, Inaczej setę i galaretę. No to cześć dziewczyny
Dość, ja tu sobię myślę tak. Biorę patelnie, wrzucam pokrojony boczek, cebulkę pokrojonę drobno, dalej kaszankę. Ziemniaki gotowane na talerzu, ogórek kiszony, kaszana, posypane natką pietruszki i szklanka maślanki. To na jutro. Spadam a jutro zobaczę co z Waszych propozycji na kolejne dni zrobić
O boże gołąbki, nie tego już za wiele. Chyba chcecie mnie zadręczyć Dzwonię do mamuśki, moje śliniawki pracują pełną parą. Co mnie skusiło taki temat wrzucić