droga
Tym razem zapraszam was do przeniesienia się do troszkę innej rzeczywistości. Tak naprawdę to do naszych korzeni. Właściwie czy my mamy, korzenie podobno pierwsza rewolucja techniczna miała miejsce 4000 lat p. n. e. ale czy to oznacza, że są to nasze korzenie? Najprawdopodobniej znaleźli by się tacy, którzy nie spoglądają dalej w przeszłość, niż dwa tygodnie, nie o to w tym wszystkim mi chodzi. Chciałbym nie wracać do spraw o których i tak nie każdy chce pamiętać a już na pewno czytać o historii naszej cywilizacji. Zapraszam was do czegoś o czym zapominamy na co dzień a mamy to niemal pod ręką w ogóle nie dbamy już o te dobra.
Dotarłem wreszcie do swojego lasu, jak zwykle musiałem pokonać tę samą drogę, wąska ścieżka, po obu jej stronach ciemny iglasty las, już znam każdy zakątek tych strona ale moi znajomi, którzy stają mi czasem na drodze, przerażają mnie, niekiedy wygląda to jakbym miał przed sobą rogatą zjawę, po czym zjawa odskakuje z zastygłej pozycji, pokazując mi jedynie swój biały zadek. Na szczęście nie jestem myśliwym i sarny już się powoli do mnie przyzwyczajają a może to ja przyzwyczajam się do nich bo niby jak to dzikie zwierze miało by rozpoznawać zapachy intruza na własnym terenie. Po opuszczeniu ściółki w stu procentach z opadłych igieł trafiam na wydeptaną dróżkę prowadzącą do wioski w lesie. Oczywiście mam kilka możliwości przedostania się na drugą stronę rzeki, jedną z nich jest przewrócone drzewo, które tworzy naturalny leśny most. Ale w nocy przechodzenie po tym cudzie natury nie należy do najprzyjemniejszych czynności w szczególności, że nieopodal człowiek lasu nauczył się od matki natury, że mosty naturalne czy też nie, pomagają w życiu. Budowniczy mostku, po którym właśnie się przemieszczam nie wysilił się zbyt mocno a i podglądanie natury nie wychodzi mu chyba najlepiej. Bo niczym nadzwyczajnym nie jest, że lekkie konstrukcje nie są trwałe. Ale co mi tam, idę i tak nie mam nic do stracenia wpaść do tej zimnej wody, może być i fajnym doświadczeniem ale tylko raz, więcej nie chciałbym chodzić przemoczony, dodatkowo smagany zimnym nocnym wiatrem, pięknie grającym na drzewach. Od przeciwnego brzegu do mej chaty nie jest już daleko zaledwie 40min drogi już czuje się jak w domu, uwielbiam te nocne spacery w szczególności podczas pełni księżyca gdy drzewa robią wszystko bym poczuł się jak w zaczarowanym lesie i niejednokrotnie udało im się doprowadzić do gęsiej skórki na plecach.
Zima za to jest piękna podczas pełni i 25 stopniowego mrozu. Drzewa oszronione z ust wciąż wydobywająca się para, szybko krystalizująca się na twarzy.
Wspaniale jest dojść do domu, już widzę te drewniane drzwi, popycham je z lekkim jęknięciem, pozwalają mi ujrzeć wnętrze mego małego królestwa, Izba rozświetlona światłem wydobywającym się z kamiennego kominka nad którym w garnku królowa gotuje coś przepysznie pachnącego. Czasem wracając z biura w mieście, do swego domu myślę, że umarłem i jestem już w niebie. Miska zupy, pajda własnego chleba czy tak by mnie nakarmili w fastfoodach?
Dwa królewskie fotele zostały zajęte przez właścicieli tej chaty, psy i koty zbiegły się wysłuchać kolejnych wywodów na temat naszego bytu, wpatrując się w ogień zapominam zupełnie, że jesteśmy różnymi ciałami, właściwie to już nie jesteśmy, połączyliśmy się miłością. kilka godzin przy kominku, na skórze niedźwiedzia.
Ale to by było zbyt piękne, bym mógł zakończyć noc u boku tej jedynej, gabinet już na mnie czeka, technika w tej odległej chacie w tym pomieszczeniu nie uwierzycie na najwyższym poziomie, sieć wszystkie potrzebne narzędzia do pracy na miejscu, biblioteka wciąż się powiększająca. Szybkie sprawdzenie poczty, kilka odpowiedzi, zapoznanie się ze sprawozdaniami, ponownie budzę się z głową w książkach, szybkie wspólne śniadanie. garaż i do stolicy, czego oni ode mnie chcą. Czasem się zastanawiam czy zostawiam w domu miłość, czy niewolnicę. Kiedy znowu będę mógł wrócić do świata, w którym żyje, nie żyjąc w nim. Jak połączyć prace w mieście z życiem rodzinnym na najwyższym poziomie, a czym w ogóle to życie rodzinne jest, czym ta miłość, czym spacery w lesie, czym śmierć. Pokonuje kolejne kilometry wsłuchując się w Morphinę. I wam ich polecam
0
0