Siemka,
coz, "w dzien po' czuje sie jak na lekkim kacu, ale bez dramatu-bywalo
znacznie gorzej :-)
Ok, ale po kolei-a wiec przygotowania do startu zaczalem w piatek: przez
caly dzien nawadnialem sie ile wlezie i ładowałem akumulatory roznymi
preparatmi typu makaron :-)
sobota-podobnie tyle, ze do pracy nie musiale isc wiec poswiecilem
wiekszosc czasu na jeszcze wiekszy relaxik..jedyny wysilek to wsiadlem na
rower i pojechalem do gdyni po numer startowy i inne sooweniry przygotowane
przez Organizatora :)
W niedziele rano zjadlem podwojne sniadanko, spakowalem mix- geainer+BCAA
oraz 2xMarsy+1xBounty...Na starcie obowiazkowa stress_kupa (tutaj mala
wtopa organizatora - na ponad 700 osob przewidziano zaledwie 4 czy 5
przenosnych kibelkow)..no ale co tam-damy rade!
potem wypilem Gainera, zagryzlem Marsem (drugi Marsik z Bountym zabralem
ze soba-jako zele enegetyczne, co biorac pod uwage temp. 30`C niewiele
odbiega to od prawdy :)
rozciagnalem porzednie nozki, odpalilem radioGdansk (realcja na zywca z
maratonu), wychlalem jeszcze z 0.5l mineralki i START!!!
0.5h bardzo lajtowo, powoli, stopniowo doszedlem do ~0.77HrMax
i tak juz zostalo..wiedzialem, ze trzeba sie oszczedzac i uwazac-podczas
biegu cholernie latwo sie zakwasic...taktyka byla taka, ze do 30km bede
trzymal zakladane tempo-potem zobaczymy :-) szczegolnie, ze nie mialem
zielonego pojecia co bedzie dalej - w glowie huczalo mi o opowiesciach o
"scianie" itp historiach...co 5km byl punkt medyczno-zywieniowy, gdzie
rozdawono wode i kubeczki z Izotonikami-korzystalem z kazdego: chwytalem w
biegu butelke wody i kubeczek z napojem, ktory wypijalem od razu, a wode w
polowie do gardla a drugo na glowe :) po 10km zjadlem pierwsza polowke
Bountiego...potem po jakies godzince (czyli okolo 20km) zjadlem
druga..wiedzialem, ze nie moge dopuscic do uczucia glodu, wiedziem ze
pochalniam w tym tempie okolo 700kCal/h wiec to co zjadlem
wczesniej,geiner+batoniki w kieszeni powinny wystarczyc..i tak bylo!
dla mnie osobiscie najtrudniejszy byl fragment trasy z centrum Gdanska na
Westerplatte i spowrotem - 20km praktycznie 100% na sloncu (polar wykazal
mi tam 33'C ), caly czas prosta, nudna droga.... konca nie widac...co jakis
czas po trasie obracala karetka na sygnale i wywozila
nieszczesnikow...sporo ludziow juz poprostu maszerowalo..ja trzymalem
tempo-dobieglem do jakiegos kolesia w koszulce Solidarnosc - wyprzedzilem
go.po chwili gosc na pelnym gazie skontrował ale nie odbiegl daleko- po
kilku minutach znow go dszedlem..i znow ..tasowalismy sie tak z 6 czy
siedem razy, wkoncu zaczelo mnie to w****iac, tzn denerwowac :) zauwazylem,
ze zblizamy sie do mostu i mamy troche pod gore, wiec dalem gazu w stylu
MTB przez chwile trzymalem jakies 0.85HrMax-to wystarczylo :)....minelo
30km a ja ciagle w ruchu :) podczas drogi powrotnej z westerplatte
zauwazylem w odleglosci jakis 100m 2 kolesi z ktorymi bieglem z gdyni do
Sopotu (mieli identyczne koszulki jakiegos teamu ) - potem musialem
zatrzymac sie w krzakach na siku, co przytrafilo mi sie tylko raz :) i mi
odbiegli...mialem w nogach jakies 35km i pol marsa w kieszeni:) jak udalo
mi sie do nich zblizyc na jakies 20m, co zajelo mi dobre 30 minut..aha od
30 km przestalem mocno trzymac sie pulsometru, a ze predkosc zaczelo mi
spadac, podkrecilem tempo i tluklem 0.8HrMax,..bylem juz bardzo zmachany-
miesnie nog, szczegolnie lydki palily jak cholera i juz bardzo nie mogle
sie doczekac kolejnego punktu z woda... jednak zadna "Sciana" nie zblizala
sie..wiec gazu :)biegle z kolesiami do 40km i nie moglem pokonac tych
20m..doszedlem do wniosku ze mam to w dupie- niech biegna w cholere :-) i
tutaj stal sie cud - kolesie zwolnili zaczeli maszerowac!!! po chwili bylem
przed nimi...pokonanie ostatnich 2km zajelo mi okolo 15minut, trasa biegla
przez Starowke, wokolo ludzie klaskali, dopingowali - z***ista atmosfera!!!
jakies 500m przed meta wyprzedzil mnie jakis koles ale na szczescie co
zdazalo sie wielokrotnie nie odbiegl daleko...wystarczylo trzymac tempo,
jakies 100m przed koncem koles zwolnil i zaczal maszerowac-tylko na to
czekalem - dalem gazu wyprzedzilem go (HR skoczylo mi do 180) i werszcie
META!!!!
MOje reflexie:
1) udalo mi sie przebiec cala trase bez maszerowania (jejejeje!!!),
2) Sciana nie istnieje :) wystarczy dbac o Calorie;
3) atmosfera takiego maratonu znakomita - 1000x lepsza niz na maratonach
MTB,
4) ogranizacja Dobra - przydaloby wiecej punktow z woda na odcinku do/z
Westerplatte i wiecej Kibelkow w gdyni na starcie,
5) dzieki Boze za punkt zywieniowy na 35km (dawali czekolade i banany!!!)
6) niech pieklo pochlonie punkt zywieniowy na 40km - tylko woda :/
7) Panie poblogoslaw strazakow za polewanie (szczegolnie na polmetku
Westerplatte)
8) kibice w gdansku SUPER (oprocz szczerego kibicowania, sporo ludziow prywatnie podawlao kubki z woda i inne specjaly-mniam!!!)
co do kontuzji to:
1) dwa odciski na prawej stopie-cale szczescie wyszlo to tuz przed meta, bo
bolalo jak cholera;
2) ponaciagane miescnie nog i troche czuje kolana, ale bez paniki;
3) mocne obtarcia w sterfie bikini :) zle dobrane spodenki o czym dowiedzialem sie po 3h :-)
Reasumujac - SUPER IMPREZA!!!!
a tutaj wykres z POlara:
http://www.facebook.com/photo.php?pid=493804&id=1841934260