chrzciny- kłótnia z rodzicami
Cześć.
Może wy mi doradzicie jak wybrnąć z poniższej sytuacji.
Ja, mąż i córeczka mieszkamy z moimi rodzicami (jeszcze do lutego).
Jednak przyszedł czas aby ochrzcić naszą małą- planujemy uroczystość na wrzesień. Pojawił się problem, bo ja jeszcze bedąc w ciąży jasno mówiłam że chrzciny chce skromne, tylko my, nasi rodzice, moja babcia i chrzestni z osobami towarzyszącymi razem 11 osób. ze względów finansowych chrzciny chce zrobić w domu i właśnie na takąliczbę gośći. oczywiście moi rodzice dostali dosłownie ataku szału!!! że całej rodziny nie będzie tj; wójków, ciotek (braci mojej mamy z dziećmi swoimi). żadne tłumaczenia typu że potrzebuje tych pieniędzy na umeblowanie mieszkania które odbieramy w lutym nie pomogły, w zamian usłyszałam że jestem egoistką i moja mama zaprosi sobie swoich braci i całą rodzinę na chrzciny i że nie wyobraża sobie żeby na chrzcinach "jej wnuczki" nie było całej rodziny, dodatkowo powiedziała mi że odsówam się od royle się nasłuchałam jaka dziny, że nie pojechałam pokazać małej nikomu...tylko przepraszam to chyba sorosły człowiek powinien jeśli chce przyjechać do dziecka i je zobaczyć, a nie ja mam paradować po całej rodzinie żeby pokazać noworodka!!! moi rodzice są bardzo cięzkimi ludzmi, matka i ojciec wymuszają na nasw szytsko dosłownie. z naszym weselem było podobnie, ja chciałam dj a moja matka orkiestre tak mi truła głowę i tyle się nasłuchałam jaka to ja nie jestem, tyle nerwów przez nią zjadłam i łez wypłakałam żę daliśmy z mężem za wygraną i była orkiestra, nie będe przytaczać reszty ale ogólnie moje wesele miało wyglądać inacze, a przez nią i przez to co ona chciała i jak bardzo zatrówała mi życie, moje wesele wyglądało tak jak ona sobie tego zażyczyła, na koniec usłyszałam przypadkiem od rodziny że moja mama mówiła że to przecież my chcieliśmy orkiestre- a on wspaniałomyślnie się na to zgdziła. obłęd. teraz jest to samo z chrzcinami, do celu po trupach. pierwszy raz w życiu ja i mój mąż podnieśliśmy na moich rodziców głos bo już nerwy nam puściły, kolejna rzecz którą na nas wymuszają. mam dość!!! od 2 dni znów płacze bo sytuacja w domu jest tragiczna. rodzice mają takiego focha że wogle się do nas nie odzywają. ja jestem na urlopie wychowawczym , oni mało pracują i siedzą w domu w konsekwencji całyyyyy dzien musze patrzeć na ich fochy, nieodzywanie się do mnie, nawet do wc nie chce mi się wychodzić żeby nie mieć z nimi kontaktu. z jednej strony mam tak dośc takiego chorego klimatu w domu i mam ochote powiedzieć tak jak z weselem żeby robili sobie te chrzciny jak chcą a ja do nich ręki nie przyłoże, z drugiej nie chce się złamać...bo jak teraz się złamie to już zawsze będzie tak że będa na nas wymuszać swoje wizje! ale nie wiem już co robić, taka sytuacja mnie męczy, nosa nie chce mi się wystawiać poza swój pokój, bo nie chce widzieć tych fochów, ale przecież musze iśc zrobić jeść, załatwić się...co wy byście zrobiły. odpuściły, czy znosiły fochy. dodam że dopiero w lutym dostaniemy mieszkanie i bede mogła miec ich daleko i głęboko i te ich fochy. na dzień dzisiejszy mieszkania nie możemy wynając, juz o tym myslalam i wczoraj przeglądałam ogłoszenia ale poprostu chcemy zaoszczedzic pieniazki ktore bysmy dali za wynajem i kupic za nie meble czy poprostu odlozyc na czarna godzinę. tylko jest dodatkowo problem, nie wiem le czasu dam rade psychicznie znosic te fochy i kłótnie. jestem strzepkiem nerwow, boje sie ze wkoncu dostane jakiejsc depresji, juz mam codziennie doła i ciezko mi sie usmiechac, ciagle płacze. nie da sie tak zyć.
Może wy mi doradzicie jak wybrnąć z poniższej sytuacji.
Ja, mąż i córeczka mieszkamy z moimi rodzicami (jeszcze do lutego).
Jednak przyszedł czas aby ochrzcić naszą małą- planujemy uroczystość na wrzesień. Pojawił się problem, bo ja jeszcze bedąc w ciąży jasno mówiłam że chrzciny chce skromne, tylko my, nasi rodzice, moja babcia i chrzestni z osobami towarzyszącymi razem 11 osób. ze względów finansowych chrzciny chce zrobić w domu i właśnie na takąliczbę gośći. oczywiście moi rodzice dostali dosłownie ataku szału!!! że całej rodziny nie będzie tj; wójków, ciotek (braci mojej mamy z dziećmi swoimi). żadne tłumaczenia typu że potrzebuje tych pieniędzy na umeblowanie mieszkania które odbieramy w lutym nie pomogły, w zamian usłyszałam że jestem egoistką i moja mama zaprosi sobie swoich braci i całą rodzinę na chrzciny i że nie wyobraża sobie żeby na chrzcinach "jej wnuczki" nie było całej rodziny, dodatkowo powiedziała mi że odsówam się od royle się nasłuchałam jaka dziny, że nie pojechałam pokazać małej nikomu...tylko przepraszam to chyba sorosły człowiek powinien jeśli chce przyjechać do dziecka i je zobaczyć, a nie ja mam paradować po całej rodzinie żeby pokazać noworodka!!! moi rodzice są bardzo cięzkimi ludzmi, matka i ojciec wymuszają na nasw szytsko dosłownie. z naszym weselem było podobnie, ja chciałam dj a moja matka orkiestre tak mi truła głowę i tyle się nasłuchałam jaka to ja nie jestem, tyle nerwów przez nią zjadłam i łez wypłakałam żę daliśmy z mężem za wygraną i była orkiestra, nie będe przytaczać reszty ale ogólnie moje wesele miało wyglądać inacze, a przez nią i przez to co ona chciała i jak bardzo zatrówała mi życie, moje wesele wyglądało tak jak ona sobie tego zażyczyła, na koniec usłyszałam przypadkiem od rodziny że moja mama mówiła że to przecież my chcieliśmy orkiestre- a on wspaniałomyślnie się na to zgdziła. obłęd. teraz jest to samo z chrzcinami, do celu po trupach. pierwszy raz w życiu ja i mój mąż podnieśliśmy na moich rodziców głos bo już nerwy nam puściły, kolejna rzecz którą na nas wymuszają. mam dość!!! od 2 dni znów płacze bo sytuacja w domu jest tragiczna. rodzice mają takiego focha że wogle się do nas nie odzywają. ja jestem na urlopie wychowawczym , oni mało pracują i siedzą w domu w konsekwencji całyyyyy dzien musze patrzeć na ich fochy, nieodzywanie się do mnie, nawet do wc nie chce mi się wychodzić żeby nie mieć z nimi kontaktu. z jednej strony mam tak dośc takiego chorego klimatu w domu i mam ochote powiedzieć tak jak z weselem żeby robili sobie te chrzciny jak chcą a ja do nich ręki nie przyłoże, z drugiej nie chce się złamać...bo jak teraz się złamie to już zawsze będzie tak że będa na nas wymuszać swoje wizje! ale nie wiem już co robić, taka sytuacja mnie męczy, nosa nie chce mi się wystawiać poza swój pokój, bo nie chce widzieć tych fochów, ale przecież musze iśc zrobić jeść, załatwić się...co wy byście zrobiły. odpuściły, czy znosiły fochy. dodam że dopiero w lutym dostaniemy mieszkanie i bede mogła miec ich daleko i głęboko i te ich fochy. na dzień dzisiejszy mieszkania nie możemy wynając, juz o tym myslalam i wczoraj przeglądałam ogłoszenia ale poprostu chcemy zaoszczedzic pieniazki ktore bysmy dali za wynajem i kupic za nie meble czy poprostu odlozyc na czarna godzinę. tylko jest dodatkowo problem, nie wiem le czasu dam rade psychicznie znosic te fochy i kłótnie. jestem strzepkiem nerwow, boje sie ze wkoncu dostane jakiejsc depresji, juz mam codziennie doła i ciezko mi sie usmiechac, ciagle płacze. nie da sie tak zyć.