Wolne niedziele a gospodarka
Nareszcie ktoś wpadł na długo oczekiwany pomysł przywrócenia wolnych niedziel. Wprawdzie niektórzy dziennikarze sugerują, że wybór, co chcą robić w niedzielę, należy pozostawić ludziom, ale niestety takie myślenie jest chyba poważnym nieporozumieniem. Chodzi tu nie o dowolne posunięcie lecz o p r z y w r ó c e n i e starego religijnego i kulturowego O b y c z a j u mającego głębokie uzasadnienie i będącego podstawą ładu cywilizacyjnego.
To parę lat temu jakiś idiota ten obyczaj naruszył a przecież widać wyraźnie, że handel w niedzielę nie zapobiegł kryzysowi i można śmiało powiedzieć, że wręcz do tego kryzysu się przyczynił, poszerzając spektrum postaw kryzysogennych. Gdyby dało się przedłużyć jakoś tydzień pracy, to kryzys przyszedłby jeszcze szybciej i byłby jeszcze głębszy. Można ująć to na poły metaforycznie, że kryzys jest efektem utraty proporcji, równowagi i granic między rozmaitymi sferami życia i polityki.
***
A dzisiaj posłuchałem dyskusji w Trójce na temat projektu częściowego ograniczenia handlu w niedzielę i mogę powiedzieć, że ludzka głupota jest niezmierzona, bo aż 55% internautów w sondażu jest przeciw ograniczeniu. Kwestia ta wyraźnie pokazuje, jak lemingi mylą skutki z przyczynami.
Zastanówmy się dlaczego pracuje się w niedzielę i zestawmy dwie tezy wyjaśniające:
Otóż w niedzielę nie pracuje się , jak twierdzą niektórzy, dlatego,że wymaga tego rozwój gospodarczy i konieczność zachowania miejsc pracy, bo jakoś kraje rozwinięte rozwinęły się mimo zakazu pracy w niedzielę.
Jest dokładnie odwrotnie - praca w niedzielę jest efektem nacisku zagranicznych lobbies biznesowych, zachowujących się w swoich krajach inaczej niż w polskiej kolonii. Jest też efektem postępującej zapaści gospodarczej wywołanej zboczoną spekulacyjną działalnością sektora finansowego, a próba ratowania miejsc pracy przez handel w niedzielę jest jedynie dolewaniem benzyny do ognia, przyśpieszającym degenerację systemu.
A te dywagacje przyprawione mało inteligentnym sosem zwrotów, w łamanej polszczyźnie, takich jak:
"Każdy samemu sobie niech w sumieniu ustali a nie żeby państwo się wtrącało" albo "wolny rynek niech rządzi" .
Jak ja lubię takie zwroty i taką argumentację. Durni "samemu sobie" pętlę na szyję zakładają i się jeszcze cieszą.
Drodzy Państwo, rynek jest tylko częścią, niewielką częścią, systemu społecznego, jest wytworem regulacji państwa prawa a nie odwrotnie. I nie funkcjonuje jak należy, bo w Polsce prawo nie działa. Proszę się tego nauczyć na pamięć w nadchodzący długi weekend i głupot nie wyplatać.
Polska - czyli kolonia, jednym słowem. Nie mamy wolnego rynku, mamy dyktat korporacji.
To parę lat temu jakiś idiota ten obyczaj naruszył a przecież widać wyraźnie, że handel w niedzielę nie zapobiegł kryzysowi i można śmiało powiedzieć, że wręcz do tego kryzysu się przyczynił, poszerzając spektrum postaw kryzysogennych. Gdyby dało się przedłużyć jakoś tydzień pracy, to kryzys przyszedłby jeszcze szybciej i byłby jeszcze głębszy. Można ująć to na poły metaforycznie, że kryzys jest efektem utraty proporcji, równowagi i granic między rozmaitymi sferami życia i polityki.
***
A dzisiaj posłuchałem dyskusji w Trójce na temat projektu częściowego ograniczenia handlu w niedzielę i mogę powiedzieć, że ludzka głupota jest niezmierzona, bo aż 55% internautów w sondażu jest przeciw ograniczeniu. Kwestia ta wyraźnie pokazuje, jak lemingi mylą skutki z przyczynami.
Zastanówmy się dlaczego pracuje się w niedzielę i zestawmy dwie tezy wyjaśniające:
Otóż w niedzielę nie pracuje się , jak twierdzą niektórzy, dlatego,że wymaga tego rozwój gospodarczy i konieczność zachowania miejsc pracy, bo jakoś kraje rozwinięte rozwinęły się mimo zakazu pracy w niedzielę.
Jest dokładnie odwrotnie - praca w niedzielę jest efektem nacisku zagranicznych lobbies biznesowych, zachowujących się w swoich krajach inaczej niż w polskiej kolonii. Jest też efektem postępującej zapaści gospodarczej wywołanej zboczoną spekulacyjną działalnością sektora finansowego, a próba ratowania miejsc pracy przez handel w niedzielę jest jedynie dolewaniem benzyny do ognia, przyśpieszającym degenerację systemu.
A te dywagacje przyprawione mało inteligentnym sosem zwrotów, w łamanej polszczyźnie, takich jak:
"Każdy samemu sobie niech w sumieniu ustali a nie żeby państwo się wtrącało" albo "wolny rynek niech rządzi" .
Jak ja lubię takie zwroty i taką argumentację. Durni "samemu sobie" pętlę na szyję zakładają i się jeszcze cieszą.
Drodzy Państwo, rynek jest tylko częścią, niewielką częścią, systemu społecznego, jest wytworem regulacji państwa prawa a nie odwrotnie. I nie funkcjonuje jak należy, bo w Polsce prawo nie działa. Proszę się tego nauczyć na pamięć w nadchodzący długi weekend i głupot nie wyplatać.
Polska - czyli kolonia, jednym słowem. Nie mamy wolnego rynku, mamy dyktat korporacji.