Re: Likwidacja Straży Miejskiej w Gdańsku
~Antek z Sobieszewa
(12 lat temu)
Ja mandat dostałem w 2010 roku na Elbląskiej, jechałem ulica na zakazie jazdy dla rowerów! Każdy kto jechał do Sobieszewa wie że nie ma z Gdańska tam drogi dla rowerów. Nie zatrzymałem się na żądanie dwóch strażników na motocyklach, zacząłem im wiać. Potem jeden mnie dogonił i krzyczał przez swój 'hełmofon' - 'chcesz się ścigać ty pedale!?'. Najzabawniejsze że ci kulturalni ludzie tam jeszcze pracują. I stąd m.in jestem za likwidacja tej jednostki, bo.. może i nie wszyscy :) ale 'pracuje' tam sporo buraków. A prezydent Gdańska P. Adamowicz jest nieugięty i jak grochem o ścianę do niego,. Nie jestem zwolennikiem żadnej opcji politycznej wiem jedno Jaworski kandydując na prezydenta miał w programie likwidację straży miejskiej z tego go zapamiętałem. Ludzie uczciwie pracują lub szukają pracy a ci robią biznes, zgłosisz że na mieście ktoś zebrze, jakiś rom lub kobieta z dzieckiem nie przyjadą tylko zaraz pytania 'czy robi to w sposób natarczywy' aby nie robić sobie kłopotu.. Łatwiej im bowiem założyć rozgwiazdę na koło, wykonać pracę biurową na wolnym powietrzu.., albo zaczepić rowerzystę który jedzie ulicą na zakazie jazdy dla rowerów bo nie ma możliwości jechać gdzie indziej:) są i w straży ludzie normalni, jednego nawet zwolniono za to że protestował przeciw bodaj polityce 'narzucania norm mandatów'. Bilety ZTM w górę, szachownice polują na tkackiej, piwnej, ogarnej. Do policji się ludzie przyzwyczaili może i też nie zawsze jej lubią, tylko policja wykonuje pracę a nie robi biznes. Komentarz człowieka niezadowolonego? Ludzie nie lubią straży miejskiej, bo wiedzą z czyjej głowy wyszedł w latach 90 taki pomysł, gdzieś tych z ORMO trzeba było umieścić :) kumpel gdy szukał pracy dla beki ze znajomym papiery do nich złożyli, poszli na rozmowę i odmówili, spytali ich się czemu no to odpowiedzieli: 'chcieliśmy tylko sprawdzić, czy się dostaniemy.. :)'. Kiedyś nie raz pracy szukałem, sam miałem możliwość ale nawet za cenę pozostawania bez pracy, tego że groził mi 'wylot z domu' nie chciałem tam iść, ta atmosfera pracy (czy to w ogóle pracą można nazwać), klimat, świadomość nieprzydatności, piętno ze strony społeczeństwa, o nie chyba długo bym tam nie wytrzymał ew. z pomocą psychologów a na pewno oni z niej korzystają. To takie zajęcie nie praca, tam się nic nie wytwarza, nie sprzedaje, tylko się siedzi, jeździ, wypełnia ich 'procedury'. No sprzedaż aktywna jest biletów na jednorazowe parkowanie od urzędnika.. W sumie wystarczy się przebrać w szachownice i marsz na ulice.. Poszedłbym do takiej roboty po zmianie nazwiska na fikcyjne i takiej charakteryzacji że nikt by mnie nie poznał, najlepiej długa broda i ciemne okulary, kapelusz nie potrzebny bo szachownica na głowie, tak na zizitopa.
5
3