Spowolnienie na rynku nieruchomości
Na portalach gospodarczych czytam od 2 miesięcy, że wygląda na to, że ceny przestają rosnąć i zmniejsza się zainteresowanie zakupem mieszkań. Czy to oznacza, że w okresie zimowym dojdzie do korekty, czyli mieszkania potanieją?
W ciągu 2016 i 2017 roku mieszkania w Gdańsku podrożały około +20%. Czyli m2, który kosztował 5 tys. teraz kosztuje 6 tys. a 4,5 tys. teraz 5,2 tys. Podobno największy wpływ na wzrost cen, to: wzrost ceny gruntów, wzrost wynagrodzeń i wzrost cen materiałów budowlanych. Ale te wzrosty mają się słabo do wzrostu cen mieszkań. Procentowy udział ceny gruntu pomnożony razy wartość o jaką zdrożał nie daje +20% w cenie mieszkania. Wiem jak się liczy wartość odtworzeniową i widzę, że obecne ceny to głównie efekt popytu, który wykorzystują deweloperzy, żeby się obłowić.
Poza tym podobno większość mieszkań kupuje się teraz za gotówkę. Moje pytanie brzmi, czemu 2 lata wcześniej ludzie nie mieli tyle gotówki? Czyżby tylu ludzi zarobiło w ciągu dwóch lat tyle pieniędzy, żeby kupić nowe mieszkanie? To nieprawda. To są pieniądze przesunięte z innych form oszczędnościowych. A to oznacza, że ta fala będzie miała swój kres i właśnie dane wskazują na wyhamowanie.
Zgadzacie się z moim przemyśleniem?
W ciągu 2016 i 2017 roku mieszkania w Gdańsku podrożały około +20%. Czyli m2, który kosztował 5 tys. teraz kosztuje 6 tys. a 4,5 tys. teraz 5,2 tys. Podobno największy wpływ na wzrost cen, to: wzrost ceny gruntów, wzrost wynagrodzeń i wzrost cen materiałów budowlanych. Ale te wzrosty mają się słabo do wzrostu cen mieszkań. Procentowy udział ceny gruntu pomnożony razy wartość o jaką zdrożał nie daje +20% w cenie mieszkania. Wiem jak się liczy wartość odtworzeniową i widzę, że obecne ceny to głównie efekt popytu, który wykorzystują deweloperzy, żeby się obłowić.
Poza tym podobno większość mieszkań kupuje się teraz za gotówkę. Moje pytanie brzmi, czemu 2 lata wcześniej ludzie nie mieli tyle gotówki? Czyżby tylu ludzi zarobiło w ciągu dwóch lat tyle pieniędzy, żeby kupić nowe mieszkanie? To nieprawda. To są pieniądze przesunięte z innych form oszczędnościowych. A to oznacza, że ta fala będzie miała swój kres i właśnie dane wskazują na wyhamowanie.
Zgadzacie się z moim przemyśleniem?