stat
Impreza już się odbyła
PATRONAT

Siesta Festival 2015 będzie trać o jeden dzień dłużej, rozpocznie się dzień wcześniej niż ogłaszano bo już 23 kwietnia. Entuzjaści muzyki luzofońskiej zyskują dodatkową możliwość na spotkanie z niezwykłym wykonawcą. 23 kwietnia o godzinie 21:00 Helder Moutinho będzie gwiazdą dodatkowego Wieczoru Fado.

wrz'25 18

czwartek, g. 21:00

bilety 530,50 zł
Kup bilet
wrz'25 21

niedziela, g. 20:00

Gdańsk,
bilety 158 zł
Kup bilet
Podczas tegorocznej edycji Siesta Festival będzie aż pięciokrotnie gościć Państwa we wnętrzach Filharmonii Bałtyckiej na Ołowiance. W tradycji festiwalu są też ogromnie oczekiwane, intymne Noce Fado, z kolacją i muzyką na wyciągnięcie ręki. Tegoroczny gość festiwalu, Duarte, wystąpi podczas dwóch pierwszych festiwalowych wieczorów, po zakończeniu głównego koncertu. A z racji niezwykłego wręcz charakteru tych wieczorów, postanowiliśmy przenieść je do Sali Zielonej, również w Filharmonii Bałtyckiej. Festiwal zakończy niedzielna afrykańska fiesta w jak zwykle przy takich okazjach, rozbujanym do szaleństwa Klubie Parlament.

folk / reggae / world - koncerty w Trójmieście


23.04.2015

21:00 Sala Zielona Filharmonii Bałtyckiej, Gdańsk - Helder Moutinho
Wieczór Fado

24.04.2015

20:00 Filharmonia Bałtycka - Paolo Flores
22:00 Sala Zielona Filharmonii Bałtyckiej, Gdańsk - Helder Moutinho
Wieczór Fado

25.04.2015

18:00 Filharmonia Bałtycka - Neuza - dodatkowy koncert;
20:00 Filharmonia Bałtycka - Neuza

22:00 Filharmonia Bałtycka Sala Zielona - Helder Moutinho
Wieczór Fado

26.04.2015

19:00 Filharmonia Bałtycka - Mariza
22:00 Klub Parlament, Gdańsk - Charlotte Dipanda


Znamy już artystów ogłoszonych w audycji Siesta. Oto oni:

Mariza

Diva, symbol, legenda, muzyczna skandalistka i prowokatorka, prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalna i uwielbiana artystka muzyki świata w XXI wieku.

Od czasów Amalii Portugalia nie doświadczyła podobnego szczęścia i nawet literacki Nobel dla Saramago nie znaczył tak wiele dla mieszkańców dawnej Luzytanii, jak ponowne odkrycie przez cały świat muzyki fado. A za to odpowiedzialna jest ta jedna dziewczyna. Urodzona w rodzinie portugalskiego kolonizatora i afrykańskiej matki, w Lorenco Marques, dzisiejszym Maputo, stolicy Mozambiku.

Gdy po wyzwoleńczej wojnie, wraz z tysiącami uchodźców wrócili do Lizbony, rodzice Marizy zamieszkali w Mourarii. To jedna z najstarszych dzielnic miasta, bliźniacza słynnej Alfamie po drugiej stronie wzgórza. Kolebka lizbońskiego fado. W małej tawernie, którą prowadzili rodzice, Mariza słuchała tej muzyki po raz pierwszy. Fernando Mauricio, "Król Fado Mouraria" był częstym gościem, śpiewał do niej i dla niej. Zachowały się fotografie Marizy z jej pierwszych prób wokalnych w tawernie: chudziutka Mulatka z gęstym, czarnym afro.

Jeśli chcesz grać walce Chopina, wiesz, dokąd pójść, czego i jak się uczyć. Nie istnieją szkoły fado. Czy raczej: szkołą jest tawerna, jest życie, jest ulica. Młoda pieśniarka szybko zaczęła zwracać uwagę mocnym głosem, charyzmą, urodą. Barwą, frazą, odmiennością. Jej pierwszy album, "Fado em Mim" pojawił się u progu nowego tysiąclecia i stał się przełomem. W jej życiu i w historii muzyki portugalskiej. Zaproszona na festiwal Womad Mariza ruszyła w świat by od razu pojawić się na największych estradach: Hollywood Bowl, w Central Parku, w Royal Festival Hall. Radio BBC wybrało ją Artystką Roku w muzyce świata. Nagrała ze Stingiem duet na Olimpiadę w Atenach w 2004. Wciąż miała w repertuarze kilka pieśni Amalii, lecz wykonywała je w sposób tak własny i oryginalny, że nikt nie mógł zarzucić jej łatwych imitacji. Do jednego z nieznanych tekstów Amalii muzykę napisał młody kompozytor Tiago Machado i wkrótce ten utwór: "O Gente de Minha Terra" stał się kamieniem milowym, być może najważniejszym w karierze Marizy. Do dziś kończy nim każdy koncert wchodząc w publiczność, między rzędy amfieteatrów.

Nie ma na Ziemi słynnej sali w której nie słuchano by z miłością jej głosu. Od Carnegie Hall po Operę w Sydney, od paryskiej Olimpii po Teatro Albeniz w Madrycie. W Lizbonie wziął ją pod swe opiekuńcze skrzydła Carlos do Carmo, największy spośród żyjących Mistrzów, potwierdzając swoim autorytetem wielkość młodej artystki. Jej styl - nie tylko wokalny - lecz także sceniczny wizerunek, uczynił Marizę najbardziej rozpoznawalną spośród pieśniarek fado.
Trzeba jednak powiedzieć, że nie przyjęto jej bezkrytycznie w skostniałym, zawistnym środowisku. Po jej płycie "Transparente" i kolejnej: "Terra", które w Sieście zaliczyliśmy do naszych najcenniejszych muzycznych doświadczeń w ogóle - mnożyły się oskarżenia o zdradę czystości gatunku. O sprzeniewierzenie ideałów, sprzedanie się. Bo jakże to: święta muzyka Portugalii nagle skundlona w żarliwych splotach z wrogim flamenco w duecie z Buiką? Jakże: nowe formy, w orkiestrowych aranżacjach z podtekstem bossa novy? Skąd te wszystkie "zbędne" kolory? Ivan Lins komponujący fado? Zarty! Jakieś trąbki? I czemu ma służyć mariaż fado z prowincjonalną muzyczką kabowerdyjskich rybaków?

Odpowiedzią Marizy był album "Fado Tradicional" i wielki koncert w lizbońskim Coliseu, najsłynniejszej sali kraju, przed całym skłóconym wewnętrznie światkiem fadistów. Sięgnęła po stare pieśni, udowadniając, że jak mało kto w historii potrafi odnaleźć własny głos we wszystkich żelaznych zasadach tego ściśle skodyfikowanego gatunku. Czy przekonała strażników niepodważalnych wartości, trudno powiedzieć. Oni zazwyczaj umierają w przeświadczeniu, że posiadają jedyną prawdę. Ale świat raz jeszcze pokochał, tym razem tradycyjne, zrealizowane w klasycznym trio, formy muzyki fado.

W tym czasie Mariza wyszła ponownie za mąż, po trudnej ciąży podczas której całkowicie wycofała się z życia koncertowego urodziła chłopca i nadała mu imię Martim, a podwójnym albumem "Best Of" podsumowała swój pierwszy, "młodzieńczy" etap.

Wróciła na sceny świata niedawno, uważnie dobierając miejsca, w których wystąpi. Jej honoraria są porównywalne z wielkimi gwiazdami muzyki popularnej. Zazwyczaj pojawia się zatem w salach dla wielotysięcznej publiczności. Szansa na bliskie spotkanie z Marizą we wnętrzu tak intymnym jak sala Filharmonii na Ołowiance jest bez precedensu w ostatnich latach.

Paulo Flores

Bard. Głos współczesnej Angoli. Kompozytor, autor, producent, niedościgły wykonawca. Mając lat zaledwie 40 już świętował ćwierćwiecze swej muzycznej kariery. Rozpoczął ją bowiem mając lat 16 płytą nagraną w Radio Luanda: "Kapuete Kamundanda". Umieszczona na niej piosenka "Cherry" otworzyła drogę dla nowego nurtu: kizomby. W języku kimbundu kizomba znaczy: zabawa, impreza, balanga. Paulo Flores, wraz z Eduardo Paim'em stali się prekursorami tej ogromnie popularnej do dzisiaj formy muzycznego szaleństwa.

Dojrzewając, Paulo odkrył dla siebie tradycyjną muzykę Angoli, sembę. I w niej właśnie odnalazł własny głos. Jej nadał nowy ton. Semby nie należy mylić z sambą, tradycyjną muzyką z Brazylii, jednakże nietrudno dopatrzeć się w obu nurtach wątków wspólnych, charakterystycznych zresztą dla wielu nurtów muzyki luzofońskiej. Zmysłowość pulsu, bogactwo harmonii, ujmująca uroda melancholijnych melodii. Te elementy, nieobecne w muzyce n.p. saharyjskiej czy suahili znajdziemy także na Wyspach Zielonego Przylądka. W Mozambiku, w Gwinei Bissau. Semba wszelako różni się silnie od pokrewnych jej nurtów i kto raz usłyszy Floresa, czy choćby pamięta z jednego z naszych koncertów Bongę, nie pomyli semby z żadną inną formą.

Jakkolwiek urodzony w Luandzie, Flores swoje pierwsze lata spędził w Lizbonie. Osiadł z powrotem w Angoli w końcu lat 90tych i tam powstały najwybitniejsze z jego piętnastu autorskich albumów. Wśród gości na tych płytach pojawiają się nasi najlepsi siestowi znajomi, których gościliśmy na Siesta Festiwalu: Tito Paris, Sara Tavares, Lura, Mayra Andrade.

W roku 2008, w dwudziestolecie debiutu Flores staje się oficjalnym bohaterem Angoli, gdy świętuje swój jubileusz przed 20-tysięczną widownią w Luandzie.

Paulo śpiewa zarówno w kimbundu, jak i po portugalsku i angielsku. W jego poezji silnie obecne są wątki społeczne, pełne współczucia, ale i krytyczne spojrzenie na los własnego kraju po wielkiej wojnie. Jest także Ambasadorem Dobrej Woli przy ONZ.

Jego najnowsza płyta: "Pais que Nasceu Meu Pai" (2013) przynosi kolekcję zachwycających, oryginalnych utworów, będąc zarazem spojrzeniem wstecz, na los tego jednego pokolenia, tak przełomowego dla historii kraju.

Paulo Flores, debiutujący na płycie Siesta 3 wystąpi w Polsce po raz pierwszy na Siesta Festivalu.

Neuza

Neuza urodziła się w 1985 roku w Praia, stolicy Wysp Zielonego Przylądka, na wyspie Santiago. Jej matka, urodzona na wyspie Fogo, przeniosła się na Praię w poszukiwaniu lepszego życia. Zarabiała na rodzinę śpiewaniem w barach w zamian za jedzenie, podczas gdy mała Neuza pod okiem starszych sióstr dorastała w skromnym, kamiennym domu.

Miała zaledwie sześć lat, gdy straciła matkę i wróciła na Fogo, zabierając ze sobą wspomnienia o muzyce, którą słyszała od mamy. Wędrowała często między wyspami, ucząc się tradycyjnych pieśni każdej z nich. Nie wiązała jednak swojej przyszłości z estradą. Gdy sama została matką, postanowiła dać swej córce oparcie sięgając po stałą, bezpieczną pracę.Los jednak zadecydował inaczej. Pracowała w restauracji i często śpiewała dla siebie, przygotowując wnętrze przed przyjściem pierwszych gości. Współpracownicy, zachwyceni jej talentem namówili ją na pierwszy występ, przed klientami lokalu. Miała 24 lata. Na jeden z koncertów przyszedł producent Jose Da Silva i olśniony talentem dziewczyny, zdumiony oryginalnością repertuaru i stylu z wyspy Fogo, zaproponował Neuzie sesję nagraniową dla wytwórni Harmonia.

Tak powstała jej debiutancka płyta Flor di Bila (2013). Tak usłyszał ją świat. Tak zachwyciła również nas, entuzjastów...
Dla nas, entuzjastów, lecz wciąż laików, muzyka z Cabo Verde, jakkolwiek różnorodna, pozostaje światem pozornie zapoznanym, w którym nawigujemy z łatwością. A jednak niewielu z nas potrafi szybko rozróżnić i nazwać podstawowe dla Wysp rytmy, gatunki, formy muzyczne, jak morna, coladeira, funana. Neuza przynosi nam ponadto rytmy ze swojej wyspy: talaia baxo, rabolo, sambę. Sięga po tradycyjną formę curcutican: pełen pasji, ironiczny, prowokacyjny duet kobiety i mężczyzny.

Siesta Festival co roku prezentuje artystów z Cabo Verde. Wydaje nam się, że trudno znaleźć gdziekolwiek na świecie muzykę bardziej zmysłową, czułą, świetlistą, porywającą, melodyjną, wyrafinowaną i przystępną zarazem. Na naszej scenie stanęli już najwybitniejsi spadkobiercy geniuszu nieodżałowanej Cesarii. Zawsze jednak odrębni, oryginalni, natychmiast rozpoznawalni

25 kwietnia, drugiego dnia Siesta Festival w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku z wielką radością przedstawimy państwu kolejną ciekawą postać z tego magicznego regionu świata. Szanowni państwo, wystąpi przed nami Neuza!


Noc Afrykańska: Charlotte Dipanda

Jest tradycją Siesta Festival , że ostatni koncert, już po największych emocjach w Filharmonii w niedzielną noc, przynosi ostateczne odprężenie. Z wielopiętrowego klubu Parlament znikają wtedy ławki, by najwierniejsza "siestowa" publiczność mogła kołysać się w puls afrykańskiej muzyki. Byśmy mogli tańczyć, przytulać się, pić wino, zapomnieć, że następny dzień będzie nieuchronnie poniedziałkiem.

Pląsaliśmy do tej pory z Yamim, Fatoumatą, Bongą, z kameruńczykiem Bickiem Bassy... No właśnie. Szczególne miejsce na muzycznej mapie Afryki ma Kamerun. Czemu? To pytanie do etnomuzykologów, trudniejsze jeszcze od kwestii, dlaczego muzyka o najbogatszej harmonii, ujmujących melodiach i czułych rytmach pochodzi z Cabo Verde. Klucz portugalski otwiera tamte drzwi bez trudu.

W przypadku Kamerunu nie mamy pewności. Tradycja frankofońska niczego nie wyjaśnia. Przecież sąsiednie Kongo Brazza, Czad, Republika Srodkowoafrykańska, Niger - nie przyniosły światu nawet połowy tak zachwycających muzyków jak Kamerun. Muzycy stamtąd zdają się być szczególnie wrażliwi na złożoność europejskiej harmonii, nie tracąc przy tym nic ze zmysłowości rytualnych rytmów, plemiennych tańców, kołysanek znad ogniska. Nasz siestowy gość sprzed trzech lat Blick Bassy, fenomenalny basista Etienne Mbappe (nawiasem mówiąc bliski współpracownik Mayry Andrade!), tworząca w Ameryce Kaissa czy wreszcie król we własnej osobie, geniusz, legenda: Richard Bona. Charlotte Dipanda jest z tej rodziny.

Urodzić się w Yaounde i wygrać - nie jest łatwo. Paradoksalnie prościej jest, jak Richard, pochodzić z małej wioski. Wyrastać w niewielkiej, zintegrowanej społeczności. Tam zawsze pomogą. A i konkurencja na starcie mniejsza. Yaounde to moloch, jedno z tych afrykańskich miast, rozdętych, napuchłych stolic w których nie chcielibyśmy spędzić ani jednego dnia naszego życia. Skwar, smog, slums, smród. I tłum, wszędzie tłum. Pierzchałem stamtąd jak najprędzej. W rodzinie Charlotte wszyscy muzykowali. Wślizgnęła się więc do studiów nagraniowych stolicy niejako bocznymi drzwiami. Gdyby jednak nie jej nadzwyczajny dar, nigdy nie mogłaby stanąć na scenie z postaciami tej miary co nestor afrykańskiego saksofonu Manu Dibango, czy młoda gwiazda Rokia Traore. "Ten Feet From Stardom" - trzy metry od sławy... tak to się zwykle zaczyna ale i tak często kończy dla zdolnych chórzystek. Lecz Charlotte miała dość charyzmy i determinacji, by stanąć w świetle głównego reflektora. Zaczęło się w 2009 roku w Paryżu, z pomocą kolejnego ze znakomitych kameruńskich muzyków: basisty Guy N'Sangue. Został producentem pierwszej płyty ślicznej debiutantki. Jeden z utworów napisał z młodą wokalistką nasz dobry znajomy Blick Bassy. Energia, uroda, wrażliwość, muzykalność. Te cechy sprawiły, że koncerty Charlotte były w rodzinnym Kamerunie wyprzedane do ostatniego miejsca. Ale podbić Europę a potem znaleźć dla siebie niszę w całej Muzyce Świata to już osobne, trudne zadanie. Nowa płyta przyniosła prezent szczególnie cenny: duet z Richardem Bona. Jedną z piosenek napisał dla Charlotte słynny kongijski bard Lokua Kanza, producent pierwszej płyty Sary Tavares, ukochanej siestowej artystki, i kumpel Richarda z projektu "Toto Bona Lokua" (pamiętają Państwo ich chwytliwy "singiel" z drugiej siestowej płyty?). Ileż to lat temu? Osiem? Ech... niemożliwe.

Jak dobrze jest znów spostrzec, że jesteśmy w niewielkiej, ale szczególnej siestowej rodzinie, gdzie wszyscy się znają, cenią, współpracują, tworzą kolejne zachwycające muzyczne światy.

***
To szczęście, zaszczyt i szczególne - raz jeszcze - emocje, że koncert Charlotte Dipanda na piątym Siesta Festivalu będzie jej pierwszym w Polsce. Cieszę się na nasze kolejne, wierzę, że ponownie szczęśliwe wiosenne dni.

Helder Moutinho

Fado w wykonaniu mężczyzn było zawsze powściągliwe. Tęskne, jak u Marceneiro - według mojego smaku największego fadisty wszystkich czasów. Rzeczowe, bez jednej choćby rozedrganej nuty, mocne siłą spokoju, jak u Wielkiego Carlosa do Carmo.

Gdy odszedł Marceneiro, gdy Carlos do Carmo powoli wycofuje się z intensywnego życia koncertowego - ich miejsce przejęła, z szacunkiem dla Mistrzów, jedna rodzina. Klan, jeśli Państwo chcą. Trzech braci, trzech największych Muszkieterów fado: Carlos Manuel, Pedro i Helder.

Ten pierwszy jest już ikoną. Jego fotografie, gdy jedenastoletni w objęciach Amalii przyjmuje jej błogosławieństwo były zaledwie początkiem oszałamiającej kariery. Ilekroć znajduje się śmiałek, który zestawia barwę jego głosu, bogactwo niuansu, muzykalność, prawdę przekazu z geniuszem Marceneiro - chętnie przyznaję rację. To Camane. Podwórkowy skrót od Carlos Manuel. Wielki to zaszczyt i radość móc współpracować z nim nad płytą Sobremesa.
Pedro. Gość pierwszego Siesta Festiwalu. Bez wątpienia w pierwszej piątce moich ukochanych fadistów. Jego album "Encontro", co budzi sprzeciw fundamentalistów jest, obok "Transparente" Marizy, co budzi sprzeciw jeszcze silniejszy - moją ukochaną płytą fado.

Zatem wreszcie Helder.
Może warto w tym momencie powiedzieć, że dla niewprawnego ucha barwa, fraza, wrażliwość trzech braci jest nie do rozróżnienia! Pamiętam wieczór, kiedy po raz pierwszy usłyszałem Pedro i powiedziałem przyjacielowi z Lizbony: przecież ten facet brzmi jak Camane!

- Bo to jego brat - odparł mój rozmówca z uśmiechem. Z Helderem jest podobnie. Ten sam ton, głębia wyrazu, kolor.
Inny repertuar, oczywiście. Helder, jako jedyny z braci sam sobie pisze pieśni. Jest Helder także wydawcą w swej wytwórni HM Musica: to on odkrył między innymi naszego siestowego przyjaciela Yamiego czy - być może przede wszystkim-jedną z największych gwiazd muzyki kabowerdyjskiej, ubiegłoroczną sensację Siesta Festivalu: Nancy Vieirę.

Przeczytaj także