Skusiła nas reklama, że w soboty i niedziele Rozmaryn proponuje 50% zniżki na wszystkie dania i napoje. Weszliśmy do małej sutereny, urządzonej w eklektycznym stylu, wokół roznosił się zapach stęchlizny, z głośników leciała Pink....hm...pomyśleliśmy PORAŻKA. Ok, siadamy, pani kelnerka(??) z pierścionkami od Bvlgariego przyniosła nam menu, otwieramy i....trzy zupy, cztery przystawki na krzyż...ceny KOSMICZNE - za tagliatelle 50zł??? PARANOJA. Ale ok, zniżka 50%, więc nie jest źle. Zamawiamy. Aga bierze zupę z soczewicy i sałatkę z wątróbką, ja makaron z krewetkami i i cukinię zapiekaną z mozzarellą. Pani przyniosła zupę i sałatkę...po czym sałatkę postawiła przede mną. Gdy podawała "dania główne" zwróciłem jej uwagę, że sałatka była dla żony, nie ma dla mnie - pani od bvlgariego stwierdziła, że tak właśnie chciałem i jej mina mówiła "o co ci kretynie chodzi". Jedzenie dobre, choć gdybyśmy mieli zapłacić 87zł x 2 (ze zniżką rachunek był 87zł), to zrobiłbym awanturę. Krótko: Rozmaryn, to przerost formy nad treścią. Popracujcie nad tym zapachem stęchlizny i zmieńcie muzę w lokalu. Nie da się jeść słuchając Pink.