Re: nie doczytałem do końca...
                 
    
    
    
    Zgadzam się, ale w Tesco widziałem duszące się poranione ryby. Przy rybach masówka=męczarnia, dlatego staram się ten czas stresu skrócić do maksimum. Wyławiam, momentalnie głuszę i patroszę. Nauczyłem się to robić sprawnie w Norwegii, w której to miałem najciekawszą przygodę jeśli chodzi o wędkarstwo. Ano łowię sobie we fiordzie na spinning blachą 70g albo 80g, chwyciło mi coś dużego, ale wiesz idzie tak jakoś nieśmiało i bardzo, bardzo łagodnie, jakby zaczep o kłodę. Ściągam do brzegu, a tu dywan, to znaczy 10kg halibut. Kumpel skoczył po bosak, a ten drań (halibut) wcale nie walczy, jakby narąbany był. Odwracam się przez ramię poganiam żołnierskim żargonem kumpla, i zonk, halibuta nie ma, natomiast na blaszce mam ok 3kg dorsza. Skubaniec "wypluł" zdobycz. To miejsce w fiordzie było takie: szło się z wędką i dowolna blachą i po godzinie miało się m.in 10kg dorsza. Czasem pojedyncze sieje, makrele i halibuty.  
    
    
         
        
                
                
        
             0
            0
             0
            0