Re: Dawny Swissmed, poród 2015
Poród cc w szpitalu w Kartuzach.
Od mojego gina dostałam skierowanie na cc z powodu ułożenia miednicowego (pierwsza ciąża), pojechałam miesiąc wcześniej na rekonesans do Szpitala w Kartuzach, poszłam do pokoju lekarzy na 1 piętrze i mówię jaka jest sytuacja, ze mam skierowanie itd, a lekarka do mnie, że nie ma sprawy i kiedy mi pasuje przyjechać na cc. Trochę mnie zatkało, bo w innych szpitalach czekają aż wystąpią skurcze i wtedy dopiero robią cesarkę albo kładą na patologię ciąży, a tu proszę taka niespodzianka ;-) Szybko wybrałam sobie datę (wyliczyłam żeby tak nie za wcześnie, nie za późno i był to pierwszy dzień 39 tc), lekarka zapisała sobie datę w kajeciku i "rzekła do zobaczenia". Żadnych badań nie trzeba było robić wcześniej. Danego dnia o 8.00 rano stawiłam się na czczo na izbę przyjęć. Tam panie spisały moje dane itd, poczekałam sobie do godz. 10.00 i zaprosiły mnie do pokoiku abym się przebrała w koszulę nocną. Po przebraniu pojechaliśmy windą na 2 piętro na oddział ginekologiczno-położniczy, tam położyłam się w łóżeczku, pielęgniarka pobrała mi krew do badań, założyła wenflon i dała kroplówkę nawadniającą - od razu mniej chciało mi się pić ot taki to wynalazek ;-) O 11.30 przyszły moje wyniki krwi więc zawiadomiono ordynatora, że jestem gotowa, pielęgniarka założyła mi cewnik (z całej cc to było najgorsze! Nigdy więcej cewnikowania!!!) i zdjęła koszulę nocną i o 12.00 przewieziono mnie goluteńką, ale pod kołderką, moim łóżeczkiem na sale operacyjną. Do drzwi sali cały czas towarzyszył mi mąż, dalej wjechałam już sama. Tam zobaczyłam sztab uśmiechniętych ludzi, lekarzy myjących rączki, pielęgniarki roześmiane, ogólnie atmosfera przednia. Kazano mi przesiąść się na łóżko operacyjne, usiąść, wygiąć kręgosłup i anestezjolog zrobił mi zastrzyk w kręgosłup, ogólnie trochę głupie uczucie, ale absolutnie nie bolało. Pierwsze moje słowa po znieczuleniu: nareszcie nie czuję cewnika ;-) Następnie szybko kazano mi się położyć bo nogi zaczęły już sztywnieć, ustawiono tą płachtę na wysokości moich piersi - żebym nic poniżej nie widziała - i ordynator zaczął ciąć. Bólu nie czuć, ale czuć takie poszczypywania i ciągnięcie. Trwało to dosłownie z 10 min max i mój misio pojawił się na świecie. Ordynator podniósł go od razu na tą płachtą abym go zobaczyła i dał pielęgniarkom, one tam się nim zajęły i po chwili przysunęły mi go do twarzy, dałam mu buziaczka a potem wyjechał w wózeczku z sali. Zszycie mnie trwało może z 20 min, czas w ogóle się nie dłużył, bo ekipa na sali wyśmienita, żartowaliśmy sobie, cały czas się śmiałam, aż bałam się, że mnie krzywo przez to ordynator zszyje. Po cc przewieziono mnie na salę 2 osobową na oddział położniczy i tam dochodziłam do siebie pod ciągłymi kroplówkami. Jak zaczęło mi schodzić znieczulenie to zaczęłam czuć brzuszek,jak poprosiłam to bez problemu wstrzykiwano mi do kroplówki leki przeciwbólowe. Wiec jak cc miałam o 12.00 to o godz. 21.00 było pierwsze wstawanie. Pani pielęgniarka spokojnie wytłumaczyła, że najlepiej na zasadzie przeciwwagi wstawać i patrzyła bacznie jak sobie radzę, ogólnie nie było źle - droga do umywalki umyć ząbki i z powrotem, jakieś łącznie z 4 metry. Następne wstawanie o 5.30 rano - trasa ta sama ;-) Pierwsze jedzenie dostałam o 12.00 następnego dnia, była to zupa mleczna i bułeczka maślana, następnie kolacja o 17.00 3 kawałki chleba i 3 kawałki takiej ala mortadeli. Co do dziecka to nie przyniesiono mi go aż do momentu, aż mój maż po nie sam poszedł o godz. 15.00 dnia następnego - o przystawieniu do piersi po porodzie można zapomnieć. Przez ponad 24h dziecko jest karmione sztucznym mlekiem z butelki. Od tej godziny 15.00 mój misio był ze mną cały czas, po godzinie przeprowadziliśmy się do sali dwu osobowej z łazienką dzieloną z innym pokojem dwu osobowym (w hotelu są czasami takie studia rodzinne: pokój łazienka pokój) i zostawieni zostaliśmy sami sobie. O pokazaniu jak przystawić do piersi, jak przebrać takiego nieboraczka można zapomnieć. Jeżeli jest się mamą po raz kolejny to wszystko super, warunki bardzo dobre, personel w drogę nie wchodzi itd, ale jak liczy się na pomoc to niestety ale nie tam. Mi pomogła tylko Pani Marika, zawsze odpowie na każde pytanie, miła i uprzejma, ale niestety zmianę miała tylko jedną przez cały mój pobyt. Jedną panią z noworodków poprosiłam o pomoc w przystawieniu mojego misia do piersi, poświęciła mi z 5 min po czym przyniosła mi butelkę, bo tak przecież szybciej.... Pani Maria - taka blondynka koło 50-tki- na pierwszy rzut oka też miła i pomocna, jednak tylko wtedy gdy sobie dobrze radzisz, jak zaczynasz sobie nie radzić to Cię niemile skomentuje i już więcej nie pomoże. W nocy żadnej pielęgniarki nie uświadczysz pomiędzy godz 2.00 a 5.30 bo wszystkie śpią gdzieś pochowane. Co do odwiedzin to mąż mógł być ze mną cały dzień od 11.00 do 19.00 bez problemu. Po cc wychodzi się po 3 dobach, czyli jeżeli rodzisz np we wtorek to w piątek wychodzisz. W sytuacji gdy Swissu nie ma, to można tam pójść na cc z racji tego ustalanego terminu, wyglądu oddziału i tego, że pielęgniarki raczej są obojętne niż złe, jednakże początkującej mamie będzie ciężko bez pomocy, natomiast weterankom polecam bardzo.
2
0