chcę się podzielić jeszcze obserwacją osobliwego zjawiska, którego doświadczyłam na własnej skórze :)
chodzi to za mną od pewnego czasu i nie daje mi spokoju...
mianowicie, od kiedy regularnie gram w poola, to siłą rzeczy jestem narażona na muzę z głośników w klubie (muzę, która jest dla mnie kompletnie z drugiego bieguna - nieakceptowalna) i w zasadzie nie przyszło mi nigdy na myśl, żeby tym sterować (poprosić o zmianę).
więc leci ta muza, dla mnie na poziomie rmf max, i, o dziwo, niektóre z tych kawałków całkiem nieźle wpadają w ucho podczas gry, mimo, że nigdy świadomie bym ich nie wybrała.
i dobrze mi się przy tej muzie w tle gra. ba, gra mi się super!
i potem następuje przeniesienie do rzeczywistości: jadę rano do tyry i np. o 7 rano słyszę te kawałki w samochodowym radio albo w pracy, w pokoju jednej takiej dziwnej laski, i nagle doświadczam poczucia relaksu, błogości, zadowolenia, prawie widzę partię bil do rozegrania ;)
no centralnie, odruch Pawłowa. dałam się wytresować :)
bilard + ta tępa muza= przyjemność
tępa muza= przyjemność
i co ciekawe, nie umiem nad tym zapanować. jedynie zdaję sobie z tego sprawę.
ten muzyczny bodziec jest tak silny, że już teraz po prostu działa, czy chcę, czy nie.
sygnał: tępa muza/ odzew: przyjemność.
niesamowite i straszne.
oto przykład:
https://www.youtube.com/watch?v=4NRXx6U8ABQ
jak to słyszę, to mam takie za****ste wyniki na stole, że trudno mi uwierzyć...
co to, kurdebele, jest? zna ktoś? bo ja pierwszy raz na oczy widzę (choć słyszałam setki razy :)
a, jeszcze raz sobie odtworzę... ale miło :)