Ano tak. Jednak tym razem konkretna sprawa mobbingu (i jego fatalnych skutktów), akceptowanie tego zjawiska przez szefostwo (o czym świadczy relacja kolejnej ofiary), rozlała się dużo dalej niż na lokalne, trójmiejskie podwórko. Zapewne naiwnie to zabrzmi ale w moim (szefostwo BCT doskonale wie kim jestem) całym działaniu na różnych płaszczyznach i w różnych formach nie chodzi o zemstę (tego typu niskie pobudki są domeną drugiej strony). Mnie wprost chodzi o elementarną przyzwoitość/uczciwość - także względem potencjalnych kolejnych osób, które będą miały pecha trafić do działu negatywnej bohaterki tego wątku. Natomiast kwestia "kodeksowej" sprawiedliwości, roszczeń, itp, itd. powierzona została sądowi i organom ścigania.
Szefostwo Terminala nadal może traktować mnie jak "oszołoma", który narobił problemów firmie (bo faktycznie narobił), mogą mnie także w każdej chwili pozwać do sądu np. o naruszenie dóbr osobistych (echo doniosło, że myśleli nad tym ale jakoś się rozmyślili). A ja nawet gorąco zachęcałbym prezesa do takiego kroku, bo wtedy w sądzie - np. w ramach powództwa wzajemnego - poudowadniamy sobie kto, komu, w jakim zakresie i kiedy dobra osobiste faktycznie naruszył. A ja przecież uprzedzałem prezesa, że mnie żadnymi sposobami nie da zniechęcić do działania w tej sprawie, nie da się mnie wystraszyć silnym składem prawników firmy, konsekwencjami prawnymi ani zastraszyć jakimikolwiek innymi konsekwencjami z dowolnego (nawet pozaprawnego) "katalogu". No cóż, ja - "oszołom" tak mam od urodzenia - kiedy nie mam racji albo chociażby mam wątpliwości, nie pyskuję (potrafię nawet przeprosić). Jednak kiedy racja jest niezaprzeczalnie po mojej stronie - a zwłaszcza kiedy tak poważna sprawa dotyczy bliskiej mi osoby - nie ma najmniejszych nawet szans na to, że sprawa "rozejdzie się po kościach" (na co pan prezes liczył).
113
3