Męska walka z kobiecym Hashimoto...
Hashimoto...dla niewtajemniczonych,to nie nazwa afrodyzjaka,ani nowa marką sportowego ścigacza. Jest to choroba tarczycy,dość specyficzna, niepoznana do końca,niszcząca tarczycę,dość utrudniająca zajść kobietom w ciążę...oraz jest przyczyną wahań nastroju. To ostatnie... dzisiaj zmusiło mnie,mimo iż jestem facetem i z reguły trzymam w sobie wszelkie bolączki tego świata...do wyrzucenia z siebie paru słów, myśli. Siedząc przed komputerem w ostatnich minutach pracy, zastanawiam się, jak inni faceci radzą sobie,wytrzymują w chwilach kiedy ich dziewczyna, partnerka, narzeczona,czy żona przeżywa kryzys...tak zgadza się,nie przechodzi,a przeżywa.Sama źle się czuje ze swoimi humorami ,lecz niestety muszę być i trochę egoistą w tym wątku...ja również źle się z tym czuję... Po 5 latach znajomości, dwóch latach małżeństwa,z każdym takim kolejnym "atakiem" jest mi coraz gorzej wytrzymać...jestem właśnie pół godziny po kolejnym apogeum... przykrych słowach, wyzwiskach itp. Co robić,kiedy się kocha i wie,że za jakiś czas będzie lepiej,będą słowa skruchy i przeprosin...chciałbym zapytać się,jak inni sobie z tym radzą. Z góry dziękuje za niepoważne wpisy i wygłupy. Moją wypowiedź proszę traktować nie jako zmiękczenie męskiej tkanki psychicznej,lecz jako odważne wystąpienie i wysunięcie zapytania w odnośnie choroby,która coraz liczniej atakuje nasze piękne kobiety.