mój mąż się zakochał :(
niestety nie we mnie:( od jakiegoś czasu było między nami gorzej, w sumie wynikało to w dużej mierze z kryzysu finansowego, wiadomo ciągłe kłopoty, dziecko było w drodze, kobieta w ciąży ma swoje humory, wszystko się nawarstwiało:( Mąż zaczął wychodzić na imprezy, czego wcześniej nie robił. Myślałam, że to ciągły stres, zmartwienia i że musi odreagować. Urodził się nam synek. Przez chwilę wydawało mi się, że jest lepiej, bardzo cieszył się synem. Ale po krótkim czasie znowu zaczął wychodzić w każdy weekend na imprezy z kolegami, ciągle pisał do kogoś sms-y, nie rozstawał się z telefonem. Zapytałam czy kogoś ma - zaprzeczył. Czułam, że coś jest nie tak ale starałam się nie popadać w paranoję. Rozmawialiśmy o tym wszystkim, szukaliśmy rozwiązania. On mówił, że się stara ale Mu nie wychodzi. Pomyślałam, że może dobrze zrobi nam rozstanie na jakiś czas, żeby mógł ode mnie odpocząć i wszystko przemyśleć. Postanowiliśmy, że po świętach przeprowadzi się na jakiś czas do swojej mamy. Przed świętami przeglądałam historię odwiedzanych stron szukając ogłoszenia o mieszkanie, które mnie zainteresowało. Znalazłam, że mąż szukał: dla niej na dobranoc.... Dla mnie tego nie szukał. Robił tak kiedyś, jak się poznaliśmy, wysyłał sms-y z miłymi wierszykami. Napisałam do niego sms-a z pytaniem czy się zakochał. Potwierdził :( Wywiozłam jego rzeczy, złamałam się. Okazało się, że poznał kobietę jakieś 6 miesięcy temu (mniej więcej jak urodził się nasz synek). Powiedział mi, że ona świetnie go rozumie, ma taki sam charakter, świetnie się dogadują, ona też ma rodzinę... Powiedział też, że warto na nią czekać i poświęcić dla niej wszystko:( Moje życie legło w gruzach. Zdradził mnie w najgorszy z możliwych sposobów (bo fizycznie podobno nie, ale to nie ma znaczenia). Nie wiem co robić, z jednej strony chciałabym, żeby jeszcze kiedyś coś z tego było bo mimo wszystko Go kocham, z drugiej nie wiem czy potrafiłabym zaufać po czymś takim... Poza tym powiedział, że już nigdy ze mną nie będzie. Gdzieś tam w głębi mam nadzieję, że kiedyś odzyska rozum i zrozumie jaki błąd popełnił. Ale patrząc na to z drugiej strony wiem, że muszę zacząć wszystko od nowa, być silna dla swojego synka. Ale nie daję rady fizycznie i psychicznie :( Pewnie niedługo dostanę pozew rozwodowy i to pomoże mi uwierzyć, że to koniec... Jak myślicie co ja mam robić? Mieć nadzieję? Jak można po 12 wspólnych latach przekreślić wszystko dla kobiety,którą zna się pół roku... Jestem młoda, wszyscy mówią, że jeszcze spotka mnie miłość, ale trudno mi w tej chwili w to uwierzyć :(