Ten szary papier z toalet i łazienek szpitala na Zaspie, rozpuszczający się i śmierdzący, będzie chyba wracał do mnie w koszmarach.
A we wrześniu też nie było po kilka dni mydła w toaletach i łazienkach? Wyparzam jakieś plastiki na polecenie położnej (??!), jestem po cesarce więc ruszam się z trudnością i przy bardzo dużym bólu, korzystam z łazienki gdzie nie ma mydła, i te wyparzone elementy biorę nieumytymi rękami i mam je przekazać innej kobiecie. A łazienki? Wiadomo że kobiety krwawią, oczyszczają się organizmy... Że tam nie ma jakiegoś pomoru, to tylko zasługa szprycowania rodzących i dzieci antybiotykami.
Co do położnych, większość odbierałam jako wspaniałe, życzliwe, profesjonalne, choć przepracowane osoby. Ale jedna to chyba psychopatka. Młoda, niewysoka, więcej nie pamiętam. Łapie dzieci zimnymi rękoma, jakby specjalnie gwałtownie. Nie przytrzymuje dziecku główki. Pozwala sobie na złośliwe uwagi i pogardliwe uśmiechy, i to kompletnie bez powodu (jeszcze zrozumiałabym gdyby tak reagowała na jakieś prowokacje, teksty roszczeniowe, czy choćby głupie ale nie, ona z zasady ma takie podejście).
Lekarze? Przychodzi taki chłopiec w trakcie specjalizacji i pyta pacjentkę... co jego równie niedoświadczony kolega powiedział przy poprzednim obchodzie. :D
0
0