maria V - X
                 
    
    
    
        
                    
                
        
                    ~wielbicielka moderatora
                
        (19 lat temu)
     
    V 
Do późnej nocy w zamku zgiełk i tętent trwały;
Do późnej nocy trąby i wiwaty grzmiały:
Jeszcze stuk chodu słychać - lub ciężkie westchnienia,  
W przerwanym tępotaniu,  wracają sklepienia.
Nicht tam nie zawołany wnijść się nie poważy -
Dawny wrócił obyczaj,  wspaniała ochota, 
Długie się stoły śklniły od srebra i złota;
I loch pański jak serce zdawał się otwarty -
A stary węgrzyn płodził nie bez duszy żarty;
I godząc huczne tony z wesołym hałasem,  
Muzyka z swą melodią przebiła się czasem.
Do późnej nocy twarze - ostre - malowane -
Przodków,  w długim szeregu zebranych na ścianę,  
Zdały się iskrzyć nieraz martwymi oczami
I śmiać się do pijących,  i ruszać wąsami. 
 
VI 
W ustach mieszka wesołość - w oczach myśl zgadnienia -
W głębi to,  w głębi serca,  robak przewinienia;
A gdy jaka uciecha razem ludzi zbierze, 
I Pycha,  i Pochlebstwo śmieją się - nieszczerze. 
Może tak w dawnym zamku,  bo w rznięte podwoje 
Już Noc zaprowadziła ciemne rządy swoje;
Już ucichli surmacze ,  Sen Szczęście osłania 
I puszczyk z wieży zaczął grobowe wołania;
A jeszcze - w bocznym skrzydle obszernej budowy,  
Gdzie dzielny Wojewoda wzrok orli,  surowy
Pomarszczoną powieką w ustroniu przyciska, 
Jak w jaszczur kryją kamień ,  którym duma błyska -
Tam jego myśl ukryta samotnie się żarzy -
Tam może brnąć już w rozpacz,  w niezwykłej niemocy,  
Depce burzliwym krokiem po ciemnościach nocy, 
Jak by w jej czarnym tchnieniu chciał gdzieś znaleźć rękę 
Krwawej,  zgubnej przyjaźni - lub zgasić swą mękę! 
I gdy z gorących oczu Sen trwożny odlata, 
I gdy mu duszną była wysoka komnata,  
Otworzył wąskie okno - patrzał czas niejaki 
Na swoje liczne hufce,  rozwinięte znaki, 
Co się do nakazanej zbierały wyprawy; 
Słuchał budzącej trąby i wojennej wrzawy: 
Prychają rącze konie,  brzęczą w ruchu zbroje,  
Szumią skrzydła husarzy,  chcą lecieć na boje. 
Dla nich wstające słońce w różowej pościeli 
Blaskiem złotych warkoczy widokres weseli
I wznosząc świetne czoło,  najpierwszym spojrzeniem 
W lśniącej stali swe wdzięki postrzega z zdziwieniem; 
Dla nich pachnący wietrzyk,  co swój oddech świeży 
Dmucha na włosy dziewic i pióra rycerzy;
Dla nich gwar małych ptasząt,  w żywej słodkiej nucie,  
Co z mokrych rosą dziobków wyrywa uczucie:
Nie dla niego - on nie chciał na widoku zostać -
W niknących cieniach zamku zanurzył swą postać,  
Jak te straszące mary,  które bojaźń nasza
Widzi w bezsennej nocy - poranek rozprasza. 
 
VII 
Dano znak - wrzasły trąby - szczęknęły podkowy -
Mężnego towarzysza wierny szeregowy
Jak cień nie odstępuje; i szybkim obrotem 
W ciasną gotycką bramę suną się z łoskotem. 
Zagrzmiała długim echem do sklepienia drząca -
Aż łagodniejszą ziemię lżej kopyto trąca;
I ciszej,  ciszej brzęcząc - już słabo - z daleka -
Głuchy dochodzi odgłos i coraz ucieka.
Dopiero to na polu - gdzie ogromne koło 
Wytoczyło już słońce - bujają wesoło;
I pstrym swoim proporcem,  nim sławy dostąpią, 
W żywych strumieniach światła jak orły się kąpią; 
Tysiące piór,  kamieni,  w blask,  w farby się stroi; 
Tysiące drobnych tęczy odbija się w zbroi;
A na ich bystrych oczach siedziało Zwycięstwo,  
A na ich serc opoce kwitły wierność,  męstwo,  
A na czele tych szyków wyniosły młodzieniec.
Lecz ktoż on? Jakiż chwały czy szczęścia rumieniec 
Lniane chcą cienić włosy? Oh! milszy sto razy
Niż różowe porankiem natury obrazy
I słodszy,  i jaśniejszy od chwały połysku
Ten blask - co w jego serca żywi się ognisku -
Ten uśmiech- w którym może choć część zachwycenia,  
Z jakim wybrani słyszą Cherubinów pienia.
Na lotnym jeciał koniu -i nad jarów brzegi 
Poprowadził w porządku milczące szeregi; 
Znikli w zarosłą przepaść - aż krążąc parowy,  
Jeszcze raz świetne z krzaków ukazali głowy;
Jakiś na wzgórku rozkaz młodzieniec dał znakiem -
I poszli,  poszli drogą za żwawym kozakiem, 
Którego lekkie ślady od kopyt bez stali
Wietrzyk z Rosą,  jak dzieci,  piaskiem przysypali. 
 
VIII 
I ciche,  puste pola - znikli już rycerze, 
A jak by sercu brakli,  żal za nimi bierze.
Włóczy się wzrok w przestrzeni,  lecz gdzie tylko zajdzie,  
Ni ruchu nie napotka,  ni spocząć nie znajdzie.
Na rozciągnięte niwy słońce z kosa świeci -
Czasem kracząc i wrona,  i cień jej przeleci, 
Czasem w bliskich burianach świerszcz polny zacwierka,  
I głucho - tylko jakaś w powietrzu rozterka.
To jakże? Myśl przeszłości w tej całej krainie 
Na żaden pomnik ojców łagodnie nie spłynie, 
Gdzie by tęsknych uniesień złożyć mogła brzemię? 
Nie - chyba lot zwinąwszy,  zanurzy się w ziemię: 
Tam znajdzie zbroje dawne,  co zardzałe leżą, 
I koście,  co nie wiedzieć do kogo należą;
Tam znajdzie pełne ziarno w rodzajnym popiele
Lub robactwo rozlęgłe w świeżym jeszcze ciele; 
Ale po polach błądzi nie sparłszy się na nic -
Jak Rozpacz - bez przytułku - bez celu - bez granic. 
 
IX 
Pod starymi lipami Miecznik dumał stary
I dźwigał w zwiędłej głowie utrapień ciężary: 
Chociaż ten czarny żupan smutny przy siwiźnie,  
Nosił i jasne barwy,  gdy służył ...
    
    
         
        
                
                
        
             0
            0
             0
            0